Reklama

Wrzesień 1939. Pamięć i wnioski

02/09/2025 11:27

Kampania wrześniowa zakończyła się wprawdzie klęską militarną, ale słusznie uchodzi za symbol bohaterstwa całego narodu w obronie niepodległości. II wojna światowa zaczęła się w Polsce, a Polacy walczyli do samego jej końca na wszystkich frontach. Państwa nie udało się obronić, bo zawiedli sojusznicy zachodni, decydując się tylko na śmieszną wojnę (drole de guerre) zamiast pełnego respektowania zobowiązań, a siły dwóch wrogów - Niemiec hitlerowskich, które uderzyły 1 września 1939 r. oraz Związku Radzieckiego, który 17 września wbił nam nóż w plecy - okazały się przeważające. 

 

Sytuację międzywojennej II Rzeczypospolitej, która kiedy powstawała, musiała prowadzić walki na wszystkich swoich granicach, zaś w 1920 r. wysiłkiem całego społeczeństwa a nie wyłącznie armii, odparła kierującą się na Warszawę nawałę bolszewicką - lepiej od geopolitycznych strategów zrozumiał poeta i laureat Literackiej Nagrody Nobla Czesław Miłosz, w "Traktacie poetyckim" prezentując dylemat Józefa Piłsudskiego, głównego twórcy odrodzonej w dobie Dwudziestolecia polskiej państwowości:

"Latami będzie chodzić w Belwederze.

Piłsudski nigdy nie uwierzy w trwałość.

I będzie mruczeć: "Oni nas napadną".

Kto? I pokaże na zachód, na wschód,

"Koło historii wstrzymałem na chwilę" [1]

 

Niestety, dążący uparcie w latach 20 i 30. do zrównoważenia nieprzyjaznych Polsce sił, Marszałek nie znalazł w tym dziele godnych następców. Według Stanisława Mackiewicza-Cata, ostatni międzywojenny minister spraw zagranicznych Józef "Beck odrzucał kategorycznie projekt wspólnej niemiecko-polskiej wyprawy na Sowiety, ale nie wyciągał z tego swego stanowiska należytych konsekwencyj, tzn. nie rozumiał, że jeżeli Hitler nie będzie wojował z Sowietami, to będzie wojował z Francją i Anglią, czyli z nami" [2]. Nasze ówczesne sojusze nazwano egzotycznymi. Z kolei ze wszystkich państw z nami sąsiadujących, tylko z Rumunią i Łotwą łączyły nas przyjazne kontakty, ale nie były to potęgi, nawet na regionalną skalę. Silniejsi zaś partnerzy nie dotrzymali gwarancji udzielonych Polsce (Wielka Brytania) ani układów z nią zawartych (Francja).  

 

A przy tym, jak zauważa ten sam autor książki "O jedenastej, powiada aktor, sztuka jest skończona", co jeszcze gorsze "nie mając sił realnych Beck imaginował je sobie, grał w polityce zagranicznej tak jakby te siły posiadał (..)" [3].

 

Nie tylko szef dyplomacji Beck, ale również wódz naczelny pozbawiony charyzmy Komendanta następca Piłsudskiego marsz. Edward Śmigły-Rydz, premier Felicjan Sławoj Składkowski oraz prezydent Ignacy Mościcki podtrzymywali szkodliwą fikcję mocarstwowości Polski. W propagandzie zaręczano, że "nie oddamy ani guzika". Rymowano "nikt nam nie zrobi nic, bo z nami jest marszałek Śmigły-Rydz". Gromkie słowa nie były jednak w stanie zrównoważyć dysproporcji sił militarnych. Pomimo jednoznacznie patriotycznych nastrojów społeczeństwa. Oddał je poeta Władysław Broniewski, legionista, a potem zwolennik lewicy, pamiętnymi słowami: "To nic, że nieraz smakował gorzko / na tej ziemi więzienny chleb / za tę dłoń, podniesioną nad Polską / kula w łeb".

 

Jednak dołączona na Kremlu 23 sierpnia 1939 r. do zawartego przez Niemcy i ZSRR paktu o nieagresji (sygnowali go Joachim von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow)  tajna klauzula oznaczała nie tylko strategiczne okrążenie Polski, ale zapowiadała podział jej ziem przez sygnatariuszy złowrogiego dokumentu, a tym samym - jak rzecz później określono - czwarty rozbiór. Sojusz Adolfa Hitlera z Józefem Stalinem kosztem Polski stał się faktem. Za to Francja i Wielka Brytania wprawdzie już 3 września w obronie Polski wypowiedziały wojnę nazistowskim Niemcom, ale w praktyce... do tej deklaracji swoje dalsze działania ograniczyły.             

 

Kampania wrześniowa wbrew swojej nazwie zaczęła się już nad ranem 26 sierpnia, kiedy to niemieccy dywersanci, do których nie dotarły rozkazy o odłożeniu terminu inwazji, zaatakowali polskie placówki wokół strategicznego tunelu na Przełęczy Jabłonkowskiej z terenu podbitej wcześniej Czechosłowacji (jeszcze w marcu Czechy stały się protektoratem a Słowacja państwem wasalnym Niemiec, co oznaczało oskrzydlenie nas od południa). Zakończyła się też nie we wrześniu, tylko dopiero 6 października, kiedy broń złożyła Grupa Operacyjna "Polesie" gen. Franciszka Kleeberga. Podobnie do października, tyle, że 2. trwała na posterunku załoga Helu. Zaś wydzielony oddział mjra "Hubala", Henryka Dobrzańskiego walczył już w partyzanckich warunkach ale wciąż w polskich mundurach aż do końca kwietnia 1940 r.  

 

                                           II wojna światowa zaczęła się w Polsce 

 

Za początek II wojny światowej uznaje się powszechnie oddaną w kierunku Westerplatte o 4,45 rano 1 września 1939 r. pierwszą salwę z niemieckiego pancernika Schleswig-Holstein. 

 

Jednak chociaż Niemcy wyznawali wtedy doktrynę Blitzkriegu, wojny błyskawicznej - właśnie Westerplatte, polska placówka wojskowa w Wolnym Mieście Gdańsku stało się symbolem nie tylko heroicznego ale długotrwałego oporu. Pod dowództwem majora Henryka Sucharskiego broniło się aż do 7 września, czego żaden plan nie zakładał.  Przy czym ze 182 ludzi z polskiej załogi poległo piętnastu, a straty niemieckie okazały się wielokrotnie bardziej dotkliwe.

 

Z kolei symbolem oporu cywilnego stała się również w Gdańsku obrona Poczty Polskiej przez jej pracowników. Niemcy szturmowali ją z użyciem miotaczy płomieni, a wśród rannych i poparzonych znalazła się 9-letnia wychowanka dozorcy pocztowego gmachu Erwina Barzychowska, zmarła po 50 dniach cierpień. Wziętych do niewoli obrońców Poczty Polskiej Niemcy rozstrzelali. 

 

Wszędzie niemal agresor postępował z bezprzykładną brutalnością i okrucieństwem. Wśród zaciekle bombardowanych celów znalazła się nie tylko stołeczna Warszawa, ale niewielkie miasta i miasteczka jak Wieluń już pierwszego dnia wojny zniszczony w trzech czwartych przez Luftwaffe czy Frampol zgruzowany w 90 proc. 13 września, chociaż nie znajdowały się tam żadne obiekty wojskowe.      

 

Atakowana z powietrza od początku wojny Warszawa, której pierwszą próbę zdobycia z marszu wehrmacht podjął już 8-9 września, trzymała się aż do 28 września. W znacznej mierze za sprawą determinacji cywilnych mieszkańców. Symbolem oporu okazał się prezydent Stefan Starzyński. Nie skorzystał z proponowanej mu możliwości ewakuacji, dbał o zmniejszenie chaosu i starał się ulżyć cierpieniom mieszkańców. Do historii przeszły jego słowa: "Nie za lat pięćdziesiąt, nie za sto, lecz dziś widzę wielką Warszawę" z przemówienia radiowego. Ludność cywilna uczestniczyła w budowaniu barykad, na największą skalę na Ochocie, gdzie m.in. na ul. Opaczewskiej przeciw napastnikom wspólnie z żołnierzami do walki stanęli zwyczajni mieszkańcy.    

 

Niemcy wystawili jednak w 1939 r. 1,8 mln żołnierzy, a po drugiej stronie z miliona polskich znaczna część nie dotarła na czas do jednostek z powodu odwleczonej pod naciskiem zachodnich aliantów mobilizacji powszechnej, bo zachodni sojusznicy obawiali się, że... zaogni to sytuację. Czołgów Niemcy mieli 2800, Polska 475. Agresor dysponował dwoma tysiącami samolotów bojowych, Polska zaś miała ich tylko 463 - wedle oszacowań historyka wojskowości pułkownika Lecha Wyszczelskiego [4].

 

Nieuchronnie więc - jak opisał Andrzej Paczkowski: "Agresja niemiecka, rozpoczęta wczesnym rankiem, w piątek 1 września 1939 r, po krótkich walkach granicznych przekształciła się w serię błyskawicznych uderzeń przeważających sił III Rzeszy. 6 września Naczelny Wódz wydał rozkaz o wycofaniu wojsk za linię Wisły - Sanu, a naczelne władze państwowe opuszczały stolicę już od 5 września. Dwa dni później wszystkie centralne instytucje znajdowały się na wschód od Bugu - Naczelny Wódz i sztab w twierdzy brzeskiej, rząd w Łucku, prezydent w Ołyce. 12 września podczas narady u prezydenta, w której wzięli udział premier, minister spraw zagranicznych i Naczelny Wódz, przyjęto założenie o przygotowaniu ostatecznej walki obronnej w widłach Stryja i Dniestru, co dawało możliwość oparcia się na sojuszniczej Rumunii i neutralnych Węgrach. Na krótko tylko jednostkom Armii "Poznań" i "Pomorze" udało się zahamować niemiecką ofensywę na odcinku środkowym (bitwa nad Bzurą 9-16 września)" [5].

 

Po Bzurze był jeszcze Tomaszów Lubelski, gdzie dwie kolejne bitwy (18-20 i 23 września) przyniosły jednak rozbicie wojsk pozostałych z frontu środkowego i północnego. A także uporządkowany opór sił podległych Kleebergowi pod Kockiem. Chociaż już 23 września - w miesiąc po podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow, odbyła się wspólna radziecko-niemiecka defilada zwycięzców w Brześciu nad Bugiem. 

 

                                                            Nóż w plecy

 

Nie tylko działania na polu walki przesądziły o klęsce wrześniowej, zwłaszcza, że awaryjnych planów obrony nie brakowało.    

 

"Od 15 września władze państwowe znalazły się już na obszarze tzw. przedmościa rumuńskiego, ale działania zmierzające do uporządkowanego wycofywania się wojsk walczących między Wisłą a Bugiem nie powiodły się" - wskazywał prof. Andrzej Paczkowski [6].

 

Tymczasem na froncie zachodnim, jeśli wtedy można w ogóle o nim mówić, gdy samoloty francuskie czy brytyjskie przelatywały nad pozycjami niemieckimi i rozrzucały propagandowe materiały - paczki z tymi ulotkami uprzednio rozwiązywano, żeby przypadkiem nie zabić jakiegoś Niemca.

 

Za to Stalin dochował swoich wobec Hitlera zobowiązań, chociaż nie były jawne, lecz zawarte w tajnej klauzuli paktu o nieagresji.

 

Około piątej rano 17 września radzieckie jednostki wojskowe zaczęły przekraczać polską granicę. 

 

Rydz-Śmigły w wydanej tegoż dnia dopiero o godz. 16 dyrektywie ogólnej nakazał żołnierzom, by walkę z formacjami sowieckimi podejmowali "tylko w tym wypadku o ile będą nacierały". Jednak później Grodna broniło nie tylko regularne wojsko, ale także pomocnicza straż obywatelska a także harcerze, za co radzieccy sołdaci jednego z nich przywiązali do pancerza szarżującego tanku. 

 

W nocy z 17 na 18 września najwyższe władze Rzeczypospolitej Polskiej przekroczyły granicę z Rumunią. Tego samego dnia w Rumunii znalazł się opozycyjny wobec sanacji lider tzw. Frontu Morges generał Władysław Sikorski. Wcześniej znów bohaterem jak w 1920 r. zostać nie mógł, nawet gdyby chciał, bo nie otrzymał w 1939 r. żadnego przydziału wojskowego. Rumuni wspieranego przez Francuzów gen. Sikorskiego przez swoje terytorium przepuścili, natomiast kierownictwo polskiego państwa internowali, co przesądziło o kształcie władz na uchodźstwie. Decyzja władz w Bukareszcie oznaczała, że Polskę zdradzili lub zawiedli wszyscy jej sprzymierzeńcy. 

 

Nierzadko ze szkodą dla siebie, którą odczuli poniewczasie, jak w wypadku drole de guerre, co tak charakteryzuje Wojciech Roszkowski: "Przewaga Anglii i Francji na froncie zachodnim we wrześniu 1939 r. była 3-krotna w sile żywej, 3,5-krotna w samolotach, 2,5 tys czołgów francuskich nie miało naprzeciw siebie w ogóle niemieckiej broni pancernej. Mimo to, ani Anglia ani Francja działań przeciw Trzeciej Rzeszy nie podjęły. Wszyscy wyżsi dowódcy niemieccy i wielu historyków zachodnich stwierdzało, iż ofensywa przeciw Niemcom na zachodzie w chwili, gdy gros sił niemieckich wiązała armia polska, doprowadziłaby do stosunkowo szybkiego pokonania Trzeciej Rzeszy" [7]. Akurat tego przekonania nie jesteśmy w stanie zweryfikować. Wiemy natomiast, że w niespełna rok później zaatakowana w podobny, co my w 1939 r. sposób przez Niemców Francja, chociaż wspierana przez brytyjski korpus ekspedycyjny, nie broniła się dużo dłużej niż Polska we wrześniu. Niemcy realizację planu Fall Gelb zaczęli 10 maja 1940 r, zaś w Compiegne Francja skapitulowała 22 czerwca 1940. Dokładnie w rok później Hitler zaatakował ZSRR (plan Barbarossa), jeszcze w 1939 r. partnera rozbioru Polski.         .               

 

                                                             Wrogów mieliśmy blisko a sojuszników daleko 

 

Wrogów mieliśmy wtedy blisko a sojuszników daleko. A przy tym niepewnych. W tym zawiera się najprostsza diagnoza przesłanek klęski wrześniowej. Przyczyniło się do niej również zadufanie sanacyjnej władzy, niegodnych następców Marszałka Piłsudskiego, który na wieczną wartę odszedł w maju 1935 r.  Kiedy wygnaniec polityczny Wincenty Witos, co przed uprawomocnieniem się wyroku w procesie tzw. brzeskim wyjechał za granicę, w 1939 r. nagle powrócił, gotów uczestniczyć w przygotowaniach obronnych kraju - pierwszą noc na ojczystej ziemi spędził w areszcie, chociaż przedtem był premierem w zwycięskim 1920 roku. Do końca szykanowała sanacja dawnego przywódcę Powstań Śląskich Wojciecha Korfantego. Za to, gdy po ewakuacji przez Rumunię (którą przejechał w asyście francuskiego ambasadora) premierem rządu emigracyjnego został gen. Władysław Sikorski, z kolei on brał odwet na nienawistnych mu "sanatorach". Przydziału do polskich sił zbrojnych na Zachodzie nie otrzymał nawet legendarny gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski, chociaż wcześniej w imię racji stanu zrezygnował z objęcia szykowanej dla niego prezydentury na emigracji (ta przypadła ostatecznie Władysławowi Raczkiewiczowi), wiedząc, że nie zostanie zaakceptowany przez aliantów zachodnich. Nie ulega wątpliwości, że w godzinie kolejnej próby politycy ani dowódcy wojskowi nie wykazali się podobnym jak w latach 1918-20 poczuciem odpowiedzialności ani skłonnością do współpracy ponad podziałami. 

 

Nie oni też zapisali się w historii Polski jako pozytywni bohaterowie września 1939 r, tylko niezłomni obrońcy ówczesnych redut, jak Oksywie czy Wizna, uczestnicy Bitwy nad Bzurą, cywilni warszawiacy wspierający prezydenta Stefana Starzyńskiego: na ul. Opaczewskiej już wtedy, podobnie jak później w 1944 r, młodzież szła z butelkami z benzyną na niemieckie czołgi. Pierwszą organizację przyszłej konspiracji: Służbę Zwycięstwu Polski pod komendą gen. Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza powołał w jeszcze wolnej Warszawie w przedostatnim dniu oblężenia 27 września 1939 r. dowódca jej obrony gen. Juliusz Rómmel. Dzień dłużej od stolicy, do 29 września  broniła się pobliska Twierdza Modlin, gdzie dowodził gen. Wiktor Thommee. Kleeberg pod Kockiem - o czym była już mowa - wytrwał najdłużej, a dawny uczestnik igrzysk olimpijskich w konkurencjach jeździeckich "Hubal" Dobrzański dopóki żył, oddziału nie rozwiązał. To za ich sprawą oraz licznych przejawów żołnierskiego i cywilnego bohaterstwa wrzesień 1939 r. nie tylko z klęską się kojarzy. A od kilku lat skłania do dodatkowej refleksji, o trwałości sojuszy ale i znaczeniu wspólnotowego działania - za sprawą "pełnoskalowej" wojny na sąsiadującej z nami Ukrainie i reperkusji tego konfliktu dla naszego z kolei bezpieczeństwa. To narracja wciąż nie zakończona. Nie tylko na poziomie debaty, ale i faktów. Co charakterystyczne, chociaż wrzesień 1939 r zasadnie uznajemy za klęskę, przypomnienie związanych z nim zdarzeń także zwycięstwami skutkowało, co dobitnie pokazuje, że Polacy - wbrew stereotypowi - potrafią się na doświadczeniach własnej historii uczyć, wyciągać z nich wnioski, a ściślej to, co najcenniejsze.                           

 

                                       Każdy z Was znajduje jakieś swoje Westerplatte

 

Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Polski w 1987 r. w Gdańsku jasno się odwołał do doświadczenia Września, który w tym kontekście warto już wielką literą pisać:

- Każdy z Was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę (..) - mówił Papież do młodzieży.

Już w rok później rozstrzygającą o przyszłości Polski falę strajków zainicjowały nowe roczniki robotników i studentów, którym bliska pozostawała tradycja Solidarności, natomiast w czasie, gdy władza wprowadzała stan wojenny, byli jeszcze w szkole, więc nie wiązało się to dla nich z głęboką traumą. 

Ich protesty zmusiły rządzących komunistów do rozmów, a z czasem do rozpisania wyborów parlamentarnych na 4 czerwca 1989 r, których wynik - jednoznaczny jak nigdy wcześniej i nigdy później w polskiej historii - doprowadził do trwałego ustanowienia demokracji i odzyskania niepodległości.  Tym samym Westerplatte, przynajmniej pośrednio, stało się po latach również symbolem zwycięstwa i to bezkrwawego, odniesionego przez uważnie słuchające papieskich słów kolejne polskie pokolenie.

 

Łukasz Perzyna

 

[1] Czesław Miłosz. Traktat poetycki [w:] Wiersze wybrane. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1980, s. 69  

[2] Stanisław Mackiewicz-Cat. O jedenastej, powiada aktor, sztuka jest skończona. Polityka Józefa Becka. Pokolenie, Warszawa 1986, s. 170 [3] ibidem, s. 171 

[4] por. Lech Wyszczelski. Polska mocarstwowa. Bellona, Warszawa 2015

[5] Andrzej Paczkowski. Pół wieku dziejów Polski 1939-1989. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1995, s. 13 [6] ibidem, s. 14

[7] Andrzej Albert [Wojciech Roszkowski]. Najnowsza historia Polski 1918-1980. Polonia, Londyn 1989, s. 308 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do