Reklama

Czas walki, czas solidarności. Piastów podczas Powstania Warszawskiego

30/07/2024 15:57

„Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój. Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!” To słowa najbardziej znanej pieśni powstańczej Warszawy chyba najpełniej oddające ducha walki żołnierzy i pragnienie wolności ludności cywilnej. Pieśń została napisana na krótko przed wybuchem powstania, gdy nikt nie spodziewał się, jak bardzo wielką cenę Warszawa zapłaci za podjęcie walki. Już pierwsze dni Powstania Warszawskiego przynoszą niesłychaną skalę niemieckich zbrodni. W dniach 1-5 sierpnia 1944 roku mordowani są wszyscy mieszkańcy warszawskiej Woli - powstańcy i ludność cywilna. Okupant nie szczędzi także mieszkańców Ochoty. Generał SS Erich von dem Bach, głównodowodzący od 5 sierpnia 1944 roku wojskami niemieckimi walczącymi w Warszawie zeznając kilkanaście miesięcy później przed Międzynarodowym Trybunałem Wojennym w Norymberdze zacytuje rozkaz wydany ustnie  przez Heinricha Himmlera. Ten wysokiej rangi przywódca III Rzeszy nakazał: „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy.” W Piastowie od początku okupacji niemieckiej działa podziemie zbrojne w postaci dość silnej osobowo 7 Kompanii „Jowisz” Armii Krajowej w ramach obwodu „Obroża”, Wojskowej Służby Kobiet i innych formacji Polskiego Państwa Podziemnego. Niestety, w chwili rozpoczęcia Powstania Warszawskiego oddziały w Piastowie i w Pruszkowie zostają praktycznie odcięte od możliwości dotarcia do walczącej stolicy z powodu rozlokowania się w tych miejscowościach silnych niemieckich oddziałów pancernych. W walkach powstańczych wezmą jednak udział mieszkańcy Piastowa i Pruszkowa walczący w oddziałach warszawskich, oraz łączniczki i harcerze plutonu łączności, którzy znaleźli się w pobliskich Pęcicach wczesnym rankiem 2 sierpnia 1944 roku. Podczas bitwy stoczonej w tym miejscu poległo ponad trzydziestu powstańców, którzy poprzedniej nocy wycofali się z Ochoty by uzupełnić zapasy broni w Lasach Sękocińskich i wrócić do walki. Kolejnych sześćdziesiąt osób dostało się do niemieckiej niewoli, w tym gronie także młodzi żołnierze z Piastowa. Zostali rozstrzelani i pochowani w tej samej mogile z ich poległymi towarzyszami broni. Ich ciała ekshumowano po wojnie i złożono we wspólnej mogile-mauzoleum. To miejsce pamięci Orląt Pęcickich, młodych powstańców, z których większość w chwili śmierci nie miała skończonych dwudziestu lat. Tak jak pchor. Janusz Świerczewski „Rawicz”, dowódca plutonu specjalnego kompanii „Jowisz”, który poległ 4 sierpnia 1944 roku w potyczce z Niemcami w centrum Piastowa przy ul.Warszawskiej. Przed członkami struktur państwa podziemnego na terenie naszego miasta i całą jego społecznością stanęło w czasie powstania inne niż walka zbrojna, choć równie ważne zadanie. Solidarna pomoc wypędzonym z walczącej Warszawy mieszkańcom w ich męczeńskiej drodze do obozu Dulag 121.

Dulag 121. Miejsce niemieckiej zbrodni specjalnej.

Od 6 sierpnia Niemcy łagodzą represje oszczędzając życie kobiet, dzieci i osób starszych. Muszą oni jednak opuścić swoje miasto, często już bezpowrotnie… Ich tułacza droga wiedzie przez Włochy, Ursus i Piastów – do Pruszkowa. I tak już do końca Powstania Warszawskiego. Pierwszy transport trzech tysięcy ocalałych wyrusza pieszo z kościoła św. Wojciecha na Woli do warsztatów kolejowych w Pruszkowie, gdzie w pośpiechu organizowany jest Dulag 121, obóz przejściowy dla wypędzonych z Warszawy. Zadanie opieki nad nimi zlecają przedstawicielom Rady Głównej Opiekuńczej, Czerwonego Krzyża i innych polskich organizacji charytatywnych. Nadzór nad Dulagiem 121 sprawują: kontrolowany przez SS Arbeitsamt, Wehrmacht i Gestapo. Warunki w Dulagu 121 są skrajnie trudne. Brakuje wszystkiego - żywności, środków sanitarnych i higienicznych, nawet wody do picia. Jednocześnie do obozu przybywa coraz więcej więźniów. Przywożeni są głównie transportami kolejowymi. W drugiej połowie września 1944 roku na terenie byłych warsztatów kolejowych przebywa jednocześnie nawet powyżej 40 tysięcy osób. Każdy nowy transport przechodzi selekcję, w dramatyczny sposób rozdzielane są rodziny. Po dwóch-trzech dniach pobytu w pruszkowskim obozie jego więźniowie wywożeni są do pracy przymusowej na terenie Niemiec, do obozów koncentracyjnych lub w głąb Generalnej Guberni, gdzie trafiają kobiety z dziećmi i niezdolni do pracy.

Pan Zdzisław Zaborski podczas wojny mieszkał w Pruszkowie. Był żołnierzem Armii Krajowej, organizował pomoc dla więzionych w obozie przejściowym mieszkańców Warszawy.. Jest historykiem, autorem książek o Dulagu 121. Tak wspomina tamten czas: Wezwał nas, przedstawicieli RGO (Rady Głównej Opiekuńczej) komisarz pruszkowski - bo taki był w tym czasie przez Niemców wyznaczony - i powiedział otwarcie, że Niemcy nie mają kim obsadzić obozu. Oczyszczono z maszyn warsztaty kolejowe; ogromnych sześć hal, z których każda pomieści nawet sześć tysięcy ludzi…Do warsztatów przychodzi pierwszy transport ludzi pędzonych przez Niemców pod karabinami - szosą, która idzie przez Piastów od strony Warszawy. To było niesamowite, że Niemcy pozwolili polskiej obsadzie na organizację pomocy – żywność przywoziły furmanki z okolicznych wsi, na prośbę prezydenta i naszego komendanta Rzewuskiego. To wszystko było niewystarczające dla tych ludzi. Byli głodni, nieubrani…niektórzy usiłowali coś nieść i później rzucali wzdłuż szosy…Pamiętam leżące paczki, bo ci ludzie pędzeni pod karabinami nie mieli sił by je dalej nieść. I tak docierali do bramy XIV – wejścia do obozu… W tym pierwszym transporcie z Woli szła także moja przyszła żona, wówczas trzynastoletnia dziewczynka. Była pędzona razem z tymi ludźmi. Doszła do Piastowa. Tam była willa dyrektora fabryki i naprzeciwko małe domki. I wtedy pani, która się nią opiekowała poprosiła chłopców z tych domków, którzy przynosili wodę do picia by dał jej wiadro do niesienia i dzięki temu mogła wyjść z kolumny. Niemcy krzyczeli: „halt, halt!”, ale oni nie odwracali się i czym prędzej pobiegli do domu. Potem zawiadomili nas, że się uratowała. Trafiła do naszego domu, gdzie przebywało już około trzydziestu osób z Warszawy…

Pani Krystyna Siedlecka i jej mąż Andrzej Siedlecki podczas Powstania Warszawskiego byli dziećmi, mieli po jedenaście lat. Pani Krystyna wraz z rodzicami, tak jak inni warszawianie przeszła przez obóz Dulag 121. Tak wspomina swoją tułaczkę: podjechały samochodami grupy Niemców w mundurach i okazało się, jak się zbliżyli, że to są… Azjaci. Mieli twarze odmienne od Europejczyków i od razu jeszcze ten większy lęk! Zachowywali się brutalnie, krzyczeli: raus! Raus! Schnell! Natychmiast krzyczeli, jak tylko coś się opóźniało - „wynocha, wynocha!, na ulicy zatrzymać się i czekać na nas!”. A dom podpalili natychmiast. Moja mama zdążyła zabrać tylko jakąś torbę z dokumentami, miała je wcześniej przygotowane bo przecież dochodziły nas różne wieści…Jak tylko wszyscy zebrali się na ulicy podpalone zostały poszczególne domy i właściwie cała ulica płonęła. I powędrowaliśmy pod eskortą wojskową do stacji kolejowej we Włochach. Tam, oczywiście wszyscy pilnie strzeżeni, czekaliśmy na pociąg. Jeździły już pociągi elektryczne i tak dojechaliśmy do Piastowa. Stamtąd popędzono nas w kierunku głównej bramy kolejowej, oczywiście z silną obstawą. Cała drżałam…Po przejściu bramy zapędzono nas do baraków, które były przystosowane tylko do remontu wagonów, miały wykopane doły i kanały. Wszystkich nas zapędzono do tych baraków, ale później każdy był wzywany by przedstawić jakieś swoje dokumenty. Wtedy wszystkich rozdzielano, mężczyzn nadających się do pracy zabierano do innego baraku. Ten, do którego my trafiliśmy przeznaczony był dla matek z dziećmi do pewnego wieku. Tam ojca od nas oddzielono. Ponieważ tata był w dużym stresie i rzeczywiście był chory, poddał się takiemu badaniu przed komisją oceniającą stan zdrowia. Komisja zdecydowała, że tatę nam zwrócono – wrócił z obandażowaną głową. I tam byliśmy we trójkę, nie pamiętam jak długo. Czekaliśmy na transport wagonami bydlęcymi, bo do takich ładowano. Nasz wagon trafił do miasta Konin. Przydzielono nas do jakiegoś gospodarstwa, gdzie od razu kazano nam iść pod prysznic. Ubrania, które zdjęliśmy spalono, bo okazało się, że wszyscy mieliśmy odzieżowe wszy. To było niebezpieczne, bo mogło się dalej roznosić… Pytanie, co mamy robić dalej? Tata przypomniał sobie wtedy, że mamy rodzinę w Piastowie, może więc zatrzymamy się u nich, choć na chwilę! Rozejrzymy się, zorientujemy. I tak się stało, dotarliśmy do stryjenki w Piastowie. Tam nie było zbyt dużo miejsca, bo oni wynajmowali duży pokój i kuchnię. Tata zdobył z pomocą innych ludzi, którzy bardzo nam pomagali, jakieś deski i zbił pryczę. Musieliśmy się na niej zmieścić we trójkę. Brakowało wszystkiego, nie było co jeść…

Pan Andrzej Siedlecki, mieszkający z rodziną w Piastowie  jak wielu innych mieszkańców starał się organizować pomoc dla wypędzonych. Ta zapamiętał tamte wydarzenia: z moimi rodzicami mieszkałem w pierwszym domu przy ulicy A.Mickiewicza od torów kolejowych. Pierwsze okno wychodzące na tory kolejowe było w pokoju, w którym się urodziłem. Jak się powstanie zaczęło to ja i mój rówieśnik Władek Osuchowski, syn naszego gospodarza domu wzięliśmy klucze ze strychu i – ponieważ nie było wysokiej zabudowy pomiędzy Piastowem i Warszawą – myśmy to wszystko obserwowali przez okno, te dymy, wybuchy i pożary…Oczywiście byliśmy strasznie przejęci i postanowiliśmy działać. Pierwsze grupy mieszkańców z Warszawy zaczęły pojawiać się w Piastowie po kilku dniach. Mój dziadek miał tutaj duży sad i ja opasawszy się od dołu koszulą zbierałem w nią jabłka, tyle ile tylko mogło się zmieścić. Potem rzucałem te jabłka ludziom idącym w kolumnie do warsztatów kolejowych, to była taka doraźna moja pomoc dla nich. Wiem, że gospodyni domu, w którym mieszkaliśmy przygotowywała takie duże garnki gotowanych ziemniaków do nakarmienia warszawiaków; z jedzeniem było źle, ale przynajmniej tych ziemniaków nie brakowało. Inne kobiety też przygotowywały jedzenie i wystawiały je przy drodze. Jak byli pilnujący kolumny starsi wachmani, to oni często odwracali wzrok i nie reagowali, można było wtedy także coś więcej podać. Ale niektórzy nie pozwalali. Poza tym, były straszne nagonki w poszukiwaniu ukrywających się warszawiaków. Chodziły patrole żandarmerii polowej, z takimi charakterystycznymi metalowymi blachami na mundurach i szukały ich na ulicach i po mieszkaniach. A u nas było ich sporo… Kto mógł, to pomagał. Wtedy była taka jakaś niesamowita solidarność tych ludzi. Jeden drugiemu pomagał. W gospodarstwie mojego dziadka była taka duża stodoła, tam ludzie spali i chronili się. To co było można zrobić, by im pomóc to robiliśmy… Straszne to były czasy. Gdy dowiedziałem się, że powstanie wybuchło to uciekłem do piwnicy i ze złości płakałem – że ja jestem za mały, żeby brać w tym udział… Bo mnie nikt nie przyjmie, bo ja mam tylko jedenaście lat!

Dr Piotr Łysakowski, specjalizujący się w historii relacji polsko-niemieckich zwraca uwagę na szczególny fakt: Niemców Warszawa mocno uwierała. Przypomnijmy, ze stolicą Generalnej Guberni został Kraków, a nie Warszawa. To nie był przypadek, bano się buntowniczego ducha tego miasta. Widzimy odznakę niemiecką ufundowaną po stłumieniu Powstania Warszawskiego, konkretnie w grudniu 1944 roku, która nazywała się „Warschauer Schild” – „Warszawska Tarcza”. Przedstawia niemieckiego orła ze swastyką na piersi i z napisem „Warschau 1944”, trzymającego w szponach węża. W tym przypadku wąż jest symbolem wszystkich tych, którzy walczyli o wolność Polski, o wolność Warszawy, którzy ginęli tutaj na ulicach Woli, którzy tu byli mordowani przez oddziały niemieckie tłumiące Powstanie Warszawskie.

Po upadku powstania Niemcy wypędzają z Warszawy ostatnich jej mieszkańców. Opustoszałe miasto ma być całkowicie zniszczone. To ostatni akt niemieckiej zbrodni. W przygotowanym w roku 2004 na zlecenie Prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego  raporcie o stratach wojennych stolicy czytamy: "...11 października 1944 roku, powstała notatka Gubernatora Dystryktu Warszawa, Ludwika Fischera, który przedstawiał nowy rozkaz dotyczący Warszawy: „Warszawę należy spacyfikować, to znaczy jeszcze w ciągu wojny zrównać z ziemią, o ile konieczności wojskowe, związane z umocnieniami, nie stoją temu na przeszkodzie. Przed zburzeniem należy usunąć wszystkie surowce, tekstylia i meble. Główne zadanie spoczywa na administracji cywilnej. Powyższe podaję do wiadomości, ponieważ ten nowy rozkaz Führera o zburzeniu Warszawy ma olbrzymie znaczenie dla dalszej nowej polityki w sprawie Polski.” Dokument ten nie pozostawia żadnych wątpliwości co do charakteru decyzji, najpierw politycznych, następnie wojskowych i administracyjnych podejmowanych w ostatnich miesiącach 1944 roku." W planach niemieckich wykrwawiona i pozbawiona mieszkańców stolica Polski miała przestać istnieć. Ale Warszawa to miasto niezwyciężone, najpiękniej opisane słowami Tadeusza Gajcego poety-żołnierza, poległego 16 sierpnia 1944 w Powstaniu Warszawskim:

Jak nie kochać strzaskanych tych murów,

tego miasta, co nocą odpływa,

kiedy obie z greckiego marmuru -

i umarła Warszawa, i żywa.

/Śpiew murów/

Projekt Pamięć’44

Stowarzyszenie „Nasz Piastów” od ponad dwudziestu lat realizuje działania upamiętniające w społecznej świadomości współczesnych mieszkańców miasta wydarzenia tamtych dni. W ramach projektu Pamięć’44 zorganizowane zostały dwie konferencje pt. „Droga wiodła przez Piastów”, projekcja telewizyjnego filmu dokumentalnego pt. „Exodus Warszawy 1944”i eksponowana przez kilka lat w przestrzeni publicznej miasta wystawa „Ulica Warszawska. Trakt Pamięci 1944”. We współpracy z Mazowiecką Wspólnotą Samorządową oznakowany został szlak historyczny obiektów miejskich związanych z wydarzeniami II wojny światowej, wykonany mural historyczny poświęcony akcji bojowej „Kutschera” z 1 lutego 1944 roku, wystawa „Czas Bohaterów. Piastów 1939-1945” oraz gra miejska zrealizowana przez społeczność Szkoły Podstawowej nr 3 im.Bohaterów Powstania Warszawskiego. Z inicjatywy radnych klubu Nasz Piastów- Wspólnota Samorządowa podjęta została kilka lat temu uchwała Rady Miejskiej ws. nadania ulicy Warszawskiej w Piastowie tytułu „Trakt Pamięci 1944”, a także – kilka miesięcy temu – stanowisko RM ws. poparcia działań rządu RP na rzecz uzyskania reparacji od Niemiec za szkody wojenne, w tym zbrodnie dokonane na stolicy Polski. We współpracy z parafią pw. Chrystusa Króla Wszechświata i społecznością Szkoły Podstawowej nr 3 im. Bohaterów Powstania Warszawskiego od ośmiu lat organizowane były wspólnie uroczyste obchody wybuchu Powstania Warszawskiego przy pomniku i krzyżu pamięci jego bohaterów. W tym roku, decyzją nowego burmistrza, zabraknie miejsca dla inicjatora i głównego organizatora tradycyjnych obchodów tego wydarzenia – Stowarzyszenia „Nasz Piastów”. Cóż nadszedł taki czas, gdy niektórym osobom wydaje się, że można wszystko zawłaszczyć, przejąć i wykorzystać. Ale - nie można. Faktom nie da się zaprzeczyć i historii pisać na nowo na własną, nieudolną modłę. To tak jakby dzieje naszego miasta liczyć od początku kadencji obecnego burmistrza (z KO), a obchody Powstania Warszawskiego od 1 sierpnia 2024 roku. Tak nie jest i nigdy nie będzie. Rzeczywistości nie da się pieczętować partyjnym stemplem. Może zatem warto uszanować podstawową dla samorządności zasadę pomocniczości i po prostu uczynić coś własnego bez wyciągania ręki po to, co ktoś już zrobił wcześniej?

Aktualizacja: 30/07/2024 16:27
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do