Znane powiedzenie głosiło wtedy, że Polska jest niczym łaska Boża: bez granic. Rymowano też: tak ni z tego, ni z owego, była Polska od pierwszego. Zaś pisarz i legionista Juliusz Kaden-Bandrowski mówił o "radości z odzyskanego śmietnika". Ziściły się nagle marzenia pokoleń o własnym państwie Polaków.
Józef Piłsudski nie tylko trafnie przewidział - zanim jeszcze wybuchła - przyszły wynik wojny światowej, nazwanej później pierwszą. Świadczy o tym jego wystąpienie w paryskim Towarzystwie Geograficznym przy Bulwarze Saint Germain w lutym 1914 r. Co dalece bardziej istotne - Piłsudski z tej własnej prognozy umiał wyprowadzić polityczne wnioski: najpierw zbudował Legiony, potem nie pozwolił, by przysięgały na wierność Niemcom. Komendant nie był jednak jedynym twórcą odrodzenia niepodległości. Kiedy jeszcze więziono go w twierdzy magdeburskiej, w kraju już powstawały pierwsze reprezentacje polskiej władzy: jeszcze w październiku 1918 r. na Śląsku Cieszyńskim i w Krakowie, już w listopadzie w Lublinie - Tymczasowy Rząd Ludowy z premierem Ignacym Daszyńskim, już o ogólnokrajowych ambicjach. Na obczyźnie zaś działali Ignacy Jan Paderewski i Roman Dmowski, cieszący się z kolei poparciem zwycięzców zakończonego 11 listopada 1918 r. globalnego konfliktu. Data Święta Niepodległości jest symboliczna, ale nie przypadkowa.
W eseju "Krajobrazy przed bitwą" Maciej Kozłowski zaświadcza, że Piłsudski trafnie prognozował wynik wojny przed jej wybuchem: "w Paryżu (..) mówił więc w swym referacie, że jego zdaniem wojna i zwycięstwo potoczą się z zachodu na wschód. To znaczy, że w pierwszej fazie wojny Rosja pobita zostanie przez Austrię i Niemcy, a te z kolei pobite będą przez siły anglo-francuskie lub anglo-francusko-amerykańskie, przewidział on bowiem, że w pewnym momencie do wojny przystąpi także Ameryka" [1].
Gdy wojna dobiegała już końca i rozpadały się Austro-Węgry, Polacy najszybciej przejęli władzę na Śląsku Cieszyńskim, gdzie od 28 października 1918 rządziła już polska komisja likwidacyjna, W ostatnim dniu tego samego miesiąca jej odpowiednik obejmował już dla przyszłej Polski Kraków. Jak opisuje biografka Wincentego Witosa, Małgorzata Olejniczak: "w wolnej Galicji przywódcy Koła Polskiego w Radzie Państwa powołują Polską Komisję Likwidacyjną, której działania obejmują tereny na zachód od Sanu. Wincenty Witos zostaje jej prezesem. Koalicja składała się z 23 przedstawicieli wybranych według klucza partyjnego" [2]. Nie przeszkadzało jej to jednak w sprawnym działaniu.
Tak widział to znakomity autor napisanych w okopach "Piłsudczyków" Juliusz Kaden-Bandrowski w "Generale Barczu", wprawdzie fikcyjnym, ale lepiej od historycznych opisów oddającym ówczesne realia: "Po obu stronach Sukiennic tłumy się przewalały. Światło dnia jesiennego sprawiało, że cienka polewa blasku przydawała ludziom wyrazistej ostrości. Tak twardo widać było każdą głowę, każdy kamyk, jakby tych twarzy i kamyków, murów i okien starczyć miało na całe wieki. Ciche powietrze ostatnich dni października obejmowało rozgwar ludzki, układając wokół głosów wzburzonych ścisłą czujność chłodu i powagi (..). Z tłumu wyrwał się krzyk potężny. Żołnierze ze strychów odwachu spuszczali na dół, na sztachety, biało-amarantową flagę" [3].
"Kończyła się wielka wojna. Upadły Austro-Węgry'' - relacjonuje biograf innego wielkiego Polaka, Stefana Żeromskiego, Jerzy Paszek. "Endecja stworzyła w Zakopanem Organizację Narodową. Przewodniczącym został wybrany Żeromski. 31 października 1918 r. oficerowie Nowotny i Bolesławicz złożyli pisarzowi meldunek, że "zlikwidowali już Austrię na swoim terenie" i chcą się oddać pod rozkazy władzy cywilnej. 1 listopada powołano prezydium Rady Narodowej Zakopanego. Przewodniczącym znów został Żeromski. Prawie przez cały historyczny listopad pisarz rządził "Rzeczpospolitą Zakopiańską"" [4].
W Lublinie, gdzie też rozbraja się austriackich okupantów, z 6 na 7 listopada powołany zostaje z socjalistą Ignacym Daszyńskim na czele Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej (słowo Rzeczpospolita uchodzi przy ówczesnych nastrojach za... zanadto konserwatywne) - już o ambicjach stania się ogólnokrajową reprezentacją Polaków.
Nowy premier Daszyński powie z dumą na wielotysięcznym wiecu w Lublinie, zorganizowanym 10 listopada 1918 r. przez Polską Partię Socjalistyczną i Polskie Stronnictwo Ludowe: "Na uwolnionej od najazdu wroga części ziemi polskiej utworzył się w Lublinie przed trzema dniami Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej. Utworzył się na podstawie nakazu stronnictw polskiego ludu pracującego, robotników, włościan i tej części inteligencji mieszczańskiej, która uznaje prawo ludu do władzy. Ani w Krakowie, ani w Lublinie ręce nasze nie splamiły się krwią polską. Lud władzę wziął mocą swej liczby i siły, mocą nieskończonych cierpień i ofiar, nałożonych mu przez wojnę światową. Rząd republikański powstać miał tylko na wolnej ziemi. Nie śmiał powstać z woli Rady Regencyjnej w Warszawie, za pozwoleniem krzyżackiego najeźdźcy. Aby zaś złączyć faktycznie i istotnie całą Ojczyznę, Rząd Tymczasowy zamierza przenieść się do Krakowa lub do oczyścić się mającej z najazdu obcego Warszawy. W ten sposób jedność ludu Polski urzeczywistni się w jednym, jedynym Rządzie Ludowym na całą Polskę" [5]. Rząd Daszyńskiego jednak, z całym dla niego szacunkiem, jeszcze takim nie był. Wiedział o tym Witos, który chociaż w pracach nad jego utworzeniem uczestniczył, twierdził później, że do listy ministrów dopisano go bez wiedzy i zgody.
Stolicą Polski zostanie jednak nie Lublin ani nawet Kraków, lecz Warszawa, w której tego samego dnia, gdy Daszyński wygłasza swoje natchnione wystąpienie na patriotycznym mityngu - rano na Dworcu Wiedeńskim pojawia się witany przez nielicznych współpracowników (Adama Koca i Aleksandra Prystora) uwolniony wcześniej z Magdeburga Józef Piłsudski. W mieście trwa już nieco chaotyczne rozbrajanie Niemców. Nie wszyscy broń oddają. Tu i ówdzie wybucha strzelanina.
Kluczowe tak dla rządu jak braku przelewu krwi na szeroką skalę okazują się zdarzenia z dnia kolejnego: 11 listopada 1918 r.
Nad ranem Piłsudski ustala z niemiecką radą delegatów żołnierskich - bo zrewoltowana armia nie słucha już oficerów, co przegrali wojnę, a komendant Beseler zdążył uciec statkiem w dół Wisły - reguły pokojowego wycofania się Niemców z b. Królestwa Polskiego.
Rada Regencyjna, dotychczas kolaborująca z okupantem, powierza Józefowi Piłsudskiemu zwierzchnictwo nad polską siłą zbrojną.
Podobnie Daszyński z patriotycznym wprawdzie ale kadłubowym rządem lubelskim podporządkowuje się Piłsudskiemu. Ten powierza mu kurtuazyjnie tworzenie kolejnego. Wszystko to dzieje się 11 listopada 1918 r. Wtedy też następuje podpisanie zawieszenia broni w Compiegne, co uznaje się powszechnie za koniec I wojny światowej. W dniu, kiedy to następuje, jeden z głównych jej zwycięzców prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson przyjmuje przedstawiciela Komitetu Narodowego Polskiego Romana Dmowskiego. Co stanowi wielki sukces zarówno sprawy polskiej jak pianisty Ignacego Paderewskiego, dzięki staraniom którego spotkanie to stało się możliwe.
W kraju Daszyńskiemu nie uda się stworzenie rządu, premierem zostanie ostatecznie mniej radykalny socjalista Jędrzej Moraczewski. Nie na długo zresztą.
"Powróciwszy do Paryża, Dmowski musiał łagodzić irytację swych współpracowników" - opisuje jego biograf Krzysztof Kawalec. "23 listopada, na pierwszym posiedzeniu KNP, w którym wziął udział po powrocie zza Oceanu, utrącił wniosek obalenia rządów ludowych siłą. Strasząc, że (..) próba utrącenia podobnych rządów w Polsce mogłaby zakończyć się terytorialnym jej okrojeniem" [6].
Z podobnych względów Piłsudski z kolei nie sięga po dyktaturę. A na kolejnego premiera po Moraczewskim desygnuje najbardziej rozpoznawalnego Polaka w świecie: Ignacego Jana Paderewskiego. Po drodze jednak rząd Moraczewskiego zdąży wprowadzić ośmiogodzinny dzień pracy i powszechne ubezpieczenia społeczne. Już 26 stycznia 1919 r. Polacy zagłosują w pierwszych w naszej historii demokratycznych i powszechnych wyborach do Sejmu Ustawodawczego. Udział w nich ponad trzech czwartych uprawnionych stanowi wspólne zwycięstwo Polaków.
[1] Maciej Kozłowski. Krajobrazy przed bitwą. Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 1985, s. 183
[2] Małgorzata Olejniczak. Witos. Buchmann, Warszawa 2012, s. 54
[3] Juliusz Kaden-Bandrowski. Generał Barcz. Ossolineum, Wrocław 1984, s. 23
[4] Jerzy Paszek. Żeromski. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2001, s. 155
[5] Ignacy Daszyński. Teksty. Czytelnik, Warszawa 1986, s. 218
[6] Krzysztof Kawalec. Roman Dmowski 1864-1939. Ossolineum, Wrocław 2002, s. 195
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie