Reklama

Działamy dobrze w momencie zagrożenia

02/06/2025 06:16

Barbara Bartel, psycholog z Lekarskiej Przychodni Profesorsko-Ordynatorskiej Waliców 20 w Warszawie, w rozmowie Łukasza Perzyny.

- Data 4 czerwca 1989 r. symbolizuje wspólnotę Polaków, w tym oczywiście sensie, że wtedy jednoznacznie dokonaliśmy wyboru, zagłosowaliśmy za demokracją? Chociaż zdecydowana większość z nas nigdy nie miała okazji wcześniej wziąć udziału w uczciwych wyborach, skoro poprzednie takie odbyły się w 1928 roku? Wtedy frekwencja wynosiła 62 proc, co nie wzbudza już podobnego podziwu. Więcej z nas głosowało w ostatnich wyborach parlamentarnych czy pierwszej turze prezydenckich. jednak podobna wspólnota jak wtedy na co dzień się nie ujawnia. Dlaczego tak się dzieje?

- To dwa różne światy, bez wątpienia. Tamten z 1989 roku określić można jako entuzjastyczny. Ludzie byli razem, bo pragnęli zmiany. Teraz entuzjazm minął, bo często czują się manipulowani, kiedy docierają do nich wykluczające się nawzajem przekazy. Widać, jak bardzo różnią się kampanie wyborcze na wsi i w wielkich miastach, inaczej niż przed 4 czerwca wtedy, gdy przekaz zwycięskiej Solidarności pozostawał w skali kraju jednolity. Inne są źródła oceny polityków, ubiegających się o wybór. I oni o tym wiedzą. Na wsi okazuje się, że kandydat przywiózł worek cementu. Uśmiechnął się i koniec. Pozostaje więc tylko pilnować, żeby tego worka ze sobą nie zabrał, kiedy będzie odjeżdżał.

- Jak zdarzało się w poprzednich kampaniach z wozami strażackimi, które nie zawsze zostawały tam, gdzie je telewizja pokazywała?

- Dokładnie tak. Z kolei w Warszawie, w innych wielkich miastach, kandydat chętniej odwołuje się do wartości, ale nie tyle tych wspólnych, co zagrożonych, jak z jego słów wynika, przez wyborczego konkurenta. Widać dwa światy. Pogłębia to podział na Polskę A i B, nader często i zasadnie odbierany jako krzywdzący. Do Warszawy ludzie przyjeżdżają na kampanijne marsze. Idą w przeciwne strony, chociaż po równoległych trasach. Ocena źródeł, z jakich pozyskujemy informacje, ma wpływ na nasze działanie. Trudno tu mówić o rzetelności. Autorytety społeczne nie tyle nie istnieją, co coraz ich mniej. Ludzie czują się samotni wobec zagrożeń.

- Chociaż właśnie one okazują się wspólne, to kolejny paradoks naszej obecnej sytuacji?

- Mamy się czego obawiać. O naszych osobistych decyzjach rozstrzyga często lęk. Wiemy, że za naszą wschodnią granicą jest wojna. W ślad za tym pojawia się obawa, że przerzuci się ona z Ukrainy na nasze tereny. Zwłaszcza, gdy mówią nam o tym sami Ukraińcy. Z kolei prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump oznajmia, że z Władimirem Putinem nie może się dogadać. Wtedy my z kolei się niepokoimy, że przestanie nas wspierać. Powodów do lęku nie brakuje. Odczuwa to również wchodzące w życie pokolenie. Staram się słuchać współczesnej muzyki młodzieżowej, ułatwia mi to zrozumienie moich pacjentów. Dominują w niej hałas i rap, odczucie agresji i słowa dla starszych pokoleń często niezrozumiałe.

- I gdy się to słyszy, pojawia się lęk o nich, o to również w jakim stanie im Polskę zostawiamy?

- Coraz częściej uczniowie stają się pacjentami. Nie radzą sobie, jeśli przez cały czas grają na komputerze, a później nie potrafią stawić czoła problemom z realnej rzeczywistości. Nie ma współdziałania w rodzinie, nikogo tam, kto byłby w stanie ich wesprzeć. A gdy już z domu wyjdą, dzieje się jeszcze gorzej. Nawet pani w sklepie zachowuje się jak cyborg, tylko liczy pieniądze i stara się wcisnąć nam jak najwięcej. Niczym automat recytuje formułki o promocjach. Widzimy degradację zasad. Popularni influencerzy autorytetów społecznych nie zastąpią, jeśli nawet na czymś się znają, to na jednej tylko dziedzinie. Kiedy presja staje się nie do zniesienia, pojawiają się nawet u młodych objawy zachowań, prowadzących do schizofrenii. Pytanie - kim jestem - nie znajduje już wtedy odpowiedzi. Zaczyna się utrata odrębności. 

- Co to znaczy?

- Młody człowiek nie zna granic świata wirtualnego i realnego. Z czasem zatraca świadomość, w którym z nich się znajduje.

- Jak wspominamy czerwiec 1989 r. i nieco wcześniejszy czas, to młodzież świetnie się w tamtej rzeczywistości odnalazła. Nastolatkowie nosili ulotki Komitetu Obywatelskiego. W swoje życiorysy wpisują taką aktywność zarówno Zbigniew Ziobro jak Rafał Trzaskowski. Teraz jesteśmy bez porównania zamożniejsi, bardziej wolni. I co, chciałoby się spytać?

- Trudno o dobre wzorce. Obserwuję to nawet na przyjęciach komunijnych. Licytowanie się dobrych wujków w drogich prezentach. Nie uczy się nawet słowa: dziękuję. Tylko: mnie się należy, Kolejny drogi przedmiot, koperta z pieniędzmi. Wszystko to ma pomóc wypełnić emocjonalną pustkę. Żyjemy w rozdwojonym świecie, dorośli też. Ktoś nam powiedział, że to dobre, więc kupujemy, zwykle na kredyt, również rzeczy całkiem nam zbędne. Pojawia się rozdwojenie, kim mamy być: rodzicem, nauczycielem, pracownikiem... Okazuje się, że inaczej myślimy w Małopolsce czy na Podkarpaciu, inaczej na Ziemiach Zachodnich i Północnych, chociaż nawet wyniki wyborów czerwcowych z 1989 roku bardzo się nie różniły, bez względu na geografię wszędzie wygrywała Solidarność i wspólnota wokół niej zbudowana. Pomimo, że przedtem władza, żeby łatwiej jej było rządzić, nastawiała wieś przeciw miastu i odwrotnie. 

- Jak się bronić przed zagrożeniami o których Pani mówi, utratą kontaktu z rzeczywistością, jeśli takie symptomy dostrzegamy u siebie lub innych, bliskich nam ludzi?

- Trzeba pójść do specjalisty. Popracować z doświadczonym psychologiem. Nie z guru, nie ze znachorem, bo wtedy będzie jeszcze gorzej. Tabletki też nie wszystko załatwią. Wtedy, kiedy potrzebujemy zrozumienia, ale go nie znajdujemy. Ludzie czasem nie pamiętają, albo starsi z nas nie lubią opowiadać o tym, jak kształtowała się wspólnota, która zdecydowała o tym, co się stało w Polsce w 1989 i kolejnych latach.

- Jednak również w teraźniejszości znajdujemy krzepiące przykłady zachowań Polaków? Zbiórki dla ofiar powodzi, powszechna pomoc sąsiedzka w trakcie pandemii koronawirusa, wreszcie otwarcie naszych serc, portfeli i drzwi mieszkań przed wojennymi uchodźcami z Ukrainy? Państwo tego nie organizowało, sami to zrobiliśmy, siłami samorządu albo organizujących się naprędce wspólnot?

- W ludziach tkwi dobry potencjał. Jesteśmy razem, jak jest źle. W każdym z nas znajduje się mnóstwo pozytywnych cech. Skrzykujemy się razem wtedy, gdy sytuacja staje się trudna. Nasza lub sąsiadów, bez różnicy tych na mapie czy w bloku... Działamy dobrze w momencie zagrożenia. Znamy to zresztą z historii.

- Z czasem jednak zagrożenie, jeśli nawet nie ustępuje, to powszednieje?

- Nie ma już na szczęście pandemii. Wtedy wskazywaliśmy chętnie sąsiadom, w której aptece da się kupić maseczki, kiedy jeszcze było o nie trudno. A tym starszym robiliśmy zakupy, żeby się nie musieli narażać, wychodząc do sklepu, bo wiedzieliśmy, że COVID-19 pozostaje dla seniorów szczególnie niebezpieczny. Teraz kiedy słyszymy, że sąsiad stuka we własnym mieszkaniu, sami walimy w ścianę, chociaż moglibyśmy się domyślić, że musi coś naprawić, zwłaszcza, że nie jest jeszcze późno. Złość objawia się na ulicy, czy w sklepie, w sytuacjach, które jej obecności zupełnie nie uzasadniają. Ukraińcom pomogliśmy, wielu z nich pojechało dalej, sporo zostało u nas, ich dzieci chodzą do polskiej szkoły i pewnie tu zostaną. Pomoc udzielana innym to doskonałe doświadczenie, ważne też, że sami przy tej okazji czujemy się lepsi. I mamy do tego prawo. Pozostajemy jednak z zagrożeniami. Ciągły niepokój zostaje. I wielu z nas czuje się samotnie, niezależnie od wieku. 

- Jak sobie z tym poradzić?

- Rozmowa w rodzinie nie zawsze się udaje, jeśli ta ostatnia nie funkcjonuje jak należy, bo wszyscy są zaganiani, starsi chcą przecież, żeby dzieci miały lepiej, tyle, że czasu im dla nich nie wystarcza.. Ale próbować warto. Wspólnie zmierzyć się z problemami, zanim nas one przerosną. Zaczęliśmy tę rozmowę od 4 czerwca 1989 r, dnia, kiedy Polacy wybrali demokrację. Za wzór demokracji uchodzi nie tylko u nas Szwajcaria. Pamiętam mój wyjazd tam na stypendium, pracę pod kierunkiem znakomitego psychoterapeuty prof. Maxa Lüschera. Niestety już nie żyje, był wielkim autorytetem psychologii. Pracowałam wtedy przy programie, którego celem było wyprzedzanie możliwych zagrożeń. Zanim zdarzy się coś złego. U nas często terapię zaczyna się wtedy, kiedy dziecko już coś zażywa albo mąż dopuszcza się przemocowych zachowań wobec żony, których potem się wstydzi i sam nie rozumie.

- Wspomniała Pani o problemach ludzi z samotnością, jak im przeciwdziałać , wiadomo, że wspólnoty nie odbuduje się z dnia na dzień, a zagrożeni czujemy się coraz bardziej, wystarczy obejrzenie serwisów telewizyjnych i rzut oka na mapę?

 

- Rada jest taka, by odrzucić działanie na cudzą szkodę. Nigdy nie starać się być cynicznym. Nawet, jeśli ci, co przemawiają z ekranu wydają się nas tego uczyć. Nie o polityce jednak teraz rozmawiamy, bo nie do niej tylko sprowadza się sens tego, co Polacy zyskali tamtego 4 czerwca. Warto przestrzegać ludzkich zasad, tych powszechnie znanych. I  sobie powtarzać, że nie jest się wcale najlepszym ani najważniejszym. W rodzinie zbyt wiele się krzyczy. Przy wspólnym stole chce się koniecznie być tym najgłośniejszym. To gra teatralna. Wtedy nie słyszy się innych. Zapomina się o rozmowie. Kiedyś przyczyną wielu zaburzeń okazywała się nadmierna dyscyplina czy wygórowane wymagania. Teraz dziecko wyręcza się we wszystkim. Efekt jest taki, że chociaż przyniosło świadectwo z czerwonym paskiem, co stanowić ma dowód, że wszystko dzieje się jak należy, to w domu nie potrafi nawet po sobie szklanki umyć. Naprawdę nie umie. Trzeba się zawczasu zastanowić, jak więc później w dorosłym życiu sobie poradzi, również z zagrożeniami, których jeszcze nie znamy, skoro wiemy tylko, że przyszłość pozostaje tak niepewna.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do