Reklama

Make America Great Again?

09/05/2025 06:50

Od kilku numerów Samorządności stale pojawia się temat geopolityki związanej z coraz bardziej zauważalnym napięciem na linii USA – Chiny. Prezydent Trump zgodnie ze swoimi zapowiedziami w kampanii postawił świat pod ścianą ferując coraz wyższe cła na kolejne państwa. Na czele tej stawki – co chyba nikogo nie dziwi – znalazły się Chiny. Podstawowym argumentem Trumpa, który uzasadnia drastyczne podwyżki ceł jest ochrona a przede wszystkim odbudowa potencjału przemysłowego USA oraz podtrzymanie jej dominacji w globalnej gospodarce – zgodnie z wyborczym hasłem „MAGA” – Make America Great Again. Pytanie tylko czy to jest dziś możliwe?

Sądząc po wypowiedziach Trumpa i jego otoczenia zakładają oni, że podobnie jak to się działo w XX wieku gospodarki większości państw rozwiniętych – głównie Europy ale także obu ameryk i Azji zależne są od technologii amerykańskiej. Nic dziwnego druga połowa wieku XX tak właśnie wyglądała. Po erze dominacji ciężkiego przemysłu, którego cezurą był koniec II woj. św. nastąpiła epoka cyfrowa, gigantyczny rozwój technologii informatycznych. USA wiodło w tym obszarze całkowity prymat m.in. dzięki słynnemu „porozumieniu z hotelu Plaza”, które zahamowało dynamiczny rozwój gospodarki japońskiej a tym samym odebrało jej możliwości konkurowania z USA na polu cyfrowych technologii. Zbiegło się to z upadkiem konkurenta politycznego USA – ZSRR i całego „bloku wschodniego” co otworzyło rynek Europy Środkowo-Wschodniej i pośrednio uratowało gospodarkę niemiecką od podzielenia losów Japonii. Cały świat zaczął używać amerykańskiego oprogramowania – Microsoft, Oracle, procesorów Intel, Motorola lub AMD, komputerów IBM i Apple, kart graficznych INVidia itd. Potem przyszedł czas Google wraz z całym ekosystemem oraz platform społecznościowych – grupy META (Facebook, Instagram, WhatsApp itd.), Twittera kupionego przez Elona Muska (dużego udziałowca META) i przemianowanego na X itd. W pierwszej dekadzie XXI wieku wydawało się, że ścieżka rozwoju USA jest nie do pobicia przez żadne inne państwo. Tymczasem… wystarczyło dwadzieścia lat aby wielkości PKB Chin wg. parytetu siły nabywczej prześcignęła PKB USA a następnie powiększała różnicę.

Rozumowanie ekipy Trumpa wydaje się w tym miejscu zasadne – skoro wzrost gospodarki Chin zaczyna zagrażać dominacji amerykańskiej to Stany Zjednoczone powinny zmusić Chiny do zawarcia układu podobnego do porozumienia z Plaza – np. naciskając na nie ogromnymi cłami. Dziś jednak widzimy, że Chiny zupełnie nie ulegają próbom nacisku ze strony USA. To prezydent Trump za to zaczął w pośpiechu odwoływać swoje zapowiedzi – najpierw wprowadzając okres „karencji” na cła nałożone wobec gospodarek europejskich i niektórych innych państw a następnie wprowadził listę setek kategorii produktów z których zwolnił z podwyżek ceł… Chiny.

Dlaczego tak się stało?

Powód jest prozaiczny – o ile faktycznie powojenny świat w czasie dynamicznego rozwoju epoki cyfrowej był w zasadzie zależny od gospodarki amerykańskiej lub walczył o obecność na amerykańskim rynku (Niemcy, Japonia) o tyle dziś to w zasadzie gospodarka amerykańska jest zależna od dostaw z największej fabryki świata jaką stały się Chiny. W zasadzie każdy amerykański producent elektroniki produkuje w Chinach – na czele z flagowym Apple. I w tym miejscu wydaje się, że tkwi problem w rozumowaniu obecnej ekipy Białego Domu. Powodem dla którego amerykańskie koncerny produkują w Chinach już dawno przestała być tania siła robocza.

Obecnie Chiny rokrocznie wypuszczają na rynek 10 milionów (sic!) absolwentów uczelni z czego połowa to osoby z kierunków STEM – inżynierowie, matematycy, statystycy, informatycy, specjaliści od mareriałoznawstwa, AI, nanotechnologii itd. Koncern Apple zatrudnia w siedzibie w USA 5000 wysokoopłacanych managerów, zaś w Chinach w Apple pracuje… 2 mln ludzi. Nie tylko w halach montażowych – prosta produkcja jest często przenoszona np. do Indii lub Wietnamu (słuchawki) ale w działach R&D, testów, prototypowania, optymalizacji. Znajduje to potwierdzenie w słowach Tima Cooka – prezesa Apple, który w wywiadzie kilka lat temu powiedział: „Powodem, dla którego Apple siedzi w Chinach już dawno nie są pieniądze. To jest dostęp do ludzi, ich umiejętności, infrastruktury i tego co potrafią zrobić z naszymi pomysłami. Kiedy potrzebuję inżynierów w USA mogę zapełnić nimi jedną salę. Kiedy potrzebuję inżynierów w Chinach – mogę zapełnić nimi całe stadiony.” Skalę tego zjawiska obrazuje również fakt, że w USA studiuje 280 000 studentów z Chin. Dla porównania w Chinach tylko 469 amerykańskich, choć oczywiście można się spierać czy powodem jest jakość kształcenia czy dostępność dla studentów spoza ChRL.

Wygląda zatem na to, że dziś nie mamy do czynienia z wojną o przemysł a o umysły. To gdzie finalnie będzie produkowany przez zrobotyzowany przemysł produkt ma coraz mniejsze znaczenie. Kolosalne zaś ma to, kto posiada know-how do stworzenia produktu, jego zaprojektowania i zaplanowania wszystkich procesów. Zatem nie o lokalizację fabryk powinien dbać prezydent USA a o jakość kształcenia przyszłych kadr managerskich i inżynierskich we własnym kraju oraz takie warunki do rozwoju aby znów to USA kreowały trendy w światowym rozwoju. A do tego wcale nie są potrzebne cła.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do