Reklama

Radziejewski: Strategia Trumpa dopiero się wykuwa

20/03/2025 11:00

Z Bartłomiejem Radziejewskim autorem książki "Nowy porządek globalny", prezesem think tanku i magazynu Nowa Konfederacja, znawcą geopolityki i spraw międzynarodowych rozmawia Łukasz Perzyna

- Niektóre pomysły prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa po jego wyborze na drugą kadencję po czteroletniej przerwie, wydają się trafione i na zdrowym rozsądku oparte: jak wypowiedziana z telebimu do uczestników Światowego Forum Ekonomicznego w Davos propozycja zmniejszenia cen ropy przez jej eksporterów, żeby Rosji na wojnę w Ukrainie zabrakło pieniędzy. Z kolei logikę innych działań USA za Trumpa trudno pojąć, jak fakt, że w Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych nad rezolucją w sprawie Ukrainy Stany Zjednoczone zagłosowały... dokładnie tak samo, jak Rosja. Jak to wszystko nawzajem pogodzić? Dostrzega Pan w tym spójną koncepcję?

- Koncepcja Trumpa vis a vis Rosji się wykuwa. Stąd te sprzeczne sygnały, idące w przeciwstawnych kierunkach. Kordialność rozmów z Rosjanami, ciepłe słowa wobec Władimira Putina, próby karcenia Wołodymyra Zełenskiego to jedna strona medalu. Drugą tworzą ruchy co najmniej sondujące możliwość obniżenia cen ropy przez państwa OPEC, głównie kraje arabskie, co jeśli się uda, pozbawi Kreml części dochodów niezbędnych dla dalszego prowadzenia wojny w Ukrainie, skoro główny surowiec, jaki eksportuje Rosja, stanieje. Do tej drugiej kategorii zaliczyć można przebąkiwanie, że żołnierze amerykańscy mogliby się znaleźć w Ukrainie, jeśli Rosja pewną granicę przekroczy. Jak również wskazywanie możliwości przyjęcia Ukrainy do NATO w razie, gdyby Kreml nie dotrzymał warunków zawieszenia ognia. Widać w podobnych działaniach próbę wywierania solidnej presji a nie tylko ugłaskiwanie. Jedni uznają działania Trumpa za nieobliczalne czy szaleńcze, inni skłonni są założyć, że zawiera się w nich metoda. A ściślej testowanie strategii.

- Jak Pan by ją scharakteryzował?

- Pokazujemy kij i marchewkę. Demonstrujemy od razu zarówno opcję skrzywdzenia jak  zadowolenia partnera. W dotychczasowych kontaktach z Rosją Trump obraca się w sferze symbolicznej, nie zaś twardych ustaleń. Próżno ich na tym etapie szukać. Sprawa w toku. 

- Skąd się bierze ten dualizm?

- Potężnym dylematem amerykańskiej polityki pozostaje rozpięcie jej pomiędzy niechęcią do sprzedania Ukrainy jako działaniem obniżającym amerkańską wiarygodność sojuszniczą - a zaciągniętym wobec wyborców jeszcze w kampanii prezydenckiej zobowiązaniem do zakończenia tej wojny. Stąd wypływa ryzyko błędu, że Rosja uzyska za dużo o Ukraina za mało w następstwie przyjętych rozstrzygnięć. Za bardziej realne wypada jednak uznać stanowcze dociśnięcie Rosji.

- A nie razi Pana pewne, tak to nazwijmy, merkantylne podejście Trumpa nawet do sojuszników Ameryki?

- Te 500 miliardów dolarów, o jakich mówi Trump, pokazuje raczej, że nie chodzi o sprzedaż Ukrainy. Raczej o jej zakup, jeśli już trzymać się sugerowanej przez Pana terminologii, bo o merkantylizm Pan spytał. Pomysł z 50-66 proc. Przychodów z metali ziem rzadkich stanowi dowód na poważne traktowanie przez Trumpa Ukrainy, nawet jeśli jego obcesowość może wzbudzać rezerwę. To nowa realna polityka amerykańska. Stany Zjednoczone zyskują tym samym silną motywację, by Ukrainy bronić.

Natomiast sam merkantylizm podejścia może nas oczywiście oburzać. Cóż jednak z tego? Nasze oburzenie niczego nie zmieni, a polityka nie jest sztuką dawania świadectwa słuszności, a – wywoływania pożądanych dla zbiorowości skutków.

- Polacy obawiają się powtórki Jałty, zwłaszcza, że dopiero co obchodziliśmy jej 80. rocznicę. Czy po wynikach niedawnych wyborach do Bundestagu trzeba się również bać nowego Rapallo, niebezpieczeństwa odrodzenia się sojuszu niemiecko-rosyjskiego, groźnego dla wszystkich państw, co pomiędzy tymi dwoma się znajdują?

- Zalecałbym raczej tonowanie podobnych nastrojów. Nie zdarzy się nowe Rapallo. Ani AfD nie jest tak straszna, jak ją przedstawiają, ani nie zmierza już teraz do władzy. I wątpliwe, aby doszła do niej w najbliższym czasie, skoro pozostałe partie zapowiedziały izolowanie Alternatywy dla Niemiec i z realizacji tej obietnicy zostaną rozliczone w kolejnych wyborach do Bundestagu przez swoich zwolenników. Zwycięża opcja wielkiej koalicji chadecji z socjaldemokratami. 

- Ale to nie znaczy, że problem z Alternatywą dla Niemiec nie istnieje, skoro zdobyła ponad 20 procent głosów?

- Warto raczej zadać pytanie, na ile przyszły kanclerz Friedrich Merz przejął już część haseł AfD i w jakim stopniu zamierza się podobnymi zapożyczeniami posługiwać w przyszłości dla zwiększenia poparcia i możliwości realizacji własnej polityki. Część haseł AfD on powtarza, z tego powodu, że oddziałują również na jego elektorat. Socjaldemokraci z SPD będą jednak blokować jego zapędy do ograniczenia imigracji i państwa socjalnego. Nie wróży to wielkiej radykalizacji ani geopolitycznego zwrotu w tej kadencji.

- Pora spytać o Polskę, a ściślej jej miejsce wśród tych wszystkich procesów. Czy znajdzie się dla nas miejsce: na samodzielną inicjatywę i własne działania?

- Przy całej powadze sytuacji geopolitycznej dostrzegam fantastyczną okazję do samodzielnych działań i stwarzania sytuacji, jakie Polska powinna wykorzystać.

- Wiemy o tym?

- Jeśli o polityków teraz Pan pyta, to odpowiedź okazać się musi pesymistyczna. Obecna klasa polityczna nie dostrzega podobnej szansy, nie rozumie na czym ona polega.

- Spróbujmy więc, już polityków nie pytając, sami ją określić?

- Sytuacja woła o to, żeby Polska wykorzystała atut swojego położenia geograficznego, pośrodku Europy, na przecięciu głównych strategicznych szlaków komunikacyjnych. Ale też to, co bardziej od nas zależy, a ściślej stanowi naszą zasługę: walor w postaci wzmożonych wydatków na zbrojenia w ostatnich latach. Inni w Europie w większości ich nie ponosili, my tak. To wystarczający chyba powód, żeby na tej oczywistej dysproporcji nie stracić. Kolejnym atutem, na który również zapracowaliśmy uczciwie, pozostaje nasza zdolność koalicyjna: z krajami południa i północy, państwami bałtyckimi i bałkańskimi, związana również z naszą reputacją w Europie. Zaś termin naszej prezydencji w Unii Europejskiej, chociaż wynika z przypadku nie zasług, bo w tej mierze kalendarzem rządzi przecież zasada  rotacji, okazuje  się dla nas korzystny. Paradoksalnie dlatego, że przypada na czas słabnącego w Europie przywództwa. W sytuacji, gdy tak wiele się dzieje wokół, stanowisko Polska może stać się głosem otrzeźwienia.

- Jak to przełożyć na język politycznych faktów?

- Budować tu fortecę Zachodu - taką nie do zdobycia dla wszelkiej z kierunku wschodniego agresji. Bez wątpienia skuteczna realizacja tego celu wymaga dużych zmian w polskiej polityce. I rodzi się pytanie, czy podołamy. Od dawna rządzą nami ludzie zanurzeni w poprzedniej epoce: okresie liberalnego porządku międzynarodowego. Gdy stawiano na kwieciste deklaracje, których prawdziwości specjalnie nie weryfikowano potem w praktyce. Czasem łudzono się, że "miękka siła" wiele załatwi. Ostatnie lata i tygodnie pokazały, że świat uznaje siłę, ale twardą. Pokazała to zarówno globalna pandemia jak wojna w Ukrainie. Teraz pokazuje to Trump. Potrzeba efektywnego myślenia, zbudowania spójnej strategii bezpieczeństwa, państwa z prawdziwego zdarzenia i silnej armii pod suwerenną narodową kontrolą. Polska klasa polityczna sama z siebie tego nie potrafi. Zaś czy presja na nią w tej mierze wywierana okaże się  skuteczna, dopiero zobaczymy.

Rozmowa przeprowadzona 24.02.2025r.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do