.png)
Oto jest. Ogorzały na twarzy, pewny siebie. Uznający, że nad wyraz dokładnie sportretowany przez malarkę to za żadne skarby świata nie może być on. Jego powieszony w gmachu amerykańskiego parlamentu portret ma przedstawiać facjatę kogoś zupełnie innego. On żąda aby wzorem renesansowych portrecistów malujących na zlecenie, przedstawiać go piękniejszym, zacniejszym, dostojniejszym i przystojniejszym. On chce być prezydentem z marzeń Jarosława Kaczyńskiego z dalekiej Polski. Młodym, wysokim, mówiącym obcymi językami i nad wyraz atrakcyjnym wizualnie dla płci obojga, cokolwiek miałoby to znaczyć.
Niestety jest w wieku raczej podeszłym, owłosienie na głowie zmuszony jest poddawać starannemu tapirowaniu a tłuste policzki mimo pudrowania skrzą nie przystającymi do zajmowanej pozycji rumieńcami. Wymaga jednak być portretowanym w zwierciadle krzywym, ale na przekór z użyciem możliwie najbardziej innowacyjnej i zaawansowanej sztucznej inteligencji. To zwierciadełko ma pokazać przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie. Gdyby jego rozdęte ego miało się ograniczyć wyłącznie do portretu i tym podobnych dupereli, można by spuścić na to zasłonę milczenia. Powieszono by na Kapitolu, „Portret młodzieńca” Rafaela, dało pod spodem tabliczkę Donald Trump i byłoby po sprawie.
Niestety wybraniec Amerykanów wmówił swoim wyborcom, że są ofiarą nieuczciwych praktyk w handlu międzynarodowym. Kraj ma być okradany przez obcych mając z największymi partnerami handlowymi znaczące deficyty. Traci miejsca pracy, wpływy podatkowe siejąc w narodzie frustrację, defetyzm, czyniąc liczne szkody w ciałach i umysłach. Najpotężniejszy kraj świata miał być bezczelnie oszukiwany i okradany przez wielkich i maluczkich. Skutkiem rekordowy deficyt budżetowy, zapaść w sektorze zdrowia, walące się mosty i w ogóle infrastruktura w ruinie. Dowodem narastającej frustracji jest miażdżące zwycięstwo Trumpa i idące za tym oczekiwanie radykalnych zmian we wszelkich możliwych sferach.
Zaczął od zapowiedzi i wprowadzania wysokich ceł na towary importowane. Wysokie opłaty celne mają zaś skłonić globalne koncerny do budowy fabryk i rozwoju produkcji w USA. Na pierwszy ogień w zakresie podwyżek ceł poszli sąsiedzi USA; Kanada i Meksyk. Oraz Chiny i Unia Europejska. Rozpoczęto od podniesienia ceł na stal, co dotknęło również Brazylię, Koreę Południową oraz kilkunastu mniejszych eksporterów w tym Polskę. Na nic przestrogi specjalistów, że po wprowadzeniu ceł amerykańscy producenci natychmiast podniosą marże produkcyjne wpływając na ceny wielu produktów z samochodami na czele. A nie trzeba być wybitnym amerykanistą aby wiedzieć, że podwyżki cen paliw i aut irytują Amerykanów wyjątkowo. Niezależnie od statusu majątkowego, rasy i płci (niezależnie od tego ile kto ich uznaje).
Jeszcze w pierwszej kadencji było przy Trumpie kilku rozumnych i cokolwiek odważnych współpracowników. Gdy ten zapowiedział, że wprowadzi cła na towary z Korei Południowej, część doradców wpadła w popłoch. Okazało się bowiem, że mimo znacznego deficytu w handlu z Koreą skutki ich wprowadzenia byłyby zabójcze dla wielu branż amerykańskiego przemysłu, zwłaszcza producentów elektroniki. Gdyby zaś Korea wprowadziła cła odwetowe wówczas straty producentów żywności i napojów alkoholowych dodatkowo pogłębiłyby szkody. Gdy Trump zażądał przyniesienia mu do podpisu rozporządzenia o cłach, zaniesiono je w stercie innych papierzysk. Na dnie był dokument o cłach na towary z Korei. Trump podpisywał kolejne akty prawne, nominacje, listy gratulacyjne, awanse, dymisje. Dostarczano mu kolejne dokumenty, a rozporządzenie o cłach leżało cały czas przygniecione innymi doniosłymi dokumentami nie dając żadnych znaków życia, jak na płaski przedmiot martwy przystało. Po kilku dniach jeden z najbliższych doradców wyciągnął papier z rozporządzeniem i wrzucił do urządzenia, które zamieniło je na garstkę karnawałowych konfetti. Trump oczywiście się nie zorientował, a zapytany po kilku tygodniach przez jakiegoś dociekliwego pismaka o sprawę, oznajmił, że nie pamięta aby miał kiedykolwiek wprowadzać cła na koreańskie produkty.
W dzisiejszej administracji Trumpa trudno doszukiwać choćby jednego na tyle odważnego i przenikliwego, który odważyłby się na podobny wyczyn. Trump postępuje z cłami i innymi posunięciami niczym przysłowiowa małpa z brzytwą. I będzie tak dopóki się nie zmęczy albo nie skaleczy. Nam wypada to obserwować. Zwroty akcji i slalomy w tym procesie będą liczne. Będzie o czym myśleć i pisać.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.