.png)
To pytanie zadaje STANISŁAW PIECYK
Gdy piszę ten artykuł, to Polska jest po trzech debatach zorganizowanych dwukrotnie przez Telewizję Republika i jeden raz przez TVP z udziałem Polsatu i TVN. Dostarczyły one paliwa do dyskusji, a nawet wrzawy politycznej wśród polityków, dziennikarzy, publicystów i celebrytów. Mnie wprowadziły w stan zdumienia i niezadowolenia, a nawet gniewu, bo tematami dyskusji nie były rzeczywiste problemy Polski, a głównie problemy osobiste dyskutantów, bo obowiązuje zasada „dokopać przeciwnikowi” a tego nie osiągnie się w bitwie na programy. Jeżeli pojawiał się w dyskusji jakiś poważny problem, to nie z propozycją jego rozwiązania, lecz z oskarżeniem (wzajemnym) kto go spowodował, lub kto narobił najwięcej zła przy próbach jego rozwiązania.
A tymczasem problemy rosną, lecz nadal są poza obszarem obietnic oraz deklaracji i tym samym dyskusji kandydatów na prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej.
Wielu kandydatów głosi konieczność utworzenia 300 – tysięcznej Armii Polskiej i obiecuje realizację tego zadania natychmiast po wyborze na prezydenta RP.
Chciałbym z pełnym przekonaniem powiedzieć kolejny raz (czynię to przy każdej okazji), że żaden rząd w Polsce, przy nawet największym zaangażowaniu prezydenta RP, nie wykona tego zadania z prostego powodu, że sytuacja demograficzna na to nie pozwoli. Mamy obecnie najniższą dzietność w całej Europie. Polska kobieta rodzi przeciętnie tylko 1,11 dziecka. W 2024 roku nasze kobiety urodziły nam tylko 252 tysiące dzieci (w latach 1950 – 1970 rodziły rokrocznie prawie 800 tys.) w sytuacji gdy zmarło nam 409 tys. osób, co oznacza, że ubyło nam 157 tys. mieszkańców. Demografowie twierdzą, że za dziesięć lat ubytki te będą wynosić blisko 300 tysięcy rocznie, czyli tyle ile chcemy mieć żołnierzy w Polskiej Armii. Żaden polityk nie próbuje tego problemu rozwiązać. Po moim artykule w numerze 96 SAMORZĄDNOŚCI w którym zaproponowałem siedem działań zmierzających do poprawy tej sytuacji (m. innymi przywrócenie podatku o nazwie „bykowe”) pewna grupa posłów złożyła w Sejmie RP propozycję tego podatku. Zobaczymy czy zdrowy rozsądek znajdzie się w większości sejmowej.
Pozwalam sobie ujawnić drugi powód dla którego nie stworzymy 300 – tysięcznej armii. Powtarzam moją opinię w tej sprawie zgłoszoną 13 lat temu na spotkaniu w Sejmie zorganizowanym przez Romualda Szeremietiewa w sprawie stworzenia Wojsk Obrony Terytorialnej Kraju. Wtedy mówiło się o konieczności utworzenia Armii Polskiej liczącej 250 tys. żołnierzy. No więc wówczas powiedziałem i jest to słuszne szczególnie dziś, że nie da się utworzyć 300 tysięcznej Armii Polskiej bez przywrócenia powszechnej służby wojskowej. Może ona być mocno ograniczona, ale powinna być przywrócona, bo nie osiągniemy omawianego poziomu armii nigdy, bo nie stworzymy jeszcze jednego narzędzia do budowania patriotyzmu na poziomie niezbędnym do stworzenia silnej armii, bo nie będziemy mieć rezerw wręcz niezbędnych w przypadku wojny.
Obrona ojczyzny to konstytucyjny obowiązek zapisany w art. 85. Oczywiście pomysły by to była trzymiesięczna służba wojskowa są zgłaszane przez tych, którzy absolutnie się na tym nie znają. Przez trzy miesiące to żołnierz nauczy się tylko prawidłowo ścielić łóżko, wykonywać komendy, strzelać byle jak z broni osobistej i jeść szybko posiłki na stołówce. Takich żołnierzy wysyłał Putin na front w ukraińskiej wojnie i byli mięsem armatnim. Putin może sobie na to pozwolić mimo, że Rosjanie też mają ogromny problem demograficzny. Rosjan w Rosji z roku na rok ubywa, ale islamska część Rosji nadrabia te ubytki, więc Putin może sobie pozwolić na taką politykę w swojej armii, bo ma do dyspozycji 140 milionów obywateli i prawie absolutną nad nimi władzę. Polska nie ma takich możliwości. Za nas ani Ukraińcy ani tym bardziej Filipińczycy (aktualnie jest ich 15 tysięcy i są najmilej widziani w Polsce przez pracodawców) nie pójdą do naszej armii, bo nawet gdyby chcieli, to najpierw musielibyśmy zmienić konstytucję, a to w aktualnych realiach politycznych jest niemożliwe.
Chcemy mieć armię, która skutecznie będzie odstraszać wroga.
Jestem, jak każdy patriota za, ale wróg wie, że Polska ma amunicji na maksimum tydzień walki. Kilka dni temu podpisaliśmy umowę z Koreańczykami na stworzenie na terenie Polski spółki (Koreańczycy będą mieć w niej 51% udziałów) do produkcji rakiet do różnych systemów rakietowych będących w dyspozycji Polskiej Armii. Są nawet jeszcze nieformalne ustalenia, że jak spółka uruchomi produkcję tych rakiet, co ma nastąpić w 2028 roku, to zajmie się produkcją rakiet dalekiego zasięgu.
Jeszcze gorzej jest z produkcją pocisków 155mm do polskich armatohaubic Krab i koreańskich K9. Na razie pomagamy rozwijać taką produkcję w Słowacji, gdzie złożyliśmy spore zamówienia. W Polsce produkcję seryjną tych pocisków mamy wg. MON rozpocząć w 2026 roku. Moim zdaniem termin ten jest raczej terminem propagandowym. W tej chwili wg. Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia, pocisk ten opuścił fazę projektową i przechodzi do fazy prototypowania po której trafi na testy poligonowe. Wg. uczciwych ekspertów, poziom produkcji mający praktyczne znaczenie osiągniemy dopiero w 2031 roku , ale czy Putin zechce czekać aż tyle lat? Wątpię. Tym bardziej, że prezydent Trump daje sygnały, że zrezygnuje z mediacji w sprawie pokoju na Ukrainie, jeżeli w ciągu najbliższych dni nie będzie zgody, obu zwaśnionych stron, na zawieszenie walk i podjęcie negocjacji. Wracając do produkcji pocisków informuję, że w USA – prezydent i jego administracja ma tylko jeden problem z uzbrojeniem, a mianowicie musi zadbać (w Izbie Reprezentantów i Senacie) o to by mieć właściwy budżet na armię. Jak ma pieniądze, to amerykański przemysł wyprodukuje mu to co chce i ile chce, bo to jest przemysł prywatny, świetnie zorganizowany i mocno zmotywowany do realizacji wyzwań rynku.
Polska Grupa Zbrojeniowa mimo, że została utworzona już w 2015 roku, dopiero teraz organizuje produkcję tocząc przy tym wewnętrzne walki o największe udziału w pakiecie 50-ciu zawartych kontraktów o wartości ponad 120 mld złotych. No więc nie znajduje czasu na walkę z potężną biurokracją, która spętała jej działalność do tego stopnia, że jak oświadczył w swoim telewizyjnym wystąpieniu jeden z wiceministrów MON – budowa hangaru dla samolotu zajmuje im 10 lat. Amerykanie robią to w miesiąc. Czy można ten stan zmienić na lepsze. Można – jeżeli do produkcji uzbrojenia włączymy prężny sektor prywatny. Ja nie proponuję likwidacji PGZ. Ja proponuję wprowadzić element rywalizacji dwóch sektorów przemysłowych - państwowego i prywatnego, co dla obu i tym samym dla Armii Polskiej i naszego bezpieczeństwa będzie skutecznym lekarstwem.
Każda gazeta ma ograniczoną pojemność, gazeta SAMORZĄDNOŚĆ również, więc pozwolę sobie na opisanie (z grubsza) jeszcze jednego problemu, który aktualnie mocno wybrzmiewa w dyskusji politycznej wokół wyborów prezydenta RP, lecz w sposób co najmniej niewłaściwy.
Ten problem nazywa się – telewizja publiczna.
Zacznę od stwierdzenia, że TVP nigdy nie była publiczna i w obecnym kształcie nigdy nie będzie. W czasach komuny, a dokładniej w czasie stanu wojennego, w proteście przeciw jej kłamstwom, szliśmy na spacery podczas emisji dziennika telewizyjnego (godzina 19.30).
Dzisiaj na szczęście mamy możliwość wyboru, bo jest kilka stacji niezależnych od rządu. Oczywiście rządzący głoszą wszem i wobec, że TVP jest telewizją publiczną, a opozycja wręcz krzyczy, że to jest propagandowa tuba rządu. Po wyborach parlamentarnych w sytuacji gdy opozycja stanie się formacją rządzącą, nastąpią zmiany w zarządzie TVP (nawet metodą bezprawną, bo taka teraz moda) i sytuacja się odwróci. Dla rządzących TVP jest zawsze publiczna, dla opozycji i społeczeństwa nie jest. Tak będzie zawsze, bo TVP jest łupem wyborczym. Czas z tym skończyć. Rozwiązanie tego problemu wiąże się niestety z opłatą abonamentu RTV. Przypomnę, że obecnie ta opłata jest tak uregulowana, że ośmiesza państwo. Ilość zwolnień z obowiązku jej płacenia przypomina mi sytuację z okresu kartek żywnościowych, kiedy czasem bywało, że kolejka ludzi z uprawnieniami do nabywania żywności poza kolejnością była większa od tej, która takich uprawnień nie posiadała, a za ladą stały trzy ekspedientki mające do sprzedania dwa salcesony, dziesięć kilogramów kaszanki i tyle samo słoniny. Co ciekawe nikt w Polsce nie zna przepisów odnoszących się do abonamentu, nawet Poczta Polska (sprawdzałem to), która ma obowiązek je zbierać i ma obowiązek wlepiać kary tym, którzy jej nie wnoszą. Pozwolę sobie w tym momencie opisać ten fragment regulacji by uwypuklić śmieszność państwa. Otóż listonosz ma obowiązek kontrolowania opłat, ale może wejść do naszego domu tylko za naszym pozwoleniem. Lecz kiedy byśmy chcieli ośmieszyć listonosza i za jego pośrednictwem nasze tekturowe państwo, to go wpuścimy, ale wcześniej wyłączymy telewizor i radioodbiornik i już możemy, śmiejąc się prosto w oczy listonosza, powiedzieć mu, że nie używamy telewizora ani radia, bo dla nas to są tylko meble i dlatego nie płacimy abonamentu i koniec rozmowy, bo takie są przepisy. Podejrzewam, że niewiele osób w Polsce wie, że zakłady pracy powinny opłacać abonament za każde radio zainstalowane w samochodzie. Kto chce znać szczegóły niech zajrzy do nr 84 naszej gazety SAMORZĄDNOŚĆ gdzie w lutym 2024 roku opisałem szczegółowo problemy związane z tą opłatą w art. REWOLUCJA W OPŁATACH ZA RTV.
A teraz moja propozycja rozwiązania. Otóż proponuję całkowitą zmianę filozofii abonamentu. Ta opłata powinna być jedna za radio i telewizor (bez względu na posiadaną ilość) i powinna być wnoszona przez każdą obywatelkę i obywatela po ukończeniu 18 roku życia. Rozliczenie opłaty powinno być dokonywane z Urzędem Skarbowym za pomocą PIT. Osób dorosłych z wyłączeniem tych, którzy byliby zwolnieni z opłat (uczący się, inwalidzi) byłoby prawie 31 milionów, więc gdybyśmy określili opłatę na poziomie symbolicznym 10zł/miesiąc od osoby, to telewizja miałaby roczne wpływy 3,8 mld złotych.
TVP powinna być wyłączona ze struktur rządowych. Nadzór nad jej funkcjonowaniem (w zgodzie ze specjalną ustawą) powinien sprawować kadencyjny organ, którego członkowie powinni być wybierani przez samorządy zawodowe. Tak właśnie zwrócilibyśmy społeczeństwu jego własność i jego prawo do rzetelnych informacji.
Tymczasem premier Tusk mimo, że przed wyborami do parlamentu obiecywał likwidację opłaty abonamentowej ogłosił, że rząd wprowadzi obowiązkową opłatę abonamentu wg. mojej propozycji z lutego 2024 roku, rozliczanej przez urząd skarbowy. No więc pieniądze będą nasze, ale telewizja „publiczna” będzie nadal rządowa.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie