Reklama

Rok 1920: jak Polacy obronili się sami

12/08/2025 07:05

Wojny prowadziliśmy wtedy na wszystkich granicach dopiero co odrodzonego państwa, ale żadna nie toczyła się o tak wysoką stawkę. Ogłoszony 30 lipca 1920 r. w zajętym przez bolszewików Białymstoku Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski z Feliksem Dzierżyńskim i Julianem Marchlewskim w składzie dążył nie do zbudowania u nas satelickiego państwa jak później po II wojnie światowej, lecz włączenia Polski do zrewolucjonizowanej Rosji jako kolejnej "republiki rad". Realizację tego planu udaremniło bohaterstwo polskiego żołnierza na polu Bitwy Warszawskiej, powszechne społeczne wsparcie dla niego oraz współdziałanie polityków ponad podziałami.      

Jeszcze w maju 1920 r. polskie wojska znajdowały się w Kijowie, gdzie Józef Piłsudski działał w sojuszu z ukraińskim przywódcą Symonem Petlurą, Zmuszone były jednak do wycofania się pod groźbą okrążenia przez Armię Konną Siemiona Budionnego, który karierę zaczynał jeszcze jako szeregowiec podczas wojny rosyjsko-japońskiej. W efekcie nawała bolszewicka runęła na Polskę, zbliżając się w alarmującym tempie do stolicy.

Jak rzecz ujął Stanisław Mackiewicz-Cat: "Na północy uderza dawny oficer carskiej gwardii, 28-letni Tuchaczewskij, później czerwony marszałek z rozkazu Stalina rozstrzelany. Dn. 11 lipca 1920 r. zostaje zdobyty Mińsk Litewski, w parę dni później - Wilno, dn. 20 lipca bolszewicy są nad Niemnem i Szczarą. Wojska bolszewickie wkraczają na terytorium Królestwa, są pod Lublinem, pod Lwowem. Tuchaczewski powtarza manewr Paskiewicza z 1831 r. Jego kawaleria dochodzi do Włocławka, bolszewicy zaczynają się stykać z siłami niemieckimi. Na świat, do Ameryki idą depesze, że Warszawa padła, że czerwone sztandary powiewają nad Wisłą i Polską" [1]. 

Wysłannik Naczelnika Państwa zastaje przyszłego premiera przy pracy w polu

W stolicy jednak flagi czerwone nie załopotały, do czego poza głównodowodzącym Piłsudskim przyczynił się premier Wincenty Witos, wywodzący się z chłopów, podobnie jak zdecydowana większość polskich żołnierzy.

Zanim jednak został premierem, najpierw odmówił w czerwcu 1920 r. utworzenia rządu, potem druga jego misja skończyła się fiaskiem. Jednak pozaparlamentarny gabinet Władysława Grabskiego przetrwał zaledwie miesiąc. W tej sytuacji - jak relacjonuje Małgorzata Olejniczak - "Piłsudski po raz trzeci zwrócił się do Witosa. Wysłannik Naczelnika ruszył do Wierzchosławic. Witosa zastał w polu przy wywożeniu nawozu. I tym razem szef "Piasta" podjął wyzwanie, a sceneria tego wydarzenia jest jedną z najbardziej znanych anegdot historycznych. W nocy z 21 na 22 lipca postanowiono utworzyć Rząd Obrony Narodowej. Składał się z przedstawicieli wszystkich stronnictw" [2]. 

Premierem został Wincenty Witos, wicepremierem socjalista Ignacy Daszyński, na czele dyplomacji stanął książę Eustachy Sapieha. 

Rząd powstał tym razem w jeden dzień. "(..) A Witos jeździł od powiatu do powiatu, pisał odezwy jak ta z 30 lipca: Trzeba ratować ojczyznę (..). Zobowiązał się również, że rząd wniesie do Sejmu projekt ustawy o bezpłatnym nadaniu ziemi we wschodnich powiatach szczególnie zasłużonym żołnierzom. Na jej podstawie państwo miało również dostarczyć im drewna na budowę domów" [3].   

"Przed narodem polskim stanął znów dylemat: zwyciężyć lub zginąć" - podsumował lapidarnie Mackiewicz-Cat [4].  Zaś biografka ówczesnego premiera opisuje: "Witos z kilkoma członkami rządu był na polu bitwy w Radzyminie, gdzie następnego dnia - 15 sierpnia - zdecydować się miały losy II Rzeczypospolitej" [5].

Zwycięski manewr znad Wieprza

Sytuację na froncie tak z kolei charakteryzował biograf Piłsudskiego, Wacław Jędrzejewicz: "13 sierpnia Tuchaczewski rozpoczął swą decydującą ofensywę na Warszawę i następnego dnia walki toczyły się już w Radzyminie (15 km od Warszawy), który przechodził z rąk do rąk. Jednocześnie bolszewicy atakowali silnie 5. armię gen. Sikorskiego nad Wkrą. Sytuacja w stolicy była na tyle poważna, że rząd zdecydował ewakuację niektórych urzędów i korpusu dyplomatycznego do Poznania. Tylko paru posłów (Włoch i Anglii) oraz nuncjusz Ratti [przyszły papież Pius XI - przyp. ŁP] pozostali przy rządzie w Warszawie. Tegoż dnia Piłsudski wyjechał do Puław i już następnego dnia rozpoczął inspekcję oddziałów przeznaczonych do uderzenia. Miał on, gdy chciał, magnetyczny wpływ na żołnierzy. Umiał mówić bezpośrednio, biła z niego wiara w zwycięstwo, której nigdy nie zatracił (..)" [6].

Na efekty nie trzeba było zbyt długo czekać  w tak dramatycznej sytuacji. Ratunek przyniosło uderzenie znad Wieprza, wyraz strategicznego geniuszu Naczelnika Państwa:

"16 sierpnia o świcie grupa uderzeniowa rozpoczęła marsz na północ, właściwie nie napotykając wroga z 57 dywizji grupy mozyrskiej, rozciągniętej na wielkiej przestrzeni. 14 dyw. piech. zajęła łatwo Garwolin i znalazła się na lewym skrzydle XVI armii sowieckiej, atakującej przyczółek warszawski od wschodu i usiłującej przejść Wisłę pod Maciejowicami. 17 sierpnia w dalszej ofensywie wojska polskie (21 dyw. górska) zajęły Łuków i szły na Siedlce. To były już głębokie tyły XVI armii sowieckiej (..). 18 sierpnia 14. dyw. szła na Mińsk Mazowiecki czyli na tyły III armii sowieckiej i zajęła Kałuszyn (..). Przez te trzy dni wojska frontu północnego, 1 armia gen. Latinika i 5 gen. Sikorskiego krwawo walczyły o utrzymanie przyczółka warszawskiego nad Wkrą i pod Radzyminem, który przechodził z rąk do rąk. Pierwsza faza operacji była zakończona: wojska polskie wychodziły na tyły  czterech armii Tuchaczewskiego. Piłsudski 18 sierpnia powrócił do Warszawy, by wydać nowe rozkazy operacyjne dla wszystkich armii" - prezentował to z iście cezariańską lakonicznością biograf Marszałka Jędrzejewicz [7]. Oddając zarazem nieodpartą logikę opisywanych zdarzeń.

To nie był cud nad Wisłą

Nie był bowiem to cud nad Wisłą, wbrew zręcznej ale nieprawdziwej formule autorstwa narodowo-demokratycznego publicysty Stanisława Strońskiego (jej użycie i upowszechnienie miało na celu pomniejszenie zasług Piłsudskiego), lecz efekt wysiłku całego społeczeństwa. Polski żołnierz walczył w obronie swojego domu, ziemi, polskiego państwa i szkoły oraz znanych mu wartości, które najpełniej symbolizowała śmierć ks. Ignacego Skorupki. Kapelana trafiła 14 sierpnia pod Ossowem w głowę ekrazytowa kula w chwili, gdy udzielał ostatniego namaszczenia ciężko rannemu  żołnierzowi.

Najeźdźcy nie mieli podobnych wyższych motywacji. Plany Włodzimierza I. Lenina ani Lwa Trockiego zaniesienia rewolucji do Niemiec na bagnetach Armii Czerwonej nie interesowały zwykłego żołnierza.   

Za to w Warszawie, jak zauważał we "Wspomnieniach polskich" Witold Gombrowicz, młode dziewczyny podchodziły w kawiarni czy na ulicy do nieznanych im ale ubranych po cywilnemu mężczyzn z pytaniem: - A pan czemu nie w wojsku? 

Natomiast walczący na froncie spotykali się z uznaniem i podziwem ogółu Polaków. 

Gorzej było za granicą. Europa miała inne problemy, cieszono się właśnie rozpoczętą pierwszą powojenną olimpiadą w belgijskiej Antwerpii. A niedawni zwycięzcy I wojny światowej jeszcze na długo przed Bitwą Warszawską próbowali wywrzeć na Polskę presję, żeby zawarła z bolszewikami pokój na niekorzystnych warunkach. Komuniści na Zachodzie wywoływali strajki, utrudniające dostawy broni dla Polski. Chlubny wyjątek na tle obojętności innych stanowili Francuzi: gen. Maxime Weygand doradzał swoim polskim odpowiednikom, a przyszły wyzwoliciel Francji po kolejnej wojnie, wtedy młody major Charles de Gaulle nie przejmując się swoim statusem członka misji wojskowej faktycznie walczył w 1920 r. ramię w ramię z Polakami przeciw bolszewikom. Nie bacząc z kolei na to, że wzięty pod Verdun do niemieckiej niewoli, w obozie jenieckim zaprzyjaźnił się z Michaiłem Tuchaczewskim, teraz dowodzącym bolszewickim natarciem na Warszawę.         

Na probostwie w Wyszkowie: pobudka po latach

Stefan Żeromski, który pomimo swoich 56 już lat i niedawnej bolesnej śmierci syna podjął wtedy misję korespondenta wojennego, trafił zaraz po Bitwie Warszawskiej na probostwo w Wyszkowie, dopiero co opuszczone przez bolszewików. Wcześniej kwaterowali tam kolaboranci: niedoszli ministrowie "Polskiej Republiki Rad". "Ksiądz wikary, nie przerywając bynajmniej poważnego dyskursu ambasadora Jusseranda z księdzem kanonikiem Mieszkowskim, zdołał szepnąć nam, przybyszom, do ucha:

- Proszę brać, proszę śmiało! To cukier p. Marchlewskiego, zostawiony  przezeń w popłochu ucieczki" [8]. Dodać wypada tylko, że Żeromski zasadnie marzył wtedy o gorącej herbacie, skoro po drodze nie bacząc na własny status autorytetu społecznego przemókł do suchej nitki w trakcie wyciągania wojskowego auta z błota. Zaś Marchlewski, zanim został komunistą, działał jako biznesmen w branży wydawniczej i nie zapłacił pisarzowi za niemiecką edycję jego dzieł. A jak mawiali starożytni, habent sua fata libelli, książki też mają swoje losy...   

Wznowiona poza zasięgiem cenzury w czasie pierwszej Solidarności (1980-81) reporterska relacja Żeromskiego "Na probostwie w Wyszkowie", stała się wtedy po 60 latach ulubioną lekturą niechętnych komunistycznemu ustrojowi młodych robotników, licealistów i studentów. Zaczytywano ją masowo, a kolportaż prowadziły związkowe biura.  Zapewne samemu autorowi, gdy drzemał w naprawionym już wojskowym samochodzie, wracając z reporterskiego rekonesansu, nie śniło się aż takie powodzenie książki, którą uznawał za skromną broszurkę tylko. Całkiem trafnie za to przewidział w jej ostatnich słowach Stefan Żeromski: "Złoty róg Polski trzyma w ręku z przepotężnej swej siły młode narodu pokolenie. I zadmie weń lada dzień, lada godzina pobudkę nową, nową pieśń życia, od której rozradują się kości pradziadów, dziadów i ojców, rozraduje się młoda krew,  co w tej burzy sierpniowej spłynęła z ran w biedną polską ziemię" [9]. W tym wypadku testament wielkiego pisarza wypełnić mieli jego przyszli czytelnicy, a upływ 60 lat ani różnice stylu polszczyzny, co wraz z kolejnymi generacjami się zmienia, w niczym tu nie przeszkodziły.        

[1] Stanisław Mackiewicz-Cat. Historia Polski od 11 listopada 1918 r. do 17 września 1939 r, Pokolenie, Warszawa 1986, cz. I, s. 128 

[2] Małgorzata Olejniczak. Witos. Buchmann, Warszawa 2012, s. 64

[3] ibidem, s. 65

[4] S. Mackiewicz-Cat. Historia Polski... op. cit, s. 129

[5] M. Olejniczak. Witos... op. cit, s. 66

[6] Wacław Jędrzejewicz. Józef Piłsudski 1867-1935. Życiorys. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1986, s. 96-97

[7] ibidem

[8] Stefan Żeromski. Na probostwie w Wyszkowie [w:] Pisma polityczne. Polonia, Londyn 1988, s. 46

[9] ibidem, s. 52

 
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do