Reklama

Spójrzmy na granice

05/08/2025 10:45

Andrzej Kieryłło, strateg polityczny, w rozmowie Łukasza Perzyny.

- Dlaczego prezydentem został Karol Nawrocki a nie Rafał Trzaskowski?

- Już w poprzednich dwóch wyborach, kiedy kolejno wygrywał je Andrzej Duda, widać było, jak scena publiczna, jeszcze w pierwszej turze bogata i zniuansowana, przed turą drugą dzieli się prawie pół na pół. Ale w tej kampanii wnioski z tego wyciągnął jeden tylko kandydat a ściślej jego sztab. Dało się z góry przewidzieć, że wygra ten, kto sięgnie choć po odrobinę poparcia po stronie przeciwnej. Chodziło w tym wypadku o zebranie dodatkowych kilku procent poparcia elektoratu prawicowego. W takich wyborach zawsze walczy się o elektorat przejściowy. Stratedzy powinni więc zawczasu pomyśleć o kandydacie do zaakceptowania dla tej części sceny.

- Nie okazał się nim Trzaskowski?

- Druga strona bezpardonowo ale skutecznie zbudowała jego wizerunek jako zdejmującego krzyże, walczącego o rozszerzenie praw LGBT a nawet nakłaniającego nas do jedzenia robaków, co do których wszyscy wiemy, że są obrzydliwe. Z takim garbem trudno ubiegać się mu przyszło o poparcie tego segmentu elektoratu, który okazał się rozstrzygający dla wyniku. Młodych wyborców Konfederacji o prawicowych zapatrywaniach mógłby przekonać Radosław Sikorski, ale tej szansy mu nie dano.

- Trzaskowski żadnej szansy na to nie miał?

- To tak jakby wystawić sprintera, co zawsze biega na 100 metrów, nagle na średni dystans, 800 metrów albo nawet 1500... Ten jakby kobiecy świat Trzaskowskiego - wśród pań zyskał przecież więcej głosów niż rywal - nie zauważył, że blisko toczy się wojna. 

- Druga strona o tym pomyślała?

- I zaproponowała wojownika. Nawet jeśli okazał się niegrzeczny, wielu poczucie bezpieczeństwa dawał. W tym wypadku analitycy PiS okazali się sprawniejsi i bardziej cyniczni. Długo czekali z decyzją. Zbadali preferencje wyborców. I doszli do wniosku, że nawet przeszłość Karola Nawrockiego go nie zatrzyma w tym wyścigu. Oczekiwaniom na silnego obrońcę postanowiono wyjść naprzeciw. 

- Co dalej? Jeśli nie zgadzamy się z tezą o istnieniu w Polsce dwóch plemion rozbuchane emocje przyjdzie z czasem powściągnąć, zabiegać o to?

- Na razie widać degrengoladę, politycy w obozie demokratycznym obrażają siebie nawzajem, szukając winnych. Z czasem włączy się mechanizm samoocalenia. A PiS idzie za ciosem. Nie mieli skrupułów typując na kandydata osobę z takimi problemami w  życiorysie. Nie będą ich też mieli dalej. Histerię na granicy polsko-niemieckiej rozpętali po to, żeby pokazać, że Donald Tusk nie panuje nad państwem. Dlatego tak ważny okazuje się silny prezydent, bo jeśli trzeba, on porządek zrobi. Stwarza to ryzyko destabilizacji. Zwłaszcza, że równocześnie mamy tajemnicze podpalenia, których sprawców szukać trzeba na wschodzie. I granica z Niemcami nie jest jedyną, gdzie mamy problemy. Ich eskalacja może mieć przerażające konsekwencje.

- Chyba, że wyborcy spojrzą na te granice, zreflektują się z tymi podziałami, skłonią polityków, żeby też się miarkowali, bo inaczej stracą głosy w kolejnych wyborach?

- W Niemczech silna stała się AfD, co może wiązać się z niebezpiecznymi dla nas następstwami: gdy staną się jeszcze mocniejsi., powiedzą pisowcom: dobrze, reparacje tak, ale w zamian za Ziemie Zachodnie. Dzisiaj to political fiction, pewnie powiemy. Tyle, że przed 15 laty zwyczajni Ukraińcy żyli sobie spokojnie. Aż ten błogi stan dobiegł końca. Autorytarna władza sprowadziła na nich najgorsze. Agresor z Kremla najpierw posłużył się wewnętrznymi podziałami, żeby narastającą przemoc uzasadnić, aż skończyło się to wojną pełnoskalową. Warto zawczasu mieć na uwadze nawet złowróżbne i czarne scenariusze, żeby im zapobiec, póki mamy taką możliwość.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do