.png)
Od razu po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich postanowiłem, że podzielę się swoimi spostrzeżeniami z czytelnikami chętnymi i skorymi do czytania moich wynurzeń. O ile tacy się znajdą. Jestem wdzięczny sobie samemu, że nie zabrałem się za to zaraz po odczytaniu wyników przez przewodniczącego PKW, czyli pociesznego dziadka zainstalowanego na swym stolcu przez PiS. Dałem sobie czas na opadnięcie emocji. A przyznać muszę, że polską wolną elekcją ekscytowałem się równie mocno, jak wówczas gdy będąc przedszkolakiem z wypiekami na gębie obserwowałem ucieczki na chyżym rumaku (nomen omen) Zorro przed nieporadnym i pokracznym Garsiją (czy jakoś tak).
Wybory wygrał obywatel (już niedługo pierwszy) Nawrocki Karol, na którego zagłosowało ponad dziesięć milionów wyborców. Wybranek narodu według komunikatu PKW wygrał z niewielką przewagą i to nawet nie o rzut beretem ale przysłowiowy włos. Zagłosowało przy tym na niego sporo więcej ludzi niż należało do pierwszej Solidarności i jeszcze więcej niż chadza na niedzielne nabożeństwa i obrządki wszelkich kościołów, wyznań i sekt zebranych do kupy. Zaraz po tym fakcie lament, ferment i jazgot medialnego mejnstrimu podniósł się tak okropny, jakby niebiosa się otworzyły a umiłowaną ojczyznę naszą miały nazajutrz pochłonąć piekielne czeluści. Jak to możliwe, jak to nieszczęście wydarzyć się mogło?
Wydawało się bowiem, że kandydat Polski wykształconej, składającej się z wielkomiejskiego, świadomego, wyedukowanego elektoratu i światłych elit z mniejszych ośrodków wygra w cuglach. Jak nawet nie pierwszej, to o zgrozo w drugiej turze. I nie widać było aby gołe albo uzbrojone w lupę oko pokazywało jakieś mega błędy sztabowców Rafała Trzaskowskiego. Jeśli nawet jakieś były to nieliczne. Gdy pewna ponoć dość zamożna posłanka zaniosła worek ziemniaków seniorom, zdjęcie z tego faktu niosło się po sieci osiągając milionowe zasięgi z szybkością błyskawicy. I każdy, tak chłop z Podkarpacia i emerytka z Tłuszcza mogli na własne oczy zobaczyć, że worek z kartoflami był naprawdę rozmiarów pokaźnych. Że posłanka dźwigała go osobiście. A same ziemniaki umyte, żółciutkie, dorodne, bez żadnych wąsów ani czarnych oczek. A przecie już późna wiosna! Czyli marketowy ziemniak jadalny gatunku pierwszego pełną gębą. Również celebryci stanęli na wysokości zadania. Żadnych wyskoków i obrażania elektoratu. Trzymali języki uwięzione w zaciśniętych szczękach do samiusieńkiego końca. Po wyborach wielu z nich się ulało i powiedzieli co wiedzieli z niecenioną obywatelką Holland Agnieszką na czele. Główny przekaz był taki, że naród durny, ciemny i niewdzięczny. I tu z całego serca się z genialną reżyserką pozwolę sobie nie zgodzić. Wszyscy prawie bez wyjątku wyborcy musieli przebrnąć przez nieraz trudny proces edukacyjny. A już od siedemdziesięciu lat istnieje w Polsce bezwzględnie egzekwowany obowiązek szkolny! Każdy podążający w kierunku wyborczego lokalu skończyć musiał co najmniej klas osiem, zdać maturę odbyć „kursa niektóre”. Bez trudu i wysiłku politologów, socjologów i wielu innych znanych z mediów przedstawicieli klasy paplającej można się dowiedzieć, że na zwycięzcę głosowało mnóstwo ludzi z wykształceniem jak najbardziej wyższym. I to nie absolwentów licznych uczelni w rodzaju Idiotum Tumanum, ale całkiem zasłużonych polskich uczelni. I w komitecie honorowym Nawrockiego roiło się od doktorów i profesorów. I pewnie nie wszyscy grzali się w blasku kampanijnych reflektorów z przyczyn oportunistycznych i koniunkturalnych. Bynajmniej nie przeszkodziły wywlekane i nagłaśniane ponad miarę fakty z życiorysu kandydata Nawrockiego. Miał wyłudzić od staruszka mieszkanko i rozwozić niewiasty do miejsc ich pracy. Zaciekłość tych oskarżeń przybrała formę masowej nagonki wzbudzając współczucie u wielu wyborców. Chcą zaszczuć naszego kochanego Karola, słychać było tu i ówdzie. Poza tym okazało się, że ponoć oszukany dziadek podczas swojego długiego żywota napsocił na tyle, że musiał odpokutować swe występki w zakładzie karnym. Rzekomi świadkowie pracy zarobkowej Karola Nawrockiego, wówczas gdańskiego żaka, nie chcieli mówić o tym publicznie, bojąc się w państwie prawa zemsty. W sukurs Karolowi Nawrockiemu przyszła powszechna znajomość wśród elektoratu przypowieści o synu marnotrawnym. Ojciec wybaczył w niej swemu synowi utracjuszowi, który roztrwonił powierzony majątek na hulanki i pijaństwo. Zapewne z udziałem niewiast, choć ten szczegół jest w przypowieści pomijany z uwagi na dobro słuchających; małoletniej dziatwy oraz bogobojnych babć kościelnych. Każdy ma prawo grzeszyć (w końcu któż z nas nie grzeszył) a potem wykazać szczerą skruchę, dowodząc swym życiem wierności dziesięciu przykazaniom. Zarzucano też Karolowi Nawrockiemu udział w tak zwanych ustawkach kibicowskich. Zginęło i odniosło w takich wydarzeniach ciężkie rany trochę bandziorków. Ale przecież sam Andrzej Duda zaświadczył, ze w tych zarzucanych jego następcy spotkaniach dochodziło wyłącznie do niewinnego mocowania się niedźwiadków. Każdy z nas może stwierdzić, że choć prezydent elekt miał przeszłość burzliwą i barwną od lat wielu wiedzie życie stabilne wiernie służąc Ojczyźnie dbając o jej pamięć historyczną. I każdy z nas doskonale widział niejednego polityka, który zaczynał swą karierę jako istny aniołek a kończył marnie. Być może będziemy mieli dzięki nowemu prezydentowi przełamanie pewnych barier. Dla przykładu taką prostytucję można by po prostu zalegalizować. Ograniczono by szara strefę, a do budżetu państwa wpływałyby przychody podatkowe. Opiekun seksworkerek nie byłby już stręczycielem, ale zyskał status wolnego zawodu. Mógłby również podlegać ochronie prawnej na równi z funkcjonariuszami publicznymi. Brzmi abstrakcyjnie? Być może. Ale wszystko jest możliwe.
Przegrany Rafał Trzaskowski przy Karolu Nawrockim i wielu politykach polskiej prawicy jest bardzo nudny. Żadnych kontrowersji i najmniejszych białych plam w życiorysie. Pierwsza i jedyna żona, żadnych zarzutów natury obyczajowej i moralnej. Wolał się uczyć języków obcych niźli psocić. Nie musiał w czasie studiów ciężko pracować aby związać koniec z końcem. Wystarczyło jednak, że kilka razy stanął pod tęczową flagą, aby wielu w tych wyborach obdarzyło go mianem wojującego antychrysta.
Zasmuconym i nadal nie mogącym poradzić sobie z porażką swego kandydata pragnę przedstawić strony pozytywne. Po pierwsze Marta Nawrocka, przyszła pierwsza dama i narodowa piastunka to kobieta, której natura nie poskąpiła urody. Jakby powiedzieli koledzy Karola Nawrockiego „wstydu nie ma”. W przeszłości bywało z tym bardzo różnie. A w końcu nie bez powodu Polska słynie z niewiast urodziwych i eleganckich. Po drugie przegrany Rafał Trzaskowski nadal pozostaje prezydentem Warszawy. Mimo, że jeżdżę autem nie przeszkadzają zwężone ulice. Chętnie przesiadam się też do komunikacji miejskiej, która jest w mojej ocenie znakomita.
Na koniec gdyby ktoś na podstawie tego tekstu chciał mnie zaliczyć do grona symetrystów, będę stanowczo protestował. Zapewniam Holland Agnieszkę, Jandę Krystynę, Peszka Jana i wielu innych, że w tych wyborach zachowałem się jak trzeba. I nam wszystkim pozostaje żyć w Polsce póki co bardzo podzielonej. Ale skoro nie emigrujemy to godzimy się z wyborem większości, której w bardzo dużej liczbie chciało się pójść i wybierać. Teraz mamy trochę oddechu. Ale kolejna kampania rozkręci się już niebawem.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ten komentarz jest ukryty - kliknij żeby przeczytać.