.png)
Zapewne większe dla Polski znaczenie miał pierwszy wzrost gospodarczy w kwietniu 1992 r, którego odzyskanie stanowiło dowód, że warto było odejść od komunizmu. Podobnie jak reforma samorządowa z 1998 r, która zbudowała pomyślność tysięcy "małych Ojczyzn", wreszcie mogących decydować o sobie. Jednak symbolem polskich przemian ustrojowych niezmiennie pozostaje plan Leszka Balcerowicza, którego wprowadzanie w życie zaczęło się przed 35 laty. To już dystans jednego pokolenia.
Pakiet dziesięciu ustaw, składający się na plan stabilizacyjny ówczesnego wicepremiera i ministra finansów, trafił do Sejmu 17 grudnia 1989 r. a już w dwanaście dni później pomimo Sylwestra podpis pod nimi złożył prezydent, którym pozostawał jeszcze gen. Wojciech Jaruzelski. Sejm, wprawdzie kontraktowy ale pochodzący z historycznych wyborów 4 czerwca 1989 r. w których głosy policzono uczciwie, pracował w rekordowym tempie, chociaż w tym samym czasie zajmował się innymi ważnymi kwestiami: zmianą nazwy państwa z PRL na Rzeczpospolitą Polską oraz godła (białemu orłowi przywrócono historyczną koronę). Plan Balcerowicza zaczął obowiązywać od Nowego Roku 1990.
Pracowali nad nim w niedziele i Święta
Jak wspomina sam Leszek Balcerowicz: "17 grudnia 1989 roku w Sejmie nastąpiła "wielka odsłona" programu gospodarczego. Atmosfera była podniosła. Marszałek [Mikołaj] Kozakiewicz pytał mnie, jak ma uzasadnić posłom, że obrady zwołano na niedzielę. Jak? "Aby posłowie wiedzieli, jaka to ważna sprawa". W przemówieniu transmitowanym przez telewizję powiedziałem, że chcemy budować gospodarkę nie jakąś podręcznikową, tylko znaną z doświadczeń znad Łaby i Bałtyku. Przypomniałem też, że zadanie przekształcenia systemu gospodarczego - samo w sobie trudne - wypadło u nas w skrajnie trudnych warunkach: przy szalejącej inflacji, braku rezerw dewizowych, obciążeniu długiem zagranicznym Zadania stojące przed Polską są ogromne i bez precedensu, ale trzeba je podjąć szybko i zdecydowanie" [1].
I tak też nad planem Balcerowicza pracowano, pomimo świątecznej pory, czasem nawet nie bez komediowych mimowolnie efektów, co przyznaje sam promotor projektu, skoro wcześniej: "(..) zwróciliśmy się do wojska z pytaniem, czy mogliby nam pomóc w drukowaniu projektów ustaw, a także - ewentualnie - w ich rozwiezieniu posłom. Moce przerobowe drukarni w Sejmie i U[rzędzie] R[ady] M[inistrów] mogły się okazać niedostateczne. Obawialiśmy się także, że posłowie rozsiani po całym kraju, nie otrzymają tych projektów w przyzwoitym terminie, to jest choćby na kilka dni przed 17 grudnia. Ktoś wtedy zażartował, że najlepiej byłoby, gdyby wojskowi z projektami ustaw złożyli wizyty posłom w domach rankiem 13 grudnia..." [2].
Żarty żartami, ale sprawca kojarzonego z tą ostatnią datą rozwiązania siłowego wcześniejszego o lat osiem, okazał się sojusznikiem planu. Jak oddaje to w autobiografii Balcerowicz: "Z prezydentem Jaruzelskim po raz pierwszy spotkałem się w połowie września, kiedy oficjalnie przyjmował członków nowo utworzonego rządu. Potem było jeszcze jedno spotkanie, na którym prezentowałem program gospodarczy i pamiętam jego stwierdzenie, że w kategoriach wojskowych niekiedy lepsze jest niedoskonałe rozwiązanie na czas, niż doskonałe po czasie. Odpowiadało to mojemu poglądowi na sytuację, w jakiej znaleźliśmy się jesienią 1989 roku. Tutaj czas wyznaczał pewne granice poszukiwania rozwiązań" [3].
Jeśli dziwi wsparcie udzielane nowym monetarystycznym i liberalnym regulacjom, przez ostatni relikt ancien regime'u, jaki stanowił autor stanu wojennego z nową prezydencką funkcją oraz zgodne i zdyscyplinowane głosowanie wybranych z list PZPR posłów za planem Balcerowicza - warto przypomnieć, że ustępująca władza wcześniej zadbała o swoje. Trwała dzika prywatyzacja nomenklaturowa, w ramach której dyrektorzy fabryk i sekretarze organizacji partyjnych w zakładach pracy zostawali prezesami tworzonych z ich majątku, dotychczasowej własności socjalistycznej, spółek. Z myślą o swoich na rok przed planem Balcerowicza, bo w grudniu 1988 r. przyjęto ustawę Mieczysława Wilczka, bo tak nazywał się jej główny promotor, miliarder z czasów PRL i minister przemysłu w ostatnim komunistycznym rządzie Mieczysława F. Rakowskiego. Ustawa Wilczka wprowadzała wolność działalności gospodarczej na skalę nieznaną wcześniej nawet na Węgrzech czy w Jugosławii, które przedtem najdalej zaszły w eksperymentach, mających pogodzić socjalizm z rynkiem. Zaś w Polsce werdykt wyborców z 4 czerwca 1989 r. rychło odebrał temu pierwszemu resztki wiarygodności. Jednak wcześniej, przy Okrągłym Stole, Solidarność w kwestii zmian gospodarczych nie wychodziła poza tradycyjne postulaty związkowe jak indeksacja płac.
Premier Mazowiecki szuka sternika gospodarki
Sytuacja zmieniła się z chwilą desygnowania Tadeusza Mazowieckiego na premiera, pierwszego niekomunistycznego po II wojnie światowej. Stało się to możliwe, ponieważ dotychczasowi satelici Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej: Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne postanowili odwrócić sojusze i zawiązali koalicję rządową z Solidarnością a ściślej jej sejmową reprezentacją: Obywatelskim Klubem Parlamentarnym skupiającym posłów wybranych z list Komitetu Obywatelskiego. Zarazem jednak odchodzący rząd Rakowskiego urynkowił ceny żywności, co zwiększyło i tak drastyczną inflację.
Sięgnęła ona w sierpniu 1989 r. 39,5 proc, we wrześniu 34,4 proc, zaś w październiku 54,8 proc.
W tej sytuacji Mazowiecki uznał, że jest mu potrzebny polski odpowiednik Ludwiga Erharda. Ten niemiecki ekonomista jeszcze podczas wojny zaczął prace nad przyszłym planem odbudowy gospodarki, chociaż w państwie Hitlera groziła mu za to kara śmierci za defetyzm. Zaryzykował i kiedy wojnę przeżył, podjął współpracę z aliantami. Nawet wobec nich stosując fakty dokonane, w krótkim czasie przywrócił wartość pieniądza (wcześniej wymieniano towar za towar a obiegową jednostkę płatniczą stanowiły papierosy), unieważnił środki na rachunkach spekulantów i stworzył w ten sposób podwaliny przyszłego niemieckiego cudu gospodarczego.
Problem leżał nie w przyjętym wzorze reform, lecz w tym, że kandydaci na polskiego Erharda... kolejno odmawiali propozycjom Tadeusza Mazowieckiego.
Wicepremierem i ministrem finansów nie chciał zostać najpierw Witold Trzeciakowski, wcześniej lider ekonomicznej reprezentacji strony społecznej w rokowaniach okrągłostołowych. Po nim odmówił także premierowi ceniony ekonomista z Łodzi Cezary Józefiak.
Kuszony jako trzeci Waldemar Kuczyński, dziennikarz "Tygodnika Solidarność" specjalizujący się w tematach gospodarczych i zastępca Mazowieckiego w roli naczelnego tego tytułu - również na jego ofertę nie przystał. Zamiast siebie zaproponował jednak Leszka Balcerowicza. Ekonomista, którego nazwisko stało się niebawem symbolem zmian ustrojowych w Polsce - pozostawał więc zaledwie... kandydatem czwartego wyboru. Zresztą i jego, a zwłaszcza żonę Ewę, trzeba było długo namawiać, bo wybierali się za parę dni oboje na atrakcyjne dla naukowców z ubogiej PRL stypendium do Wielkiej Brytanii.
Ostatecznie jednak to Balcerowicz, w latach 70. jeszcze pracownik Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu -Leninizmu przy Komitecie Centralnym PZPR, potem w czasie karnawału legalnej Solidarności doradca Związku a ściślej utworzonej przez niego Sieci Wiodących Zakładów Pracy (organizował ją Jerzy Milewski), bezpartyjny od grudnia 1981 r. kiedy oddał legitymację w reakcji na stan wojenny - został zarówno wicepremierem jak ministrem finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Na obu stanowiskach pozostawał również w kolejnym gabinecie Jana Krzysztofa Bieleckiego a powrócił do tej roli jako wicepremier w rządzie Jerzego Buzka aż do momentu wyboru na prezesa Narodowego Banku Polskiego. W sumie to pięć lat, w trakcie których podczas demonstracji ulicznych i rolniczych blokad wiele razy rozlegało się hasło "Balcerowicz musi odejść". Ale zarazem również za granicą to samo nazwisko stało się symbolem statusu Polski jako "prymusa reform" w całym bloku wschodnim.
Leszek Balcerowicz oczywiście jednoosobowo swojego planu nie wymyślił, ani też wyłącznie sam go nie wprowadzał.
Doradca z Harvardu tworzy zręby planu
Co więcej, w znacznej mierze przyszedł na gotowe, bo większość zawartych w planie rozwiązań podpowiedział mu 35-letni wówczas ekonomista i profesor Uniwersytetu Harvarda w USA Jeffrey Sachs. Już w pierwszych tygodniach roku 1989 r. zwrócił się do niego i to w imieniu ówczesnych władz PRL urzędnik ambasady w Waszyngtonie Krzysztof Krowacki - zarazem funkcjonariusz Milicji Obywatelskiej, jak wynika z zachowanych dokumentów z lat 1982-89 [4] - z propozycją współpracy przy reformowaniu gospodarki. Harwardczyk jednak dyplomacie-milicjantowi odmówił, uzasadniając to własnym poparciem dla Lecha Wałęsy i Solidarności a nie rządu komunistycznego. Wobec liberalizacji w Polsce po kolejnym monicie przystał na przyjazd, stawiając tylko wymóg, że spotka się zarówno z ekonomistami obozu władzy jak Solidarności.
Jeffrey Sachs - wcześniej doradzający rządowi Boliwii jak zdusić tamtejszą ogromną inflację - pojawił się w Polsce, tyleż realnie co symbolicznie zarazem, w dniu podpisaniu porozumień Okrągłego Stołu 5 kwietnia 1989 r, przylatując zresztą - co też ma wymiar symbolu - z ogarniętej wtedy głasnostią (jawnością) i pierestrojką (przebudową) Moskwy czasów Michaiła Gorbaczowa. Po raz kolejny przyjechał już za pieniądze George'a Sorosa, miliardera węgierskiego pochodzenia, zaangażowanego w przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej, który zgodził się sfinansować miniaturowy badawczy zespół doradczy, do którego oprócz Sachsa wszedł jego dawny student David Lipton. A po 4 czerwca wydarzenia przyspieszyły radykalnie.
Kiedy latem 1989 r. Sachs odwiedził Jacka Kuronia w jego żoliborskim mieszkaniu, dawny lider Komitetu Obrony Robotników zamówił u niego plan uzdrowienia gospodarki. I nie chciał słyszeć o odległych terminach, w jakich miałby zostać napisany i dostarczony.
- Na jutro. Muszę mieć to na jutro - rozstrzygnął Kuroń. A dobiegało pół do dwunastej w nocy.
W tej sytuacji Sachs i Lipton wraz z pilotującym ich dyrektorem z "Gazety Wyborczej" Grzegorzem Lindenbergiem pojechali do tej właśnie redakcji, bo tam stały komputery. Na jednym z nich do rana powstał zarys planu. Jak wspomina sam Jeffrey Sachs: "(..) Razem z Liptonem zaczęliśmy pisać tekst planu transformacji Polski z kraju o gospodarce podporządkowanej systemowi radzieckiemu w kraj o gospodarce rynkowej (..). Pracowaliśmy całą noc do świtu, a w końcu wydrukowaliśmy piętnastrostronicowy tekst, w którym przedstawiliśmy zasadnicze koncepcje i planowany porządek reform" [5].
Projekt Sachsa i Liptona zakładał położenie kresu inflacji i wprowadzenie wymienialności waluty a także odejście od urzędowej kontroli cen i rozpoczęcie prywatyzacji. Wszystko, co znalazło się w późniejszym planie sygnowanym już nazwiskiem Leszka Balcerowicza.
Kuroniowi projekt się spodobał, więc zadysponował od razu:
- Idziemy z tym do Michnika.
Rozmowa z naczelnym "Gazety Wyborczej" i posłem OKP Adamem Michnikiem okazała się mieć zasadnicze znaczenie nie tylko dla losów młodego amerykańskiego profesora Sachsa ale również i Polski, skoro jak sam relacjonuje:
"- Czy naprawdę wierzysz, że to zadziała? - zapytał MIchnik.
- To dobry plan. Można go wykonać - odpowiedziałem.
Na to Michnik:
- W porządku, dostarczyłeś mi ostatni argument do mojej układanki. Wiem, co trzeba zrobić od strony politycznej. Teraz mówisz mi, że jest również strategia gospodarcza. W takim razie wchodzimy do rządu" [6].
Niebawem Michnik w artykule "Wasz prezydent, nasz premier" ogłasza historyczną koncepcję, która wkrótce stała się faktem [7]. Na co polemiką, której tytuł mówi o treści: "Spiesz się powoli" reaguje na łamach "Tygodnika Solidarność" Tadeusz Mazowiecki, nie podejrzewający jeszcze, że to właśnie on tym premierem zostanie {8].
Jeszcze zanim to nastąpi, Sachs swoje koncepcje zaprezentuje parlamentarzystom z OKP. Jeden z nich Gabriel Janowski, lider Solidarności Rolników Indywidualnych zapamięta z tej rozmowy, jak amerykański gość zareagował na pytanie o społeczne koszty realizacji projektu:
- Psu odcina się ogon jednym cięciem, a nie po kawałku - stwierdził wtedy Jeffrey Sachs.
Nieprawda, że zabrakło alternatywy
Wedle relacji prof. Janusza Majcherka: "1 września 1989 został powołany przez Obywatelski Klub Parlamentarny specjalny zespół solidarnościowych polityków i ekonomistów, pod kierownictwem prof. Janusza Beksiaka, mający opracować gospodarczy program ratunkowy, który został przedstawiony po miesiącu prac. W tym czasie coraz częściej pojawiał się w Polsce Jeffrey Sachs, amerykański doradca ekonomiczny, profesor Uniwersytetu Harvarda, który przygotował własny zarys programu gospodarczego. Ale zadanie przeprowadzenia głębokiej reformy ekonomicznej przypadło ostatecznie Leszkowi Balcerowiczowi, doradcy "Solidarności" z lat 1980-81 i konsultantowi ówczesnego projektu zarządzania gospodarką, przygotowanego dla związku, a do 1989 r. pracującemu w Instytucie Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Planowania i Statystyki (..)" [9]. Znany z wnikliwości prof. Majcherek podział ról widzi więc następująco: Sachs to autor planu, Balcerowicz - jego wykonawca.
Zaś to niesłusznie na wpół dzisiaj zapomniany prof. Janusz Beksiak, który jako piętnastolatek z Szarych Szeregów zdążył wziąć udział w Powstaniu Warszawskim, sformułował alternatywny program wraz ze swoim zespołem, w skład którego wchodzili też Tomasz Gruszecki, Jan Winiecki, Aleksander Jędraszczyk i Stefan Kurowski. Zakładali jednolity i prosty system podatkowy (Balcerowicz nawet się na to nie porwał), wolność w korzystaniu z własności, zniesienie monopoli (Balcerowicz zrezygnował z ustawy, która to przewidywała jako jedenasta z jego planu) oraz pełną prywatyzację. Chociaż cały zespół nie zajął stanowiska w kwestii zadłużenia zagranicznego, Kurowski wskazywał, że Polska nie powinna spłacać kredytów, jakie komuniści zaciągnęli. W każdym razie nieprawdziwa pozostaje opinia, że dla planu Balcerowicza nie istniała alternatywa.
Kiedy Balcerowicz zostanie sternikiem gospodarki, Sachs występuje jako jego doradca i działają zgodnie, przynajmniej nic nie wiadomo o niesnaskach między nimi.
Do głównych wykonawców planu nazwanego nazwiskiem Balcerowicza zaliczają się niewątpliwie najbliżsi współpracownicy wicepremiera: Wojciech Misiąg, prof. Stanisław Gomułka z London School of Economics oraz Stefan Kawalec, spory wpływ ma na jego kształt Jerzy Koźmiński.
W świecie dominuje wtedy, pod wrażeniem sukcesów odniesionych w Wielkiej Brytanii przez Margaret Thatcher i w Stanach Zjednoczonych w okresie dwóch kadencji Ronalda Reagana - chicagowska szkoła ekonomii, liberalna i monetarystyczna. Zarówno dla krajów wychodzących z komunizmu jak państw Trzeciego Świata rekomendacją staje się terapia szokowa i schładzanie gospodarki. "Welfare state", państwo dobrobytu nie wyrzekajace się opiekuńczych funkcji nie jest już modne, jak w latach 70. w zachodniej Europie, zresztą przeważa opinia, że krajów Europy Środkowo-Wschodniej na to nie stać. Autorzy reform zapoczątkowanych na przełomie 1989 i 1990 roku w ogóle - co symptomatyczne i zaskakujące - nie skorzystają z przygotowanych wcześniej projektów prospołecznego programu Solidarności, stworzonego przez Ryszarda Bugaja, Stefana Kurowskiego czy Tadeusza Kowalika, ekonomistów uchodzących za społecznie wrażliwych, chociaż to w duchu propagowanych przez nich rozwiązań debatowano na historycznym I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ "Solidarność" w gdańskiej hali Olivia jesienią 1981 r. O zarzuceniu projektu zespołu prof. Beksiaka była już mowa.
Natomiast bez zastrzeżeń poprą plan Balcerowicza Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy, oraz państwa zachodnie, które niebawem przystaną na umorzenie części polskich długów. Z miliarda dolarów przeznaczonych z zagranicy na Fundusz Stabilizacyjny mający zabezpieczyć powodzenie polskich reform Balcerowicz nie wyda nawet centa, co będzie sobie później poczytywał za zasługę i sukces. Szalupa ratunkowa pozostaje nie ruszona.
Plan Balcerowicza, o czym była już mowa, trafia do Sejmu w grudniową niedzielę w postaci dziesięciu ustaw. W ostatniej chwili zrezygnowano z jedenastej: o przeciwdziałaniu praktykom monopolistycznym.
Dekalog polskich reform
Najostrzejszy społecznie charakter i najdalej idące następstwa ma ustawa o opodatkowaniu wzrostu wynagrodzeń, służąca zduszeniu inflacji. Narzędziem staje się popiwek, podatek od wynagrodzeń, uznanych za ponadnormatywne.
Z kolei nowelizacja ustawy o gospodarce finansowej przedsiębiorstw państwowych pozbawia je gwarancji istnienia. Pozwala na postępowania upadłościowe wobec tych, co okazują się nierentowne. Inna z kolei - o uporządkowaniu stosunków kredytowych - znosi dla nich preferencje przy udzielaniu kredytów.
Zmiana Prawa Bankowego i ustawy o NBP zakazują drukowania pieniędzy bez pokrycia, finansowania przez bank narodowy deficytu budżetowego.
Prawo dewizowe po nowelizacji wprowadza wymienialność złotówki i likwiduje monopol państwa w handlu zagranicznym.
Ustawa o zatrudnieniu dopuszcza bezrobocie, wprowadzając zarazem zasiłki. Likwiduje też obowiązek pracy istniejący do końca PRL.
Marszałek kontraktowego Sejmu Mikołaj Kozakiewicz (ZSL), który nadzorował wprowadzanie tych zmian, współpracę z Balcerowiczem pomimo to oceniał jako trudną: "Zarzucam jego reformie "jednoboczność", czyli przywiązywanie ogromnej wagi do sprawy uzdrowienia pieniądza i zaniedbanie innych sfer, przede wszystkim problemów socjalnych. On mi niezmiennie odpowiadał, że na to czas przyjdzie później. Najpierw trzeba uzdrowić pieniądz i zadbać o takie dochody państwa, żeby było z czego finansować inne sfery. Moim zdaniem Balcerowicz popełniał błąd, uważając, że wiele niekorzystnych zjawisk bierze się stąd, że ludzie nie potrafią dostosować się do zmienionych warunków" [10].
Jednak właśnie sygnałem życiowej elastyczności i inwencji Polaków stały się w tym czasie masowo pojawiające się na ulicach stragany, łóżka polowe i "szczęki" z których handlowano, czym się dało.
Urzędnicy sprawdzają efekty w sklepie mięsnym
Nawet wykonawcy planu - co sami przyznają - nie byli do końca pewni jak rzutować będzie na codzienność Polaków. Urzędnicy z Ministerstwa Finansów przechodzili przez ulicę Świętokrzyską i sprawdzali stan półek i zaopatrzenia w położonym naprzeciwko sklepie mięsnym. Poza tym oczywiście w tym samym resorcie zamiast dotychczasowych zespołów, zajmujących się kontrolą cen powstawały nowe: badające reakcje opinii publicznej i konsumentów na dokonujące się zmiany.
Półki z wolna się wypełniały, nie tylko w mięsnym przy Świętokrzyskiej. Ale też okazało się, że wielu ludzi nie stać na znajdujące się na nich towary. Nie do tego jednak wyłącznie sprowadzał się efekt zmian. Poważni obserwatorzy potwierdzają, jak piorunujące się okazały. Oddajmy znowu głos prof. Majcherkowi:
"Nagle, w ciągu kilku tygodni, pojawiło się mnóstwo towarów nie oglądanych od niepamiętnych czasów, w tym wiele artykułów zagranicznych, sprowadzonych dzięki nowym, zliberalizowanym zasadom handlu zagranicznego (..). W ciągu kilku lat liczba indywidualnych podmiotów gospodarczych przekroczyła 2 miliony a pod koniec dekady sięgnęła 2,3 mln (..). Wytwarzały one nieco ponad dwie trzecie polskiego PKB (..)" [11].
"Jednak działa" - tak zatytułował sam Balcerowicz rozdział autobiografii, dotyczący początków 1990, zarazem pierwszego roku planu, chociaż jak w znanym porzekadle okazały się one także trudne: "(..) w lutym okazało się - i to była nieprzyjemna niespodzianka - że ceny wzrosły nie o 45 proc jak zakładaliśmy, lecz o ok. 78 proc. ważnym sygnałem okazało się pojawienie się handlu ulicznego. Wielu rolników zdecydowało się samodzielnie sprzedawać żywność na ulicach. Pojawiły się także ciężarówki wysyłane przez producentów artykułów przemysłowych" [12].
Stopniowo jednak "okazało się, że bardzo dobrze działa mechanizm wymienialności waluty, co przecież wcale nie było przedtem takie pewne. W ciągu 2-3 miesięcy osiągnęliśmy względną obfitość zaopatrzenia rynku, znikły kolejki. Po 40 latach realnego socjalizmu, któremu nieodmiennie towarzyszyły niedobory i "ogonki", przeszliśmy do sytuacji pełnych półek, co - zwłaszcza przybysze ze Wschodu - uznawali za prawdziwy cud gospodarczy (..). Przy wszystkich odchyleniach od przewidywań "terapia szokowa" jednak działała" [13].
Cena za nią zapłacona - zwłaszcza w perspektywie dłuższej niż tylko paru tygodni - okazała się jednak wysoka. Jak bowiem wskazuje prof. Majcherek: "Bilans pierwszego roku funkcjonowania "programu Balcerowicza" zamknął się oficjalnie spadkiem produktu krajowego o 8 proc, produkcji sprzedanej o 24 proc, płac realnych o tyle samo, spożycia indywidualnego o 15 proc, oraz bezrobociem obejmującym 1 126 tys osób (6 proc zawodowo czynnych)" [14]. Ofiarą przemian padły nie tylko socjalistyczne molochy - fabryki zatruwające środowisko naturalne, ale cała branże w tym względnie nowoczesne na tle reszty bloku wschodniego jak elektronika i motoryzacja.
Prawdziwi bohaterowie polskich przemian
Koszty życia zwykłych ludzi rosły, to oni a nie otorbione wcześniej nomenklaturowe spółki, zapłacili za historyczny zwrot w polskiej gospodarce. Antoni Dudek ("Pierwsze lata III Rzeczypospolitej...") zauważa, że oprócz użycia popiwku jako regulatora czy samoczynnej blokady wynagrodzeń: "obniżono także próg podatku wyrównawczego do 140 proc średniej płacy (..). Te z cen, które miały pozostać pod kontrolą rządu (np. węgla, energii elektrycznej, gazu, paliw, biletów PKP i PKS), zostały radykalnie podniesione (nawet o 400 proc)" [15]. W jednym tylko wypadku - cen pieczywa - władza zdecydowała się na przeciwdziałanie. Kiedy drastycznie wzrosły, nakazała zgłaszać wszystkie podwyżki na chleb i bułki do urzędów skarbowych, co ich eskalację powstrzymało. Planowi Balcerowicza nie towarzyszyły jednak podobne plany osłonowe. Polacy radzili sobie sami, objawiając - zwłaszcza na swoim, a nie państwowym - niespożytą pracowitość. To oni, a nie urzędnicy zasługują na miano bohaterów polskich przemian.
Żaden projekt następców - ani plany kolejno Grzegorza Kołodki i Jerzego Hausnera za rządów postkomunistycznych ani reforma podatkowa Zyty Gilowskiej za czasów PiS, chociaż generalnie udana (wprowadziła dwa progi PIT zamiast trzech i podatki obniżyła), nie miały podobnie rozległych następstw dla życia społecznego Polski jak plan Leszka Balcerowicza.
Program wicepremiera zmienił bowiem nie tylko warunki życia codziennego, ale również sposób myślenia Polaków.
Balcerowicz w potocznym przekonaniu przeszedł do historii jako ten, który ustabilizował polską gospodarkę, wcześniej chwiejną do tego stopnia, że na zachód od Łaby w latach 80. nazywano nas nawet "chorym człowiekiem Europy".Wzrost gospodarczy powrócił jednak dopiero za rządów Jana Olszewskiego, u którego Leszek Balcerowicz nie był już wicepremierem (w ogóle nie utrzymano wtedy tej funkcji), a sternikiem finansów został Andrzej Olechowski. Zaś realne szanse rozwoju dla całego kraju stworzyła dopiero reforma samorządowa, na poziomie gminnym wprowadzona jeszcze przez Mazowieckiego, ale na pozostałych - przez rząd Jerzego Buzka, który tym samym zrealizował własną zapowiedź: "idziemy po władzę po to, żeby ją oddać ludziom".
Najkorzystniejszym następstwem planu Leszka Balcerowicza stał się powrót polskiej gospodarki po pół wieku do strefy rynku i wolnej konkurencji. Najdotkliwszym ze skutków - podział na beneficjentów i poszkodowanych tego procesu, rzutujący do dzisiaj na polskie życie publiczne.
[1] Leszek Balcerowicz. 800 dni. Szok kontrolowany. Zapisał: Jerzy Baczyński. Współpraca: Jerzy Koźmiński. Polska Oficyna Wydawnicza "BGW", Warszawa 1992, s. 59
[2] ibidem
[3] Leszek Balcerowicz. 800 dni... op. cit, s. 21
[4] por. Karty uposażeń funkcjonariusza MO. Krzysztof Aleksander Krowacki, nazwiska legalizacyjne: Szamota, Zagórski, imię ojca: Stanisław, ur. 19-07-1939; ipn.gov.pl
[5] Jeffrey Sachs. Koniec z nędzą. Zadanie dla naszego pokolenia. Przedmowa: Bono. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, przeł. Zofia Wiankowska-Ładyka, s. 123-124
[6] Jeffrey Sachs. Koniec... op. cit, s, 127
[7] Adam Michnik. Wasz prezydent, nasz premier. "Gazeta Wyborcza" z 3 lipca 1989
[8] Tadeusz Mazowiecki. Spiesz się powoli. "Tygodnik Solidarność" z 14 lipca 1989
[9] Janusz Majcherek. Pierwsza dekada III Rzeczypospolitej 1989-1999, s. 73
[10] Mikołaj Kozakiewicz. Byłem marszałkiem kontraktowego. BGW, Warszawa 1991, s. 70
[11] Janusz Majcherek. Pierwsza dekada... op. cit, s. 79 i 82
[12] Leszek Balcerowicz. 800 dni... op.cit, s. 65
[13] ibidem, s. 71
[14] Janusz Majcherek. Pierwsza dekada... op. cit, s. 73
[15] Antoni Dudek. Pierwsze lata III Rzeczypospolitej 1989-1995. Wydawnictwo GEO, Kraków 1997, s. 73
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie