Reklama

Dariusz Kacprzak: Chciałbym żyć z nadzieją, że wybory zawsze będą uczciwe 

19/02/2025 05:59

Z Dariuszem Kacprzakiem z Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej, autorem książki "Gra o Prezydenta", rozmawia Łukasz Perzyna.

- Nie spytam, jak przyjmowana jest Pana powieść, bo wiem, że... żywo. Interesuje mnie coś innego: czy czytelnicy odbierają "Grę o Prezydenta" po prostu jako ciekawą intrygę sensacyjno-kryminalną czy raczej jak historię polityczną?

- Bardziej jako polityczny thriller. Taki warszawski odpowiednik "House of Cards".

- Czy okazuje się to zgodne z intencjami autora?

- Porównanie do niezmiernie popularnego amerykańskiego serialu politycznego opartego na opowieści Michaela Dobbsa nie jest moim wymysłem - nie śmiałbym! Podobieństwa doszukali się czytelnicy mojej książki. Sam zaś zafascynowany jestem Johnem Grishamem, który pisuje thrillery. Mówiłem o tym w trakcie spotkań autorskich, jakie odbywam. Podobno widać ten wpływ na moją debiutancką powieść. Za dobrą monetę przyjmuję więc taki właśnie jej odbiór. 

- Czas jej ukazania okazał się specyficzny. Trwają przecież spekulacje dotyczące prawomocności wyniku zbliżających się wyborów prezydenckich w kraju. Pojawiają się obawy, że może on zostać nie uznany. Czy sprawia Panu satysfakcję, że w napisanej przecież dużo wcześniej książce przestrzegł Pan przed możliwością skręcenia - jeśli użyć slangu mniej sympatycznych spośród bohaterów Pańskiej powieści - wyborów?

- Nawet do mnie nie dociera możliwość, że jako autor mógłbym czerpać satysfakcję z pogorszenia się jakości życia publicznego, którego objawem pozostają takie spekulacje, rzeczywiście żywo obecne w przekazach stacji informacyjnych. Napisałem "Grę o Prezydenta" na taki właśnie a nie inny temat również dlatego, że jestem samorządowcem i znam świat kampanii lokalnych, a o jednej z nich rzecz traktuje. Działając przez wiele lat w samorządzie zawsze kierowałem się dobrem publicznym jako podstawową kategorią, trudno więc mi się cieszyć z tego powodu, że coś idzie źle, a tak się dzieje, skoro pojawia się choćby iluzoryczna groźba, że wynik wyborczy w kraju nie będzie respektowany. Natomiast satysfakcję sprawiają mi na pewno komentarze, że udało mi się trafnie oddać istniejące realia. Frajdę daje to, że moja książka odbierana jest jako prawdziwa. Trochę w tym zawiera się paradoksu, skoro równocześnie recenzenci uwypuklają, że rzecz zalicza się do kategorii political fiction. Daje to do myślenia, na pewno.

- Czy zdarza się, że opinie czytelników Pana zaskakują?

- Rozproszenie interpretacji, bogactwo rozmaitych odczytań tego, co napisałem, na pewno zaskakuje, ale nie martwi. Żadna sztuka napisać rzecz jednoznaczną. Dostrzeganie półtonów stanowi dowód, że czytelnicy zadali sobie trud wnikliwej lektury. Przyjmuję uwagi krytyczne, acz nie ze wszystkimi się zgadzam, szczególnie z tymi, które wskazują na niezrozumienie tematu albo pisane są pod polityczne dyktando, z czym ostatnio chyba jednak się spotykam.

Czasem czytelnicy na spotkaniach czy w komentarzach w sieci kwestionują potrzebę rozległych opisów przy wprowadzaniu kolejnych bohaterów. Dla mnie to oczywiste, że zależało mi, ażeby pojawiające się w "Grze o Prezydenta" postaci nie były papierowe. Są też czytelnicy, który akurat ten aspekt doceniają. Niekiedy jednak słyszę skargi, że ludzie woleliby szybszą akcję zamiast dogłębnej charakterystyki. Wydaje mi się jednak, że w książce muszą być momenty oddechu, tak by czytelnik złapał chwilę na refleksję.

- A praktycy, uczestnicy życia publicznego, jak Pana opowieść przyjmują?

- Czytają ją również ludzie bezpośrednio zaangażowani w politykę, także samorządową. Przewodniczący Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej Konrad Rytel, zaangażowany od początku lat 90. w budowanie samodzielnej władzy lokalnej w Polsce, zna książkę i ocenia ją jako ciekawą - to dla mnie niezmiernie ważna opinia. Osoby zainteresowane polityką, a zwłaszcza w nią zaangażowane, przyjmują powieść z większą dozą emocji niż ci, których mniej interesują codzienne przekazy, dotyczące życia publicznego.

- Czytelnicy szukają autentycznych pierwowzorów fikcyjnych postaci? Przed ponad stu laty Juliusz Kaden-Bandrowski miał taki problem z "Generałem Barczem", ale teraz ta książka, tyleż doskonała, co trudnym językiem napisana, czyta się świetnie już nie jako powieść z kluczem, tylko osobna historia?

- Ludzie związani z samorządem i polityką na wszelkich szczeblach na pewno przymierzają bohaterów "Gry o Prezydenta" do postaci realnych. To nieuniknione. Nie stanowi jednak niezawodnego klucza do książki. Mieszałem cechy, charakteryzujące moich bohaterów. Zależało mi na uchwyceniu mechanizmów rządzących polityką a nie wbijaniu noża w plecy komukolwiek. Ci co starają się szukania podobieństw bohaterów ze światem realnej polityki zbłądzą. Opowieść z książki jest fikcją literacką.

- Na czym Panu zależało szczególnie, gdy powstawała "Gra o Prezydenta"?

- Pokazanie rzeczywistych mechanizmów na pewno pozostawało moim celem. Istotnym w sytuacji, gdy takie procesy wiążą się z zagrożeniami. Niektórzy mogą mieć wrażenie, że napisałem bajkę. Nie będę ich przekonywał do niczego. Każdy ma prawo budować w wyobraźni inny świat. Przypomnę tylko, że na dziś, to zagrożeniem jest Wschód. Tylko w ostatnim czasie spotkaliśmy się z próbami ingerencji Rosji w wybory w różnych państwach, w tym w nieodległej od nas Rumunii, poprzez operacje zwielokrotniające zasięgi fake-newsów, aż po skalę bliską już wytwarzaniu alternatywnej rzeczywistości w głowach tych, co głosują. Również w Polsce odczuwamy powszechnie nadmiar hejtu w przestrzeni publicznej, ponad dopuszczalną miarę, w myśl której, jeśli już się musi pojawić, powinien pozostawać marginesem. Dlatego starałem się bardzo nie dokładać żadnej cegiełki do złych praktyk. Nie szkodzić. Ukazać politykę wraz z narzędziami, przy pomocy których się ją uprawia. Taka ciekawostka! – enigmatycznie powiem, że w ostatnim czasie moi dawni konkurenci polityczni, o czym wiem, uprawiali politykę przy mojej książce, chcą wpływać na jej postrzeganie przez czytelników. Oni wiedzą, że to robili, a teraz i ja to wiem.

- Czy możemy się serio obawiać, że zagrożenie, w Pana książce opisane, stanie się rzeczywistością?

- Wypowiedź autorska nie jest oczywiście uprawianiem polityki. Ale urzeczywistnienia się zagrożeń, znanych z "Gry o Prezydenta", nie da się niestety wykluczyć. A tym bardziej lekceważyć w dobie cyfryzacji, monstrualnych zasięgów, wpływu platform wątpliwej jakości, przy czym wcale nie technologiczny ich poziom mam na myśli - wreszcie oszałamiającej kariery Elona Muska, jednym słowem wszystkiego, co teraz oddziałuje bezpośrednio, a z czego istnienia dekadę czy dwie temu nie zdawaliśmy sobie sprawy...

- Jednak spora część niebezpieczeństw wcale nie jest nowa, myślę o tych w "Grze o Prezydenta" opisanych. Dla mnie kluczowa pozostaje scena z walizką pełną pieniędzy, w obcej walucie i pochodzących z zagranicy. A ściślej, dowiadujemy się tyle, że przekazuje je osobnik, mówiący ze wschodnim akcentem?

- Wiemy, że za wyborami stoją pieniądze. Polityka pod tym względem nie jest czysta. Zapewne rolą samorządowca pozostaje, żeby przed tym, co złe przestrzegać. Bo tylko samorząd w Polsce, przynajmniej ten niezależny, w którym działam od lat, nie wie z góry, w odróżnieniu od partii politycznych, jakie zobowiązania wobec swoich sprzymierzeńców, sympatyków i donatorów musi po wyborach wypełnić.

- Wszystko, co otwiera oczy na tę różnicę, pozostaje więc pożyteczne, tym bardziej jeśli służy opowiedzeniu ciekawej historii, odbieranej jako współczesna, nawet jeśli akcja niby dzieje się przed dwudziestu laty?

- My jako wyborcy dostajemy produkt nam sprzedawany. Stoją za nim marketerzy, stratedzy i spece od logistyki, wreszcie rozliczni lobbyści. Gdy wszystko wymyka się spod kontroli tych, którzy od polityków, zabiegających o poparcie słyszą, że przecież są suwerenem - może dojść w przyszłości do prób nawet drastycznej ingerencji w sam akt wyborczy. Chciałbym żyć z nadzieją, że wybory zawsze będą uczciwe. I sprawiedliwe po prostu. Na tym również polega istota demokracji.

Wyborcy powinni mieć w głowie przekonanie, że decydują sami na kogo oddają swój głos, a nie, że ktoś nimi steruje, realizując strategie kampanijne oparte na emocjach i podziałach.

Aktualizacja: 21/02/2025 10:51
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do