Reklama

Dariusz Kacprzak: Rozpoznawalni liderzy to nasz atut

06/09/2024 13:14

Z Dariuszem Kacprzakiem z Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej rozmawia Łukasz Perzyna

- Jakie wyzwania stają przed Wspólnotą po wyborach samorządowych?

- W Wojewódzkim Sejmiku Mazowieckim, do którego mandat wywalczył ponownie przewodniczący Konrad Rytel, nasz stan posiadania został utrzymany. Dla naszego środowiska było to najważniejsze zadanie wyborcze. Oczywiście marzyło nam się poszerzenie areału politycznego i poprzez planowaną synergię we wspólnym starcie z jednym z sejmowych ugrupowań politycznym, chcieliśmy powalczyć o trzy, a przy dobrym rozkładzie głosów być może i o cztery mandaty sejmikowe. Marzenia zostały zweryfikowane i skończyło się zejściem na ziemię z jednym mandatem, jeśli na pewną dozę autoironii można sobie pozwolić. Podkreślę jednak, że MWS zaistniała tym samym w skali wojewódzkiej, która przecież miała być zarezerwowana dla polityki partyjnej, przynajmniej w intencji tych, co ją prowadzą. Nasz radny w Sejmiku Konrad Rytel już w poprzedniej kadencji dał się poznać jako samorządowiec niezwykle pracowity, pragmatyczny i elastyczny. Jest to osoba na właściwym miejscu. Ma ogromne doświadczenie, zarówno zarządcze w samorządzie, jak i polityczne. Doskonale znajduje wspólny język z rządzącym od wielu lat Marszałkiem Struzikiem z PSL, ale i radnymi PO i PiS. To za sprawą Konrada Rytla, MWS będzie na Mazowszu realizować projekty lokalne bliskie naszym wyborcom, których wprowadzenie w życie, w kampanii wyborczej, im obiecaliśmy. Współrządzimy też w powiatach i miastach na Mazowszu. Jak znam Konrada i Mariusza Ambroziaka to MWS dotrzyma danego słowa.

Podsumowując, strategiczny na wybory samorządowe sojusz z Konfederacją zadziałał i przy tym nie oznaczał zaciągania jakichkolwiek zobowiązań, które mogłyby stać się kłopotliwe lub rozczarowujące dla tych, którzy na nas głosują. Z tego punktu widzenia mam oczywiście satysfakcję, że od początku za nim się opowiadałem.

- Jak rozumiem u jego podstaw leżało zredukowanie pewnego efektu dyskryminacji, jaki narzucają samorządowcom niezależnym przepisy ordynacji wyborczej i zasady finansowania komitetów?

- To była raczej próba obrony naszego funkcjonowania w sferze polityki samorządowej przy tym, gdy scena polityczna zostaje podzielona na dwa główne nurty – koalicję demokratyczną i PiS. W takim układzie coraz mniej miejsca dla samorządowców.

Po wyborach samorządowych projekt z Konfederacją został zakończony. Oczywiście pozostały dobre indywidualne kontakty między poszczególnymi osobami. W polityce to cenne, więc tym mocniej podkreślam, że MWS zachowuje cały czas dobre relacje praktycznie z każda formacją polityczną.

Z Konfederacją możemy w samorządach współpracować, ale na podobnych zasadach, jak z innymi ugrupowaniami. Nikogo przecież nie wykluczamy i tym różnimy się od partii politycznych, gdzie pokutuje pojmowanie polityki jako gry o sumie zerowej - na zasadzie, że skoro my wygrywamy, to rywale muszą z kolei przegrać. Samorząd, praca dla niego polega na tym, żeby wygrywać, ale wspólnie. W ten sposób to rozumiemy, wyborcy o tym wiedzą, dostrzegają różnice i chwalą nas za takie podejście.

Sojusz z Konfederacją miał charakter pragmatyczny, a nie ideologiczny. Zresztą jest to formacja złożona z trzech czy nawet czterech środowisk ideowych. Ze współpracą z nimi nie mieliśmy kłopotu. Nie podzielam wielu ich postulatów światopoglądowych, za to bliskie mi są liczne ich koncepcje gospodarcze czy kwestia postrzegania idei państwowości, stosunku do obecnych działań Unii Europejskiej, szczególnie zafiksowania na wdrażaniu, negatywnej dla Polski, polityki zielonego ładu.

Dostrzegamy, że zawarty na czas wyborów sojusz dość dobrze zadziałał. W Świętokrzyskim mandat do Sejmiku zdobyła Katarzyna Suchańska. Faworytką rywalizacji na pewno nie była, miała jednak doskonałą kampanię, która przekonała wyborców. Chciałoby się powiedzieć: więcej takich niespodzianek. Mamy rozpoznawalnych liderów, jak Konrad Rytel, który od początku w samorządzie wprowadzał w praktyce zasady, przeforsowane przez rząd Jerzego Buzka i ówczesną większość parlamentarną. Ja zaś osobiście, poprawiłem wynik Wspólnoty z okręgu praskim do Sejmiku Mazowsza. Pomijając podział mandatów metodą D’Honta, okazało się, że uzyskałem siódmy wynik (8.582 głosy), w sytuacji, gdy w tym okręgu było do obsadzenia sześć mandatów.

- To trochę tak, jak czwarte miejsce na olimpiadzie. Wynik dobry, ale nie nagradzany medalem?

- Trochę Pan teraz żartuje, ale ja również uważam, że gdy się działa w życiu publicznym, warto mieć zdrowy dystans do samego siebie. Na politykę i decyzje wyborców nie wolno się obrażać. Można być jedynie rozczarowanym – na szczęście to uczucie szybko przechodzi. Wspólnie z wiceprezesem MWS Grzegorzem Wysockim zastanawiamy się teraz, jak najlepiej działać w Warszawie. Scenę, również samorządową, zdominowała tu silnie Platforma Obywatelska. W stolicy PiS pozostaje słabszy niż gdzie indziej. Za to nieco odbudowała się lewica. Jeśli chodzi o szyldy dotychczas niezależnie funkcjonujące, to Miasto jest Nasze poszło z listy Nowej Lewicy. Coś tam uzyskali, ale tracą rozpoznawalność i tożsamość, bo co to za ruch miejski, który służy partii. Nam się udało uniknąć podobnego efektu, choć z przykrością muszę stwierdzić, że polaryzacja w Warszawie systematycznie podcina nam skrzydła i ogranicza nasze wpływy w warszawskiej polityce samorządowej. Są też plusy. Wyniki w wielu dzielnicach pokazują nasz potencjał, nawet jeśli nie przyniosły naszym kandydatom mandatów radnych. Przykładem niech będzie Białołęka. Zupełnie od podstaw, na dwa czy trzy miesiące przed wyborami samorządowymi zbudowaliśmy tam, co stanowi zasługę wielu lokalnych społeczników pod wodzą Marcina Adamkiewicza, całkiem nowy niezależny komiet Kocham Białołękę, trochę wzorowany na naszym wcześniejszym Kocham Pragę. Kandydaci z Kocham Białołękę zdobyli ponad 5 proc głosów. Pewien jestem, że zaprocentuje to na przyszłość.

Na tle całej polityki warszawskiej, my reprezentujemy orientację centrowo-konserwatywną, która obecnie w tym mieście, nie jest najbardziej popularna. Natomiast naszym walorem pozostaje brak zacietrzewienia, skupienie na projektach wartych realizacji oraz otwartość na współpracę z praktycznie wszystkimi podmiotami życia społecznego i politycznego w Warszawie.

- Do kolejnych wyborów samorządowych zostało cztery i pół roku. Czy to dystans, który pozwala na rozważenie działań w innej, bardziej społecznej skali, szukanie sojuszników dla różnych spraw poza polityką?

- Wprost bym powiedział, że to działalność społeczna stanowi główną osnowę aktywności Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej. Zawsze ją prowadziliśmy w szerokiej skali, współpracowaliśmy także z tymi, którzy do polityki wchodzić nie zamierzają, lub po prostu mniej ich ona interesuje. Mnóstwo ciekawych działań inicjuje Mariusz Ambroziak w Sochaczewie i pobliskim Iłowie. Urszula Krawczyk wytrwale i skutecznie pracuje na rzecz promowania aktywności kobiet. Również w Warszawie, nie tylko w biurze na Koszykowej, organizujemy ciekawe dyskusje i spotkania, promocje książek i rozmaitych inicjatyw. Nie wyrzekamy się oczywiście politycznej aktywności. Polityka jest pewnym ważnym dodatkiem do naszej podstawowej działalności, tej którą można nazwać pracą u podstaw. Zresztą właśnie to fascynuje mnie najbardziej w MWS. Polityka oczywiście daje sprawczość a to dla wszystkich dobrych inicjatyw jest istotne. By realizować własne cele organizacji sojusznicy są zawsze mile widziani.

- Najbliższe wybory, jakie teraz nas czekają, to prezydenckie. Co dla Was ta kampania oznacza?

- Zawsze przed każdymi wyborami Mazowiecka Wspólnota Samorządowa apeluje do mieszkańców przede wszystkim o udział. Również wtedy, gdy nie wystawiamy własnych kandydatów ani nikogo nie popieramy. Ten kaganek oświaty warto nieść, wskazywać, jakie znaczenie mają wybory dla obywateli, jak wpływają na ich życie. Szczycimy się rekordową frekwencją w kolejnych głosowaniach na Mazowszu. Daje to poczucie satysfakcji. Starannie przyglądamy się scenie publicznej przed wyborami prezydenckimi. Zamierzamy obywatelom uzmysławiać, jakie następstwa dla nich oznacza zwycięstwo poszczególnych kandydatów, jak ich hasła mają się do realnych uprawnień ustrojowych prezydenta. Na razie stawki pretendentów jeszcze nie znamy, poza jednym przypadkiem – Konfederacja już zdecydowała, że ich kandydatem będzie Sławomir Mentzen. Lansuję tezę, że kandydatem Koalicji Obywatelskiej będzie Donald Tusk a nie Rafał Trzaskowski, pomimo iż Premier negatywnie odniósł się do swojego startu.

- Z jakich przesłanek Pan tę tezę wyprowadza?

- Dla Tuska to jedyny ośmiotysięcznik, którego nie zdobył, jeśli użyjemy alpinistycznego a ściślej himalaistycznego porównania. Premierem został już po raz drugi. Był prezydentem Zjednoczonej Europy. Był szefem głównej partii w Unii, czyli EPLu. Jest szefem rządzącej partii w Polsce. Zostaje mu jeszcze jako wyzwanie prezydentura kraju. Gdy zna się jego charakter i styl działania, wnosić można, że walkę o nią podejmie. Warto też podkreślić, że Donald Tusk nie lubi w swoim otoczeniu konkurencji i na mojego nosa nie da urosnąć Rafałowi Trzaskowskiemu.

Teoretycznie na dziś, jeśli Donald Tusk wygra wybory prezydenckie, to bez żadnej korekty Konstytucji ustrój Polski zmieni się na prezydencko-gabinetowy. Premier, niezależnie od tego, kto po Tusku nim by został, z pewnością będzie przez niego zdominowany lub wręcz zmarginalizowany. Nie przesądzam jednak wcale, że Tusk wygra. Jeśli PiS wyjdzie poza swoje ramy, zarówno polityczne, ale przede wszystkim psychologiczne, co pozwoli na wybór kandydata na prezydenta wielowymiarowego środowiskowo i kompetencyjnie, to ma szansę powalczyć o prezydenturę kraju. Z mojej perspektywy, takim kandydatem prawej strony mógłby być obecny szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera. Lekarz, doktor habilitowany nauk medycznych, wojskowy w stopniu majora, uczestnik misji zagranicznych – w trakcie COVID Wojskowo-Cywilnej Misji Medycznej w Lombardii i Polskiej Wojskowej Misji medycznej w USA, w Polsce dwukrotnie odznaczony, w tym również przez Bronisława Komorowskiego, i co ważne były to odznaczenia za zasługi, ofiarność, dzielność. Odznaczany też przez Litwę, Finlandię, USA. Jest młody – ma 40 lat, posługuje się kilkoma językami, zaś w wypowiedziach medialnych jest niezwykle merytoryczny i wyważony. Na dziś dementuje chęć startu, ale jak to w polityce nigdy nic nie wiadomo.

W grze pozostaje również Szymon Hołownia. Chociaż jego marszałkowanie oceniam krytycznie. Z Sejmu zrobił program rozrywkowy. Talk-show lubię, ale nie w Parlamencie. Niestety, to wina Marszałka Hołowni, że z sejmu zrobił arenę cyrkową. Gdy pracuje się w Sejmie, nie powinno dbać o "lajki" i "followersów" w licznych mediach społecznościowych, lepiej skupić się na uchwalaniu dobrych ustaw, których oczekują obywatele. Show z udziałem Marszałka szybko nudzi się wyborcom. Nie wróżę więc sukcesu prezydenckiego dawnemu prezenterowi TVN. Zaś

Nowa Lewica zaś kandydata na prezydenta nie ma i wątpliwe, żeby zdążyła go na czas wykreować. Postawienie na Marszalek Biejat wydaje się wątpliwe. Obecnie, w lewicy, chyba brakuje, osób kalibru prezydenckiego, przy czym zaznaczam, że to środowisko akurat znam najsłabiej.

Zobaczymy co się wydarzy. Jest jeszcze chwila. Gdy poznamy realnych kandydatów w wyścigu prezydenckim warto by MWS zaprosił ich na spotkanie wyborcze z naszymi sympatykami. Sondaże pokazują, teoretycznie na dziś, że wygrana prezydencka mierzona może być dziesiątkami a nie setkami tysięcy głosów. Może to będą właśni głosy sympatyków MWS.

- Czy znajdzie się w tej stawce miejsce dla kandydata samorządowego?

- Teraz nie da się mówić o nazwiskach, ale wykluczyć tej ewentualności nie możemy. Wspomniałem już, że mamy rozpoznawalnych liderów, uznajemy to za nasz atut, że wyłonili się w pracy dla lokalnych czy regionalnych społeczności a nie ze wskazania central partyjnych. Od wielu lat i kadencji wyróżnia się sprawnością prezydent Lubina Robert Raczyński. Jest świetnym organizatorem. Jego oceny polityczne są przenikliwe, jest dobrym mówcą i ma charyzmę, tak potrzebną przy takiej kampanii. Nie wiem tylko czy zdrowie Prezydenta Raczyńskiego pozwoliłoby na start. Świetnym organizatorem jest też Marszałek Cezary Przybylski – obecnie radny sejmiku dolnośląskiego. Niezwykle wyważony i lubiany wśród samorządowców. Mamy też na pokładzie małżeństwo Suchańskich ze świętokrzyskiego – zarówno Kamil jak i Kasia mają dobry „ciąg na bramkę polityczną” oraz doświadczenie. Mają też liczne wsparcie osób młodych wchodzących w politykę. Jak patrzę na Warszawę i Mazowsze to też mielibyśmy dobrego kandydata na prezydenta. Choć mocno stroniący od polityki, to jednak z ogromnym potencjałem intelektualnym, organizacyjnym i doświadczeniem w prowadzeniu kampanii wyborczych – myślę o byłym pośle i działaczu społecznym – Mariuszu Ambroziaku.

Na pewno, niezależni samorządowcy ze swoim elektoratem mogą okazać się języczkiem uwagi w wyborach prezydenckich. Ich poparcie zdecyduje, kto wejdzie do drugiej tury i kto zwycięży. Nie przesądzam z góry, czy pojawi się mocny kandydat samorządowy w roli dobrego gospodarza, który sprawdził się u siebie, tam, gdzie go mieszkańcy wybrali, i gotów jest zmierzyć się z wyzwaniami polityki w skali państwa. Wiem natomiast, że kampania prezydencka to znakomita okazja, żeby promować nasze postulaty, dotyczące lokalnych i regionalnych Małych Ojczyzn, z gwarancją, że zostaną uważnie wysłuchane.

Ciekawy rok przed nami.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do