.png)
Wielkimi krokami zbliżają się kolejne wybory z prawie dwuletniej serii wyborczej w Polsce. Po wyborach parlamentarnych na jesieni 2023, samorządowych w kwietniu 2024, europarlamentarnych w czerwcu 2024, w maju tego roku czekają nas wreszcie wybory prezydenckie.
Obserwując dotychczasowy przebieg kampanii można zauważyć pewne zmęczenie w sztabach głównych kandydatów. Nie obserwujemy już organizowanych z wielką pompą „marszów miliona”, wieców liderów w centrach miast skupiających tysiące ludzi. Spotkania, owszem, są organizowane ale w mniejszych obiektach. Można zaryzykować tezę, że dwaj główni kandydaci przede wszystkim objeżdżają „polskę powiatową” – prowincję, która nie zawsze była zauważana w czasie poprzednich kampanii. Wpływ na to mają także topniejące budżety na kampanie. Większość największych sztabów gros swoich budżetów wydało na kampanię parlamentarną w 2023 roku. Do tego kolejne kampanie także pochłonęły znaczne środki. Dlatego w obecnej kampanii z pewnością lwią część wydatków zaplanowano na sam finał oraz drugą – kluczową turę – wyborów.
Nie zmienia to faktu, że kampania trwa i kandydaci starają się dotrzeć do jak największej liczby potencjalnych odbiorców. Strategie sztabów są dość zbliżone jeśli chodzi o sposób komunikacji – objazdy kolejnych miejscowości i wygłaszanie przy tej okazji kolejnych zapowiedzi działań. Wtórują temu krajowe media, prześcigające się w publikacjach relacji ze spotkań i wygłaszanych postulatów kandydatów. Jaki zatem ma to wpływ na postawy wyborców – czyli – kto może wygrać wybory?
Aby odpowiedzieć na to pytanie należałoby przeprowadzić oczywiście same wybory sensu stricto. Z racji tego, że mamy do nich jeszcze kilka miesięcy możemy jedynie posiłkować się wynikami badań sondażowych prowadzonych cykliczne przez wszystkie liczące się instytuty badawcze. Z uwagi na to, że wokół badań narosło wiele mitów, obiegowych opinii oraz, że nie każdy musi znać metodologię badawczą oraz prawidłowo czytać wyniki to zaufanie do publikowanych wyników bywa niskie. Są również takie osoby, które lansują tezę, że sondażownie celowo publikują z góry przyjęty taki a nie inny wynik aby wpływać na wyniki wyborów. Dlatego warto przyjrzeć się bliżej samym sondażom zanim poszukamy odpowiedzi na postawione w tytule pytanie.
Jak zatem przeprowadza się sondaż wyborczy? Zacznijmy od tego, że badania sondażowe wywodzą się z naukowych metod badawczych. Dlatego przyjęta metodologia badawcza jest fachowo opisana w literaturze naukowej i wielokrotnie przetestowana pod kątem trafności i rzetelności pomiaru. Najważniejszym elementem samego badania nie jest wcale treść i sposób zadawania pytania a właściwy dobór próby badawczej. Próba badawcza to nic innego jak specjalnie przygotowany zbiór osób (respondentów), których odpowiedzi posłużą do obliczenia wyników pomiaru. Na ogół w przypadku polskich sondaży wyborczych stosuje się tzw. „ogólnopolskie próby reprezentatywne”. Co to oznacza? Oznacza to, że do badania wyznaczamy osoby z terenu całego kraju (a nie np. jednego miasta lub regionu) a także, że sama próba jest tak skonstruowana aby spełnia tzw. „kryteria reprezentatywności”. Jest to bardzo ważne bo bez spełnienia tych kryteriów cały pomiar nie ma większego sensu ponieważ jego wyników nie będzie można później odnosić do opinii ogółu społeczeństwa (fachowo nazwiemy to „ekstrapolować”). Aby próba badawcza mogła być uznana za reprezentatywną – czyli aby spełniała wspomniane wcześniej kryteria reprezentatywności – musi ona mieć taką strukturę jaką ma badana populacja. Oznacza to, że w dobrze skonstruowanej próbie sondażu odsetek kobiet i mężczyzn będzie taki sam jak w populacji Polaków. To samo dotyczy wieku, regionu, miejscowości zamieszkania (wielkości), wykształcenia. Dodatkowo dba się aby pomiar uwzględniał jak największe pokrycie terenu kraju. Na koniec bardzo istotna kwestia – losowość badanych. Do badania nie wybiera się „zaplanowanych” respondentów ale zgodnie z naukowym podejściem losuje się osoby z dużo większego zbioru wg. kryteriów określonych powyżej. Dopiero tak skonstruowana próba może być uznana za reprezentatywną. Kryterium losowości ma istotne znaczenie w przypadku odmów lub trudności z dotarciem do określonych grup społecznych. Jest to spory kłopot dla firm badawczych ale wszystkie poważne instytuty bardzo tego pilnują. Bo wyobraźmy sobie ankietera, który w latach 90-tych jechał z papierowymi kwestionariuszami na podkarpacie w zimie i pod wskazanym w próbie adresem nie zastał kobiet w wieku 45-54 lata, mieszkanki wsi z wykształceniem zawodowym. W takiej sytuacji musiał specjalną metodą wylosować respondentkę o tych samych kryteriach ale nie mogła to być osoba np. polecona przez innego respondenta (żona) z okolicy. Dziś jest nieco łatwiej ponieważ na ogół badania sondażowe przeprowadza się z użyciem metod elektronicznych (panele internetowe) lub telefonicznych.
I tu przechodzimy do kolejnego punktu – metod prowadzenia samych wywiadów. Wbrew pozorom ma to kolosalne znaczenie co potwierdza sama nauka. Stosowane kiedyś metody wywiadów bezpośrednich w miejscach zamieszkania respondenta z użyciem kwestionariusza papierowego (tzw. PAPI – Paper and Pen Personal Interview) oraz komputerowego na laptopie (CAPI – Computer Assisted Personal Interview) miały swoisty wpływ na wyniki pomiarów. Przede wszystkim z powodu tzw. „efektu ankieterskiego” – respondenci istotnie częściej w obliczu np. atrakcyjnej ankieterki przejaskrawiali swoje deklaracje (podawali wyższe dochody, większe zakupy a także poparcie dla wiodącej formacji politycznej w danym momencie. To często było przyczyną „zaniżania” wyników w sondażach partii Samoobrona, Ligi Polskich Rodzin itp.
Dziś technologia ułatwia budowanie respondentom poczucia bezpieczeństwa, gros badań przeprowadza się techniką telefoniczną - CATI (Computer Assisted Telephone Interview) lub za pomocą internetu (CAWI - Computer Assisted Web Interview). Metody te są w zasadzie neutralne dla respondentów i mają znikomy wpływ na manipulowanie odpowiedziami przez respondentów co wielokrotnie udowodniono badawczo.
Pozostaje nam jeszcze jedno pojęcie niezwykle istotne w przypadku badań sondażowych tzw. błąd pomiaru. Każdy sondaż to nic innego jak pewnego rodzaju estymacja rozkładu pewnych opinii w populacji. Ponieważ nie badamy wszystkich mieszkańców danej zbiorowości ale robimy to na podstawie profesjonalnie, zgodnie z zasadami nauki dobranej próby badawczej oraz odpowiednią techniką zbierania danych (wywiadów) to z pewnym przybliżeniem jesteśmy w stanie określić wynik dotyczący całej zbiorowości. W dużym uproszczeniu to przybliżenie jest właśnie błędem pomiaru. Błąd przede wszystkim zależy od wielkości próby – im większa próba tym błąd jest mniejszy a im mniejsza tym większy. Wynika to z analizy statystycznej zebranych wyników. Na ogół w realizowanych w Polsce sondażach na próbach ogólnopolskich błąd pomiaru wynosi ok. 3-3.5% dla prób o wielkości N=1000. A właśnie tej wielkości próby są najczęściej w Polsce stosowane. Dla nas jako odbiorców wyników istotne jest to aby pamiętać co ten błąd oznacza dla prezentowanych wyników. Oznacza on że każdy wynik ma tolerancję +/- 3-3.5%. Dlatego nigdy nie możemy powiedzieć zgodnie ze sztuką, że jakiemuś kandydatowi poparcie urosło lub zmalało o np. 1.7% Dlatego, że ta różnica zawiera się w błędzie pomiaru i równie dobrze mogło mu wzrosnąć o 2.5% jak też spaść o 1%.
Firmy z branży badań sondażowych umówiły się aby publikując wyniki swoich pomiarów podawać informacje, które opisałem powyżej. Zawarte to zostało w kodeksie międzynarodowej organizacji ESOMAR oraz polskiego PTBRiO (Polskie Towarzystwo Badaczy Rynku i Opinii). Nazywa się to stopką badawczą i każda poważna firma badawcza publikuje stopkę przy wynikach swoich badań. Niestety nie robią tego już tak chętnie media publikując wyniki. Często w pogoni za sensacją skupiają się na nieistotnej z punktu widzenia badawczego różnicy rzędu 1-2% nie publikując stopki a tym samym utrudniając odbiorcy ocenę czy artykuł prezentujący taki sondaż jest rzetelny. Warto na to zwracać uwagę czytając wyniki badań.
Skoro jesteśmy już bogatsi o wiedzę na temat tego jak przeprowadza się fachowo sondaże i co jest w nich istotne przejdźmy do tego jak czytać wyniki sondaży. Poza samym błędem pomiaru o czym wspomniałem wyżej drugim istotnym czynnikiem wpływającym na możliwość prawidłowej prognozy wyników wyborów jest tzw. trend. Nie ma na świecie firmy badawczej, która publikując wyniki swojego sondażu idealnie „przewidzi” wynik samych wyborów. Ma na to wpływ wiele czynników – z jednej strony mamy sam sposób konstruowania próby, doboru respondentów, przeprowadzania wywiadów – z drugiej także badani respondenci potrafią być labilni i zmieniać swoje postawy pod wpływem bieżących wydarzeń. Dlatego żaden poważny analityk wyborczy nigdy nie bazuje na jednorazowym wyniku a także wynikach jednej sondażowni. Na szczęście badań w Polsce przeprowadza się dość dużo i przynajmniej kilka wiodących firm badawczych przeprowadza je w regularnych odstępach. Dlatego aby mieć pełny obraz sytuacji należy wszystkie analizować razem i szukać obserwowalnych reguł zmian nastrojów (trendów).
Dziś jeśli miałbym pokusić się o podpowiedź to w mojej opinii zauważalnych jest kilka z nich. W tym miejscu będę posiłkował się zestawieniem przygotowanym przez dziennik Rzeczpospolita, który zagregował wyniki aż dziewięciu sondażowni w okresie od października 2024 do połowy lutego 2025. Idąc od końca listy kandydatów z większym niż błąd pomiaru poparciem można zauważyć wyraźnie słabsze notowania Szymona Hołowni niż przed poprzednimi wyborami. W zasadzie jeśli uzyskałby w wyborach trzeci wynik byłoby to kolosalne zaskoczenie. Jego poparcie w połowie lutego waha się między 6 a 11%. Wyraźnie „silniejszym” kandydatem jest Sławomir Mentzen, który wygląda na to, że uzyska w wyborach trzeci wynik – poparcie 7 – 16%. Do drugiej tury weszliby – Karol Nawrocki 17 – 31% oraz Rafał Trzaskowski 30 – 42%. Jak zatem widać wiele prezentowanych przedziałów wyników zachodzi na siebie a to oznacza, że trudno z całą pewnością jeszcze przewidywać ostateczny wynik wyborczy. Wróćmy jednak do wspomnianych trendów – ja wyróżniłbym w przypadku wyżej wspomnianych kandydatów cztery trendy. W przypadku Szymona Hołowni w zasadzie można powiedzieć albo o stabilizacji na prezentowanym poziomie albo o lekkiej tendencji spadkowej. Może się to nasilać wraz ze zbliżającym się terminem wyborów z uwagi na fakt, że mniej zdecydowani wyborcy mogą ostatecznie chcieć wzmocnić lidera obecnej koalicji wyborczej w miejsce głosowania kandydata, który nie ma szansy wejść do drugiej tury. Odwrotnie poparcie Sławomira Mentzena ma tendencję lekko rosnącą wraz z coraz głębszym dystansowaniem się tego kandydata i jego środowiska od obu dominujących obozów politycznych w Polsce. Ma to również związek z tym, że dla części zawiedzionych zarówno PiS jak i PO wyborców Sławomir Mentzen może stanowić najsilniejszą alternatywę. W przypadku dwóch najmocniejszych kandydatów trendy są najsłabsze. O ile w przypadku Karola Nawrockiego nie można nie zauważyć wzrostu poparcia ale warto też pamiętać, że jest to kandydat w zasadzie świeży dopiero dwa miesiące w kampanii i wielu respondentów dopiero zaczyna go rozpoznawać. O tyle w przypadku lidera – Rafała Trzaskowskiego poszczególne wyniki obrazują spory rozrzut bez wyraźniej tendencji. Nie obserwujemy tu wzrostu ale też trudno powiedzieć o wyraźnym spadku.
Podsumowując przed nami ciekawa kampania i jeszcze wiele zaskakujących sondaży. Warto dociekliwie się im przyglądać i wyciągać samodzielne wnioski.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie