Reklama

Kurz bitewny nie opadł, co teraz widać

05/09/2025 06:11

Karol Nawrocki po wygranych wyborach prezydenckich idzie dalej jak taran. Objeżdża Polskę, wybiera się do Donalda Trumpa, a premiera Donalda Tuska upokarza jak potrafi. Zarazem sondaże pokazują, że zaledwie 53 proc zwolenników Nawrockiego z drugiej tury gotowych jest poprzeć w głosowaniu do Sejmu Prawo i Sprawiedliwość. Wskazuje to na racjonalność pomysłu powołania partii prezydenckiej, by zagospodarować pozostałych. Nie wiemy jeszcze, czy Nawrocki okrzepł jako polityk na tyle, by zdać sobie sprawę z własnych możliwości. Z kolei niskie notowania rządzących wydają się przesądzać, że wybory parlamentarne nie odbędą się wcześniej, niż za dwa lata.

Kosztowna dla popularności i wizerunku rządzących okazuje się afera związana z marnotrawieniem pieniędzy z unijnego Krajowego Planu Odbudowy na projekty absurdalne lub prezentowane przez członków rodzin ludzi władzy. Jachty i wzmacnianie bezstresowych reakcji ziemniaka śmieszą i bulwersują opinię publiczną, bo środki pomocowe z Unii Europejskiej, zablokowane  za rządów PiS z powodu łamania praworządności przez ekipę Mateusza Morawieckiego, Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry miały pójść na rozwój kraju, jak obiecywała nowa ekipa, a nie na realizację wniosku, przedstawionego przez żonę Artura Łąckiego, jednego z najzamożniejszych posłów Koalicji Obywatelskiej. 

Trudno się więc  dziwić, że za odwołaniem ze stanowiska kontrolującej ich rozdzielanie minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, która w rządzie reprezentuje Polskę 2050 Szymona Hołowni - opowiada się aż 69 proc pytanych przez United Surveys [1].

Zabrze: sygnał alarmowy dla rządzących, nadzieja dla niezależnych  

Dalece ważniejszy od sondażu okazał się wynik przedterminowych wyborów prezydenta w Zabrzu. Po odwołaniu w trakcie kadencji w wyniku referendum rządzącej miastem przedstawicielki Koalicji Obywatelskiej Agnieszki Rupniewskiej, która zasłynęła zwolnieniami grupowymi, osłabiającymi miejski samorząd - mieszkańcy wybrali bezpartyjnego radnego Kamila Żbikowskiego, którego poparł m.in słynny piłkarz Lukas Podolski a nie kolejną kandydatkę KO Ewę Weber. To triumf niezależności w samorządzie ale i żółta kartka dla rządzących krajem. 

Gdyby wybory do Sejmu już teraz się odbyły - chociaż nic na to nie wskazuje, bo marne notowania rządzących stanowią przesłankę, że kadencji nie skrócą po to tylko, żeby je przegrać - najlepszy wynik (28 proc) uzyskałaby wprawdzie Koalicja Obywatelska, ale rząd tworzyłyby Prawo i Sprawiedliwość z 27 proc i Konfederacja z 17 proc poparcia, a posłów do nowego parlamentu wprowadziłaby jeszcze tylko Lewica (5,5 proc). Nie udałoby się to natomiast obecnym koalicjantom KO: Polskiemu Stronnictwu Ludowemu ani Polsce 2050 Hołowni (po 4 proc poparcia każde). Jeśli obecny rozkład sympatii wyborców utrzyma się, KO podzieli los PiS po głosowaniu z 15 października: mając najlepszy wynik nie będzie w stanie stworzyć gabinetu wspartego przez większość. Stanie się to kolejnym upokorzeniem dla obecnego premiera Donalda Tuska. A już teraz nie szczędzi mu ich Karol Nawrocki, każąc szefowi rządu czekać przy kamerach telewizyjnych przed spotkaniem na szczycie, dotyczącym polityki międzynarodowej. Sam zaś objeżdża Polskę, spotyka się ze zwolennikami w Kolbuszowej czy Kaliszu a jego żona uczestniczy w święcie kobiecego futbolu na Podkarpaciu. Marta Nawrocka w sportowych butach zgrabnie stopowała tam czarno-białą piłkę. Prezes PiS reprezentacyjną żoną pochwalić się nie może choć nie z tego oczywiście bierze się niekorzystna dla niego a też dostrzegalna w progresji sondażowych notowań tendencja.  

Powodów do euforii nie ma bowiem również Prawo i Sprawiedliwość. Z tych samych badań opinii publicznej wynika bowiem, że w przyszłym głosowaniu do Sejmu partię Jarosława Kaczyńskiego gotowych jest poprzeć zaledwie 53 proc wyborców Karol Nawrockiego ze zwycięskiej dla niego drugiej tury z 1 czerwca, kiedy to pokonał kandydata rządzącej KO i zastępcę Tuska w tejże partii, Rafała Trzaskowskiego [3].

Rok temu większość Polaków go nie znała. Teraz co drugi z nas mu ufa

Nietrudno  to zapewne uzasadnić sztucznym podtrzymywaniem przez polityków najsilniejszej partii opozycji napięć z kampanii prezydenckiej, czego nie da się skutecznie czynić w nieskończoność, skoro wyborcy wprawdzie zagłosowali masowo - z czego wypada się cieszyć i być dumnym, zwłaszcza na Mazowszu, gdzie ustanowiliśmy chlubny rekord frekwencji - ale zarazem wielu z nich nie ukrywa zmęczenia jakością polskiej polityki, zwłaszcza jej werbalną brutalnością, do której przebierające w słowach ani środkach PiS wydatnie się przyczynia. Na tym tle nawet Nawrocki, chociaż wystawiony przez partię Kaczyńskiego ale ogłaszający się kandydatem obywatelskim, wobec braku innych ofert, reprezentować może nową jakość. Jako dawny prezes Instytutu Pamięci Narodowej nie jest tak mocno kojarzony z grami międzypartyjnymi, zresztą rozpoznawalność zyskał sobie dopiero w samej kampanii prezydenckiej: jeszcze przed niespełna rokiem (w listopadzie 2024) 61 proc Polaków nie wiedziało, kim jest [4].

Teraz to Karol Nawrocki otwiera rankingi zaufania: z jednego z nich wynika, że prezydentowi ufa aż 47 proc Polaków. Zdecydowanie więcej niż szefowi dyplomacji i od niedawna wicepremierowi Radosławowi Sikorskiemu - 42 proc [5]. 

Nie znamy jednak odpowiedzi na pytanie, jaki użytek głowa państwa z tej popularności uczyni. A zwłaszcza z kontrastu między nią a niezbyt imponującymi notowaniami własnego zaplecza politycznego. Partia Kaczyńskiego niewiele nowego ma do zaproponowania i ludzie to widzą. A Nawrocki wzbudza ciekawość czasem przeradzającą się w sympatię jako nowy człowiek w polskiej polityce. IPN  nie interesował przeciętnego Polaka, który teraz nie martwi się, że ma młodego prezydenta, z fajną żoną i w ogóle szczęśliwą a przy tym "patchworkową" rodziną. Nawrocki umiejętnie skrócił dystans, jaki dzieli go od zwyczajnego wyborcy, czego zupełnie nie potrafił "przegryw" Trzaskowski, przez wielu odbierany jako maminsynek, któremu obce pozostają problemy przeciętnego człowieka.

Jak pamiętamy z Moliera, pan Jourdain nie wiedział, że mówi prozą. I bardzo się dziwił, kiedy mu to uświadomiono.

Teraz my nie wiemy, w jakim stopniu sam Nawrocki - który pomimo doktoratu intelektualistą nie jest - zdaje sobie sprawę z własnych rozległych uprawnień i możliwości. Od momentu zaprzysiężenia - niezawisłych już od partii, która go poparła. A głosowali na niego przecież równie masowo wyborcy Konfederacji.       

Na Węgrzech Peter Magyar, kiedyś podwładny Viktora Orbana w rządzącej partii Fidesz, przejął inną, podupadłą o nazwie Szacunek i Wolność, bo na założenie własnej nie stało czasu - i rzucił wyzwanie całej tamtejszej klasie politycznej. Teraz nowa formacja prowadzi w sondażach. Fideszowi odebrał Magyar część zwolenników, za to dotychczasowej opozycji tak demokratycznej jak skrajnie prawicowej - niemal wszystkich. Za wcześnie na snucie analogii. Ale to jeden z możliwych wariantów rozwoju sytuacji. Pisowski obóz polityczny zawsze przecież się na Węgrach wzorował, sam Kaczyński zapowiadał, że tu będzie Budapeszt. Zobaczymy, czy w złą dla siebie godzinę tego nie wymówił.

Wyobraźmy sobie, że Nawrocki po lekturze kolejnego korzystnego dla siebie sondażu mówi do dyrektora gabinetu:

- Z Nowogrodzką nie łączyć...

I co mu wtedy zrobi prezes? 

Impeachment przeprowadzony z inicjatywy Kaczyńskiego wspólnymi i zgodnymi siłami KO i PiS to jednak nawet w nieprzewidywalnej polskiej polityce wariant śmiało dający się między bajki włożyć...

Łukasz Perzyna

[1] sondaż United Surveys z 13-16 sierpnia 2025    [2] ibidem [3] ibidem

[4] Opinia 24, badanie dla Radia Zet z 13-18 listopada 2024

[5] IBRIS z 25-27 lipca 2025 

 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do