.png)
Przyroda z nami wygrywa, a my ludzie, ponoć istoty rozumne, albo jesteśmy obojętni, albo nadal realizujemy strategię walki, której wynik można bez nadmiernego wysiłku intelektualnego określić – poniesiemy kolejne porażki, a nawet klęski. Ocieplenie ziemi jest faktem. Faktem po części naturalnym, a po części wywołanym przez człowieka. Uczciwi i prawdziwi naukowcy (niestety uważam, że jest ich zbyt mało) sprzeczają się jedynie, która część jest większa. Zbyt mało jest też prawdziwych i uczciwych ekologów by skutecznie ratować życie ludzi na Ziemi. Powtarzam – życie ludzi, bo Ziemia bez nas da sobie radę i przywróci życie, lecz w innej postaci i organizacji.
Żeby udowodnić powyższe stwierdzenia posłużę się tylko kilkoma niepodważalnymi przykładami.
Co do przeszłości - najlepszym przykładem będzie prawie stuletnia obecność czteroetylku ołowiu w benzynie. Już raz ten przykład podawałem, ale raz to za mało. Otóż jednym z pierwszych i poważnych problemów masowej produkcji samochodów był nadmierny hałas silników spalinowych. General Motors (GM) zlecił firmie DELCO (którą później przejął) badania, które miały ten problem rozwiązać. Amerykański inżynier Thomas Midgley wraz z grupą innych badaczy odkrył , że dolewanie do benzyny alkoholu znacznie obniża ten hałas. Właściciele firmy badawczej i GM nie byli zadowoleni z tego odkrycia. No bo produkcja alkoholu jest prosta i znana ludzkości od tysiącleci i na tym nie da się zarobić. Kazali więc Midgleyowi szukać skomplikowanego środka. Badacze znaleźli – czteroetylek ołowiu - zwany TEL, który opatentowano. Naukowcy podnieśli larum, że ołów jest silną trucizną, a w dodatku jest trwałą trucizną i jak wejdzie do środowiska, to już na stulecia. Bogaci i wpływowi producenci samochodów i benzyn znaleźli i na to sposób. Przekupili naukowców (pieniądze na badania) i nawet naczelnego lekarza USA, którego „specjalna” komisja ogłosiła, że ołów jest szkodliwy, ale tylko przy produkcji TEL. Firma Du Pont (własność General Motors) produkująca TEL od 1923 roku, rozpoczęła wielką (promowaną przez media) akcję bezpiecznej produkcji TEL i to im się udało. Odwrócili w ten sposób „kota ogonem”. Przekupywano prasę reklamami i na różne sposoby wyciszano opinie negatywne. Wymyślono bajeczkę, że zawarty w benzynie TEL podwyższa moc silników. Chwyciło. Cały świat kupował albo patent na produkcję tej trucizny, albo wprost produkt, bo świat był za leniwy i za głupi, by odkryć prawdę. Zrezygnowano z używania tego zabójczego wynalazku dopiero w XXI wieku i to tylko w krajach bogatych (trzeci świat zmuszony jest kupować nadal tę truciznę) tylko dlatego, że bardzo skutecznie niszczył wprowadzone przez producentów samochodów drogie katalizatory.
Co pozostało po tej zbrodniczej wręcz polityce, wobec wszystkiego co żyje na Ziemi ? Ano wielokrotnie podwyższona od dopuszczalnej zawartość ołowiu w wodach i w glebach, tym samym w produktach rolnych i w naszych organizmach, a przypominam, że ołów jest nie tylko trucizną czyniącą spustoszenie szczególnie w organizmach płodów ludzkich i dzieci ale (co wykazały amerykańskie badania) wpływa radykalnie na wzrost agresji ludzi dorosłych.
Muszę w tym momencie przypomnieć, że cały świat naśmiewał się z głupoty radzieckich uczonych za ich bezmyślną służalczość wobec rewolucyjnych pomysłów niedouczonych i prostackich radzieckich komunistów, których tylko eksperymenty z rolnictwem zabiły przeszło 22 miliony ludzi i doprowadziły do katastrofy ekologicznej wokół Jeziora Aralskiego. Przypomnę, że cały świat był przerażony służalczością naukowców i inżynierów niemieckich wobec Hitlera i jego machiny zabijającej ludzi i niszczącej cywilizowany świat. Świat był także podzielony w ocenie wobec pseudonaukowych doświadczeń chińskiego przywódcy Mao Zedonga, które pochłonęły prawie 50 milionów istnień ludzkich. To naukowcy tworzyli i tworzą nadal broń chemiczną i biologiczną (ponoć COVID uciekł z chińskiego laboratorium). To ludzie – naukowcy stworzyli broń atomową. To naukowcy i inżynierowie stworzyli i tworzą nadal bez skutecznych regulacji zabezpieczających – sztuczną inteligencję. Więc nie mówmy o mądrości, moralności i etyce świata naukowego jako o zjawisku powszechnym.
Traktujmy wypowiedzi naukowców selektywnie, uczmy się rozróżniać prawdy naukowe od nieuczciwych orzeczeń realizowanych na zamówienie polityków i biznesu.
Czy po tych i innych doświadczeniach i mając taką wielką wiedzę - świat zmądrzał? Absolutnie nie. Politycy ignorują apele i ostrzeżenia dobrych i uczciwych naukowców, wolą opinie zamówione u tych nieuczciwych pod własne cele polityczne.
Politycy są obojętni wobec znanych faktów o znaczeniu globalnym, takich jak np. niechybna śmierć Jeziora Słonego w USA, a wariują wokół CO2, którego w atmosferze ziemskiej przybyło w ciągu 100 lat zaledwie 0,01% , powtarzam o jedną setną procenta (było 0,03% a teraz jest 0,04%), bo to jest w wielkim interesie państw i producentów urządzeń do zielonej energii. O tym też już pisałem w GS.
Wielkie Jezioro Słone w USA, było czwartym co do wielkości jeziorem bezodpływowym na świecie. Ze względu na małą głębokość – do 10m, jezioro często zmieniało swoje rozmiary. Od kilkunastu lat kolejne zmiany są narastające i niestety nie cofają się. Naukowcy z pobliskiego wielkiego miasta Salt Lake City alarmują, że jezioro straciło 73% wody pierwotnej. Jezioro się spłyciło i straciło 60% swojej powierzchni, a wszystko to przez nadmierne zużycie wody dopływowej i wody samego jeziora do celów przemysłowych i dla rolnictwa oraz przez zmiany klimatyczne.
W jeziorze ze względu na dużą zawartość soli są tylko algi i jedno zwierzątko – małe skorupiaki o nazwie artemia. Tymi solankowymi krewetkami żywi się około 10 milionów ptaków – głównie wędrownych. Ornitolodzy naliczyli 338 gatunków ptaków wędrownych i miejscowych. Wraz ze spadkiem wód wzrasta zasolenie jeziora. W tej chwili zasolenie wody jeziora waha się wokół 12 %
Jeżeli przekroczy 17% - co może wg. naukowców nastąpić w ciągu dwóch, trzech lat, to żyjąca w jeziorze alga tak się rozmnoży (to kuzynka naszej algi z Odry), że uśmierci krewetki i to będzie katastrofa ekologiczna. Zmiany żywieniowe wśród zwierząt, a szczególnie ptaków owszem następują ale ewolucyjnie, a nie z dnia na dzień, więc wiele gatunków zginie. A co z ludźmi? Wody dla celów mieszkalnych zabraknie. Pył solny niesiony przez wiatr sprawia już teraz problemy z oddychaniem, a co będzie gdy jezioro zniknie i zostaną tylko setki milionów ton suchej jak pieprz soli? Amerykanie, to naród wędrowny. Nie przywiązują się do jednego miejsca. Jadą tam gdzie jest praca. Salt Lake City być może podzieli los będącego już w agonii miasta Detroit w USA , a rząd USA nawet palcem nie kiwnie w jego obronie, bo tak postępują liberałowie. Problem jednak w tym, że w przyrodzie nie tylko USA, ale całego świata, zostaną bezpowrotne zmiany na gorsze – za sprawą takiej polityki.
A przy okazji – gdzie są ekolodzy? Czego ich nie ma przy temacie Słonego Jeziora? Odpowiadam. Tam ich nie ma, bo nie otrzymali zlecenia ze strony swoich mocodawców, których ten temat nie interesuje.
Zajrzyjmy teraz do krajowego garnka w którym się aż gotuje od wydarzeń związanych z powodzią spowodowaną przez niż genueński i związany z nim cyklon Boris. Niestety nie widzę w nim bomby ekologicznej o nazwie tama we Włocławku.
Budowanie tamy rozpoczęto w 1962 roku, a oficjalnie przekazano ją do użytku w dniu 7 listopada 1970 roku. Miała ona być jedną z dziewięciu tam (stopni wodnych) na Wiśle. Skończyło się na tej jednej, bo Polska za Edwarda Gierka wpadła w kłopoty gospodarcze. Moim zdaniem dobrze się stało, bo mielibyśmy zamiast jednej aż dziewięć bomb ekologicznych. No bo tama zatrzymuje przepływ cząstek stałych niesionych przez wody Wisły, a że w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wody Wisły straciły nawet poziom III klasy i stały się ściekiem, to dno Zalewu Włocławskiego posiada około 40 milionów m3 osadu rzecznego. Osad ten zawiera całą tablicę Mendelejewa i wielką ilość związków chemicznych trujących, a nawet bardzo trujących.
Nawet teraz, gdy wody Wisły zaliczane są na większości odcinków już do drugiej klasy czystości, to wg GUS w 2018 roku Wisła wrzuciła do Bałtyku m. innymi: 64 tony niklu, 63 tony miedzi, 62 tony cynku, 3 tony ołowiu i jedną tonę chromu. Po badaniach kontrolnych dokonanych przez Wody Polskie wiemy, że od strony południowej czyli w zalewie zalega muł rzeczny o grubości od 5 do 8 metrów, a od strony północnej (odpływowej) w wielu miejscach tama jest na kilka metrów niebezpiecznie podmyta. Co prawda w 1999 roku wybudowano tymczasowy próg podpierający tamę, ale wiry wodne robią swoje i podmywają tamę nadal. Powstała koncepcja budowy drugiej tamy w Niszawie, która by podniosła wody po północnej stronie Wisły zmniejszając napór wody na tamę we Włocławku, bo w tej chwili różnica poziomów przed i za tamą wynosi aż 14m. Skończyło się na koncepcji. Naukowcy alarmują (czytałem dwa raporty w tym temacie), że tama może nie wytrzymać wielkiej fali powodziowej lub naporu wielkiej kry lodowej i wówczas zafundujemy sobie katastrofę o skutkach niewyobrażalnych dla kilku pokoleń. Dla ciekawości podam, że zalane by były całkowicie Ciechocinek, Niszawa, a w Toruniu nawet starówka znalazła by się pod wodą nie mówiąc już o dolinie Wisły i Żóławach. Ziemie uprawne byłyby wyłączone z produkcji rolnej przez rzeczne trucizny na sto lat. Problem tej katastrofy został zamieciony pod dywan, więc decydenci, politycy i nawet Wody Polskie udają, że go nie ma.
Ja nie wymyślam zagrożeń, ja je wyciągam z różnych schowków, gdzie są pochowane przed opinią publiczną przez głupich, naiwnych, wiarołomnych i tym samym bardzo niebezpiecznych polityków. Bo to nie przyroda, a politycy fundują nam wojny. To nie przyroda daje pozwolenia na budowę domów i innych naniesień budowlanych w dawnych rozlewiskach rzek. To politycy zapominają o konieczności ciągłej rozbudowy infrastruktury obniżającej poziom szkód w czasie powodzi i w czasie suszy (rozwiązania się przenikają). Zrywają się zazwyczaj podczas katastrofy i kilka lat później już zapominają o tych problemach, a one narastają i ujawniają swoją niszczycielską potęgę, większą niż poprzednio, bo politycy nie chcą przyjąć jednej wielkiej prawdy. Przyroda była, jest i będzie zawsze silniejsza od człowieka, więc z przyrodą nie wolno walczyć. Do przyrody należy się dostosować.
Przekonali się o tym Chińczycy, którzy przegrali walkę z wielkimi wodami Żółtej Rzeki. Znoszona z gór w wielkich ilościach ziemia (żółta – stąd kolor wody i nazwa rzeki) podnosiła poziom dna, więc Chińczycy podnosili poziom wałów i tak robili przez kilkaset lat, aż w 1931 roku na wskutek wielkich opadów wody, wały te zostały przerwane i doszło do największej powodzi w historii współczesnego świata. Zalało całkowicie 87 tys. km2 ziemi, a 21 tys. km2 – częściowo. Dno rzeki obniżyło się aż o 38 metrów, bo żółty osad spłynął na pola. Dach nad głową utraciło 80 mln Chińczyków, a co najgorsze - zginęło 3,5 mln ludzi z czego 2,5 mln z głodu, a 1 mln utonęło.
Ta katastrofa nauczyła pokory Chińczyków. Oni już nie walczą z rzeką. Oni dostosowali infrastrukturę wodną i swoje życie do jej niebezpiecznych kaprysów.
Zadaję więc pytanie naszym decydentom i naszym politykom: po co wydawać dziesiątki miliardów złotych na odbudowę domów zniszczonych przez ostatnią powódź. Przecież meteorolodzy i uczciwi naukowcy wyraźnie mówią, że zjawiska pogodowe typu niż genueński będą występować coraz częściej i z większą siłą niszczycielską. No więc czy nie taniej dla państwa i mieszkańców (i oczywiście bezpieczniej) byłoby odtworzenie naniesień budowlanych w innym miejscu, a te zalewane tereny oddać we władanie przyrody. Jest jeszcze druga możliwość. Otóż jeżeli są ku temu warunki przestrzenne i geologiczne, to można przekierować koryta rzek, szczególnie tych małych – górskich, poza dotychczasowe zatapiane przez nich tereny. Co prawda byłem projektantem, ale niestety tylko przemysłowym i na projektowaniu infrastruktury wodnej się nie znam, ale wiem, że takie rozwiązania są już w świecie i wszyscy są z nich zadowoleni – przyroda też.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie