.png)
Starsze od niej w gronie niezależnych pism wydawanych poza zasięgiem cenzury w kraju były tylko "Komunikat" i "Biuletyn Informacyjny", wywodzące się ze środowiska Komitetu Obrony Robotników. Jednak dziś oba tytuły interesują wyłącznie badaczy historii.
Za to "Opinia", której pierwszy numer pojawił się w kwietniu 1977 roku, pismo powołane w kręgu Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, nadal się ukazuje.
W odróżnieniu od młodszych od niej, chociaż również legendarnych: "Robotnika", "Głosu", "Spotkań", "Bratniaka", "Ucznia Polskiego" czy "Res Publiki".
Jak zaczynać, to od wywiadu z prezydentem Carterem
Kiedy "Opinia' wchodziła na rodzący się dopiero rynek wolnej prasy w Polsce - krajem rządził Edward Gierek, zaś niezmiennie wtedy dominującym nad całym blokiem wschodnim Związkiem Radzieckim Leonid Breżniew. Za to w Stanach Zjednoczonych rozpoczynał swoją jedyną kadencję demokrata Jimmy Carter, który jeszcze w tym samym roku podczas pobytu w Polsce udzielił "Opinii" wywiadu, pierwszego, jaki z prezydentem USA przeprowadziło jakiekolwiek wydawane poza cenzurą pismo ze Wschodu. Utrudniło to w sposób oczywisty służbom bezpieczeństwa represjonowanie niezależnych wydawnictw. Autorem pytań do Cartera pozostawał wprawdzie naczelny "Opinii" Leszek Moczulski, ale podzielił się tym splendorem z innym członkiem redakcji Wojciechem Ziembińskim ze względu na zasługi i ambicje tego ostatniego.
Pismo, oprócz zabiegania o respekt dla praw człowieka w kraju, upominało się również o Polaków mieszkających w ZSRR oraz zastanawiało nad przyszłym zjednoczeniem Niemiec, przystając na to pod warunkiem respektowania granic Polski.
Z czasem Moczulskiego, który zresztą zajmował się już głównie przygotowaniem do powołania Konfederacji Polski Niepodległej, po swoistym przewrocie w redakcji zastąpił Andrzej Czuma. Kierował "Opinią", wydając ją aż do wprowadzenia stanu wojennego, co stało się możliwe dzięki kroplówce finansowej pozyskanej z KOR (środowisko to nie cierpiało Moczulskiego, za to Czumę tolerowało). Po 13 grudnia 1981 r. pismo na czas dłuższy przestało się ukazywać.
Jak dawna bibuła do kiosków trafiła, czyli namacalny dowód zwycięstwa wolnego słowa
"Opinia" powróciła i to jako tygodnik trafiający do kiosków "Ruchu" po zmianie ustrojowej, do której wcześniej się tak mocno przyczyniła.
Jej redaktorem naczelnym został w 1990 r. Krzysztof Król. Na łamach "Opinii" publikowali wtedy także: późniejszy wiceminister kultury w trzech rządach, który nie wrócił z delegacji do Smoleńska - Tomasz Merta, przyszły negocjator traktatów europejskich Marek Cichocki, Mirosław Harasim - potem jeden z czołowych redaktorów Polskiej Agencji Prasowej oraz Bartosz Węglarczyk. Pismo zamieszczało przy winiecie aktualny stopień poparcia KPN dla rządu, zwykle nie przekraczający kilkunastu procent.
W reportażach "Opinia" pokazywała zarówno nędzę towarzyszącą początkom transformacji ustrojowej (żebrzące dzieci na Międzynarodowych Targach Poznańskich) jak możliwości przez ten sam moment dziejowy Polakom stwarzane (relacja Joanny Biernat-Pogorzelskiej ze szkolenia dla stewardess PanAmu na Florydzie, w którym autorka uczestniczyła jako pierwsza z naszej części Europy, chociaż po ukończeniu kursu wolała zostać dziennikarką niż roznosić kawę pasażerom). Upomniała się również skutecznie - piórem a raczej klawiaturą maszyny do pisania późniejszego dyrektora PAP Mirosława Harasima - o stypendystów z Laosu, którym po zmianie władzy u nas groziło odesłanie do "bambusowego gułagu" w ojczyźnie, więc dopóki nie zapadła zbawienna dla nich decyzja polskiego rządu, skośnoocy studenci koczowali w warszawskiej siedzibie KPN, traktowani zgodnie z zasadą staropolskiej gościnności, jak w ponad trzydzieści lat później uchodźcy z napadniętej przez armię Władimira Putina Ukrainy.
Kilkusetstronicowa, naukowa, ale wciąż ta sama
Jako tygodnik "Opinia" nie przetrwała wprawdzie długo, ale po latach powróciła w nowej formule kwartalnika społeczno-naukowego, najpierw z Markiem Albiniakiem jako redaktorem naczelnym, później z Andrzejem Anuszem w tej samej roli.
"Opinia" zamieszcza m.in. reprinty: pierwszego wydania napisanych w okopach legionowych "Piłsudczyków" Juliusza Kadena-Bandrowskiego, numeru pisma "Droga" po śmierci Józefa Piłsudskiego oraz broszur Antoniego Anusza, wieloletniego towarzysza walki Józefa Piłsudskiego w Organizacji Bojowej PPS, posła II RP oraz twórcy kluczowego dla myśli politycznej samego Marszałka i całego obozu sanacyjnego pojęcia imponderabiliów, zresztą stryjecznego pradziadka obecnego naczelnego "Opinii".
Drukuje też wspomnienia Stanisława Likiernika, który jako żołnierz Kedywu Armii Krajowej stał się pierwowzorem tytułowego bohatera "Kolumbów" Romana Bratnego. Przeprowadza wywiady z uczestnikami dawnej opozycji antykomunistycznej z różnych pokoleń, m.in. z ks. Jerzym Wacławem Błaszczakiem, który 13 grudnia 1981 r. skutecznie ukrył w Trójmieście przed służbami bezpieczeństwa późniejszego przywódcę podziemnej Solidarności Zbigniewa Bujaka. I z Andrzejem Machalskim, który z kolei przed 4 czerwca 1989 r. poprowadził pamiętną zwycięską kampanię Solidarności. A także z bohaterami opozycji z różnych roczników: Andrzejem Sadowskim i Mariuszem Ambroziakiem czy Jerzym Surdykowskim i Tadeuszem Stańskim.
Recenzuje niebanalne powieści autorów, na co dzień nie żyjących z pióra, a wyróżniających się oryginalnością, jak twórca "Trylogii mazurskiej" traktującej o dramatycznych dziejach pogranicza polsko-niemieckiego Jerzy Woźniak, czy niewiele ponad dwudziestoletni ale już obiecujący adept prozy fantasy Maksymilian Jakubiak, wreszcie zaś wieloletni producent telewizyjny Robert Bombała, pracujący teraz nad powieścią "Śmierć na ulicy Foksal", sensacyjną i fikcyjną wprawdzie, ale kończącą się znanym z historii zabójstwem międzywojennego ministra spraw wewnętrznych Bronisława Pierackiego, której fragmenty, choć całości jeszcze nie ukończono, "Opinia" już wydrukowała.
Nie ogranicza się jednak tylko do historii, zajmując się również nowymi technologiami, zmianami w prawie i kryminologią a nawet weterynarią i sportem (wywiad z odkrywcą talentu Igi Świątek - Bernardem Rejniakiem) .
Nieżyjący już: Leszek Moczulski oraz Bohdan Urbankowski, eseista, poeta i znawca postaci Józefa Piłsudskiego - publikowali swoje artykuły we wszystkich trzech wcieleniach "Opinii".
Moczulski do pierwszych jej numerów pisywał o erozji komunizmu radzieckiego, zaś do tych całkiem niedawnych - o geopolitycznych zamierzeniach Władimira Putina. W obu wypadkach przewidział bieg wydarzeń. Z kolei Urbankowski w "Opinii" z lat 70 zajmował się wpływem polskiego romantyzmu na piłsudczyków, zaś w numerze sprzed trzech lat zamieścił własnego autorstwa wiersz napisany na gorąco pod wrażeniem kremlowskiej napaści na Ukrainę.
Stanowi to dobitny dowód ciągłości tytułu, nie znajdującej precedensu we współczesnej historii wolnej prasy w Polsce.
Fenomen "Opinii" nie polega jednak wcale na jej długowieczności, ale na tym, że to wciąż żywe pismo. Aktualne i - zgodnie ze zobowiązaniem zawartym w samym tytule - opiniotwórcze.
Tytuł wymyślił w 1977 roku Andrzej Szomański, w dziewięć lat później również za to sądzony w drugim procesie kierownictwa Konfederacji Polski Niepodległej.
Pierwsza w Polsce zamieszczała swobodną publicystkę, robi to również dzisiaj
To "Opinia" jako pierwsza w polskiej wolnej prasie w kraju zaczęła zamieszczać artykuły publicystyczne - poprzedzające ją historycznie oba tytuły korowskie ograniczały się do powiadamiania o wydarzeniach, głównie naruszeniach praw człowieka przez władze PRL, bo ich redaktorzy obawiali się oskarżeń, że uprawiają politykę. Założyciel "Opinii" Leszek Moczulski nie ukrywał, że jego celem pozostaje niepodległość, a przekonanie to podzielali pracujący z nim w redakcji Jan Dworak (późniejszy szef telewizji w wolnej już Polsce) i ekonomista Stefan Kurowski, już wtedy uznający, że socjalizmu zreformować się nie da.
Teraz "Opinia' właśnie wydała swój 50. numer w aktualnej wersji, zaś 148, jeśli policzyć wszystkie trzy fazy pisma (bibułę, trafiający do kiosków tygodnik oraz kwartalnik społeczno -naukowy o kilkusetstronicowej objętości). Ponieważ numeracja pozostaje z tego względu podwójna, wkrótce redakcję czeka kolejna okazja: numer 150. od początku pojawienia się pisma. Ale znów podkreślić można, że wcale nie o numerologię tu chodzi, lecz o wolność słowa w Polsce. Kiedyś o nią walczyła, teraz wciąż z niej korzysta.
Poza wszystkim innym - to pismo niezmiernie ciekawe. W obu tego słowa znaczeniach: wnikliwe wobec zakrętów życia społecznego ale też zajmujące dla odbiorcy I jak się wydaje, jedyne na polskim rynku prasowym, które bez zgrzytania zębami czytać mogą zarówno zwolennicy Koalicji Obywatelskiej jak Prawa i Sprawiedliwości, ale też i wszystkich innych ugrupowań. Ci, co w ogóle nie głosują, zapewne też. Przywołaną tu wcześniej formułę można więc rozszerzyć:
Obecni redaktorzy "Opinii" nie tylko kiedyś walczyli o demokrację (głównie w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, Konfederacji Polski Niepodległej i podziemnej Solidarności) ale również teraz potrafią korzystać z niej na tyle umiejętnie i roztropnie, żeby nikogo do niej nie zrażać. Gdy innym zdarza się palić za sobą mosty, "Opinia" stara się je budować. Także ten między dawnymi a nowymi laty, chociaż pismo swoich zainteresowań do samej historii nie ogranicza. Niezmiennie znajdujemy w nim również tematykę związaną z samorządem. W tym rzetelną ocenę dokonanej przed ponad ćwierćwieczem przez rząd Jerzego Buzka reformy samorządowej, która - jako najbardziej udana ze wszystkich po zmianie ustroju przeprowadzonych - poskutkowała bujnym i harmonijnym rozwojem tysięcy lokalnych Małych Ojczyzn w Polsce, najlepszą dziś wizytówką powodzenia polskich przemian demokratycznych.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie