.png)
Akurat w Święto Trzech Króli od rana chodniki i jezdnie w centrum Warszawy były śliskie i niczym nie posypane. Innych dzielnic sprawdzić się nie dało, bo groziło to złamaniem nogi jeśli nie kalectwem. Za to wcześniej, w okolicach Sylwestra i Nowego Roku - sypano piaskiem po trotuarach obficie, chociaż aura wcale tego nie wymagała.
W dodatku, jak wynika z rozmowy ze znawcą tematu - nawet piasek okazuje się nie taki jak być powinien. Piękny, drobniutki i jasnożołty jak z plaży. Nie daje wymaganego efektu, za to wciska się w szczeliny zelówek i wnosimy go do domu. Bez porównania lepszy okazuje się piach budpwlany, zwiększajacy przyczepnośc i nie przyczepiający się do obuwia. Rozmówcy wierzę, zwłaszcza że przyznaje, iż sam - jak niemal wszyscy warszawscy inteligenci - na Trzaskowskeigo dwa razy zagłosował. I pewnie zrobi to po raz trzeci, jeśli włodarz-celebryta mieć będzie znów za rywala przedstawiciela PiS. Sam też dwa razy stawiałem krzyżyk na karcie głosowania przy nazwisku Trzaskowskiego, po to, żeby prezydentem nie został kibic Odry Opole nie potrafiący wymówić poprawnie słowa "hekatomba" (choć istnieją trudniejsze, jak "konstantynopolitańczykowianka", którą znamy dzięki naszym babciom) Patryk Jaki ani Tobiasz Bocheński, którego przygotowania do pełnienia urzędu o jaki się ubiegał nie dawało się nawet jednym zdaniem sensownie uzasadnić. W tym sensie rzec można: chcieliśmy, to mamy. Koń jaki jest każdy widzi, jak brzmi słynna definicja tego zwierzęcia ze szlacheckiej encyklopedii "Nowe Ateny" Chmielowskiego.
Widzimy więc rano i przed południem w Święto Trzech Króli przechodniów ślizgających się jak po lodowisku - najgorzej na ulicach schodzących ze skarpy ku Wiśle jak Karowa, Tamka czy Książęca. W tym psiarzy bezskutecznie apelujących do czworonogów, żeby smyczy nie ciągnęły, chociaż zwierzę ma prawo nie rozumieć, dlaczego Trzaskowski, skoro tak duże pieniądze bierze, piachem ani nawet szkodliwą tak dla podeszew butów jak pieskich łap solą bezpiecznego przejścia nie zabezpieczył. Zresztą jak można dowiedzieć się od fachowców, służby miejskie jeśli w ogóle sypią - inaczej niż w stolicy 6 stycznia 2025 r. to mieszankami piachu z solą. Co więcej w Krakowie - skąd Trzaskowski kiedyś był posłem - używa się do tego celu fusów po kawie: metodę tę upowszechniła tam w ramach sąsiedzkiego doradztwa podwładna burmistrza Lwowa Iryna Orszak.
I ten właśnie sposób wydaje się również dla stolicy optymalny. Jeśli wziąć pod uwagę nadmiar zatrudnionych w stołecznym Ratuszu i opanowanych przez partię rządzącą dzielnicach oraz liczbę wypijanych przez nudzących się w pracy biurokratów kaw. Surowca nie zabraknie.
To jednak pieśń przyszłości. Posypano jak należy 6 stycznia wyłącznie trasę orszaku, bo tam miała przyjechać telewizja, rzeczywiście była i filmowała.
Przypomina się żart z czasów poprzedniego ustroju.
Milicjant w komisariacie odbiera meldunek telefoniczny. Nagle rozbiera się do naga i wypada za drzwi posterunku.
Jak brzmiał meldunek?
- Zamieć i gołoledź na E-82.
Rozumiecie Państwo doskonale o co chodzi.
"Gazeta Wyborcza" w swoim stołecznym dodatku w stylistyce epoki późnego Edwarda Gierka oznajmia o rozlicznych planowanych w Warszawie inwestycjach. Nie przekona to jednak do wiarygodności Trzaskowskiego w roli dobrego gospodarza tych, którym w dniu Trzech Króli czy jakimkolwiek innym zdarzyło się złamać lub choćby skręcić nogę. Tym bardziej, że nietrudno wyliczyć inne kwestie, z którymi zimą nie radzi sobie w Warszawie lokalna władza. Na wiadomość o koczującym w parku na ławce w parostopniowy mróz (większych na szczęście tej zimy jeszcze nie było) bezdomnym strażniczka miejska reaguje jak na przedstawicielkę demokratycznej władzy przystało konkretną propozycją wobec osoby, która ten problem zgłasza:
- To niech go pani weźmie do siebie do domu.
Boki zrywać, czyż nie tak?
W dodatku - chociaż śmiechom i żartom końca nie było, bo dla dyżurnej funkcjonariuszki nie ma przecież nic bardziej humorystycznego niż zamarzający na śmierć człowiek, skecz przeszedł z czasem w publiczną polemikę na linii alarmowej straży miejskiej. I tu dyżurna znalazła kolejny argument:
- Zmusić go do niczego nie możemy. Bezdomność była karana tylko w PRL.
Otóż wcale nie była, a wciskanie takiego kitu przez dyżurną dowodzi przygnębiającego nieuctwa jakie cechuje miejskie kadry za obecnych rządów.
Rafał Trzaskowski, który za to wszystko odpowiada, starać się nie musi, bo w Warszawie dwa razy wybory już, wygrał a teraz ubiega się o prezydenturę kraju. Zaś w skali całej Polski (liczącej 37 mln ludności) głosy mieszkańców stolicy (oficjalnie jest nas 1,7 mln, ilu naprawdę - nikt nie policzył) wcale nie decydują o wyniku. Wielu warszawiaków zapewne szczerze życzy Rafałowi - jak sam każe się nazywać - zwycięstwa, w nadziei, że kiedy już wyprowadzi się on z Ratusza do Pałacu Namiestnikowskiego przy Krakowskim Przedmieściu, wybory w stolicy wygra wreszcie kandydat, którego Warszawa interesuje nie jako trampolina do kariery ogólnopolskiej (to właśnie łączyło Lecha Kaczyńskiego, który przyjechał to z Trójmiasta ze sprawującym niegdyś poselski mandat z Krakowa Trzaskowskim) lecz cel sam w sobie.
Zapewne przyznamy, że Warszawa jest tego warta.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie