Reklama

Andrzej Sadowski: Kontrrewolucja straganów

22/12/2024 06:09

Z Andrzejem Sadowskim, założycielem i prezydentem Centrum im. Adama Smitha rozmawia Łukasz Perzyna.

- Dlaczego Leszkowi Balcerowiczowi się nie udało? Bo chyba się nie udało, skoro w demokracji miernikiem oceny okazuje się wynik wyborów, a w 1990 r. już po roku realizacji planu, co czwarty Polak zagłosował na Stanisława Tymińskiego, zaś z kolei w 2001 r. Unia Wolności, wcześniej odbierana jako partia Balcerowicza nie weszła do kolejnego Sejmu? Z kolei, jeśli brać pod uwagę tylko wskaźniki gospodarki, to poziom życia w Rumunii wedle niektórych z nich przekracza już ten w Polsce, a pamiętamy różnicę, jaka w 1989 r. dzieliła oba państwa?

- Od  realizacji tzw. planu Balcerowicza dzieli nas już 35 lat, czyli życie ponad jednego pokolenia, a zarazem kilka dekad rządów wszystkich możliwych opcji i niewykorzystanych oraz zmarnowanych przez nie szans. Wspólną cechą kolejnych ekipy znajdujące się u władzy była niewiara we własne siły i tym samym ślepota na potencjał obywateli Polski. Symptomatyczne i symboliczne było odwoływanie się w ekipach prących do przyłączenia Polski do Unii Europejskiej do tzw. irlandzkiego cudu gospodarczego. Zapomniały one, że to właśnie Polska była miejscem największego cudu gospodarczego na świecie końca wieku XX. W innych państwach uczy o nim, ale nie w polskich uczelniach. 

- To zasługa Balcerowicza?

- Źródłem tego bezprecedensowego i największego „cudu gospodarczego” na świecie była bezdyskusyjnie tzw. ustawa Wilczka z 23 grudnia 1988. Doprowadziła do doprowadziła do zmiany systemu w gospodarce zanim miał miejsce Okrągły Stół i wydarzenia po nim następujące. Ponadto część opozycji przy tym stole chciała zlikwidować wolność gospodarczą przywróconą ustawą Wilczka poprzez przywrócenie limitów zatrudnionych do 50 osób na jedną zmianę dla prywatnych przedsiębiorstw z dekretu PKWN. Nie można zapominać też o fenomenie „Solidarności” i jej roli w dekonstrukcji systemu zwłaszcza gospodarki planowej. Cud gospodarczy polegał na likwidacji ograniczeń państwa socjalistycznego dla „human action” i przedsiębiorstw prywatnych. Profesor Paweł Glikman pokazał, że dzięki ustawie Wilczka powstało blisko dwa miliony przedsiębiorstw prywatnych, które stworzyły ok. sześć milionów nowych miejsc pracy. 

- Przekonuje mnie Pan, że ustawa Wilczka okazała się ważniejsza od planu Balcerowicza?

- Gdyby nie było tzw. ustawy Wilczka i chociażby decyzji premiera Mieczysława F. Rakowskiego z lata 1989 o uwolnieniu cen żywności, czego bały się każde do tego momentu rządy. Polacy doświadczyli eksplozji zaopatrzenia we wszystkie do niedawna deficytowe towary. Rząd Rakowskiego wziął odpowiedzialność za w tamtym czasie wprost niewyobrażalną w skutkach decyzję i uwolnił od niej rząd Tadeusza Mazowieckiego, który dopiero w listopadzie 1989 odważył się na zniesienie kartek, kiedy już nie było problemów z zaopatrzeniem. 

- Zaś wobec planu Balcerowicza Pana środowisko nie przyjęło wcale bezkrytycznej postawy, chociaż wywodziliście się z obozu Solidarności, która długo roztaczała parasol ochronny  nad kolejnymi rządami?

- Kiedy już doszło do sformułowania programu, który przeszedł do historii pod nazwą tzw. planu Balcerowicza, liberalni ekonomiści polskiego pochodzenia ze świata zaproszeni na konferencję Akcji Gospodarczej i Centrum im. Adama Smitha powstałego 4 dni po ukonstytuowaniu się rządy Tadeusza Mazowieckiego dokonali jego oceny. Uderzający był język tego programu, ponieważ został napisany w stylu minionego systemu. Nie tylko z tego powodu program został oceniony krytycznie. Polska była wtedy w stanie upadku a jego aparat uległ dezorganizacji, dlatego propozycje wprowadzenia skomplikowanych podatków ocenialiśmy krytycznie jak chociażby wprowadzenie podatku VAT. Ustawa o nim przed wejściem w życie miała sto kilkadziesiąt nowelizacji, a do dziś interpretacje podatku VAT liczą ponad półtora miliona stron A4. W tym czasie rozsyłaliśmy do ministrów i polityków wydany przez nas dokument „Polityka podatkowa dla krajów wychodzących z socjalizmu” autorstwa doradcy prezydenta Ronalda Reagana Charlesa E. McLure, który przetłumaczył Jerzy Strzelecki, późniejszy wiceminister przekształceń własnościowych i współpracownik naszego Centrum. Pokazywał jak skutecznie do zdezorganizowanego państwa wprowadzić niezwykle proste podatki. Kolejne jednak rządy wybrały konsekwentną drogę ich komplikowania tak zapamiętale, że Polska jeszcze przed wprowadzeniem tzw. polskiego ładu zajmowała 36 pozycję na 37 wśród państw OECD pod względem skompilowania podatków.

- Co Leszek Balcerowicz zrobił nie tak jak powinien?

- W serialu dokumentalny o Art-B panowie A. Gąsiorowski i B. Bagsik stwierdzają, że swój sukces zawdzięczają temu, że postępowali dokładnie odwrotnie do tego co proponował wicepremier rząd Leszek Balcerowicz. Źródłem tego bezprecedensowego sukcesu polegającego na imporcie i lokowaniu pieniędzy na inflacyjny procent w bankach był przede wszystkim sztywny kurs złotego do dolara amerykańskiego i wysokie stopy procentowe w Polsce. Jednak to nie jest kwestia osądu jednej osoby z kierownictwa ówczesnego państwa ale bardziej kierunku przyjętych zmian. W antykomunistycznej i wolnorynkowej Akcji Gospodarczej, z której z wyłoniło się Centrum im.  Adama Smitha, jednoznacznie wskazywaliśmy  na potrzebę przywrócenia wolności gospodarczej i tym samym odrodzenia kapitalizmu, a nie dalszego reformowania socjalizmu i to fundamentalnie odróżniało nas od większości opozycji zwanej demokratyczną. „Kontrrewolucja straganów”, który termin zaproponowałem miała miejsce na chodnikach polskich ulic dlatego, że właśnie ówczesny rząd nie zgodziła się na propozycję swojego wiceministra przekształceń własnościowych Jerzego Drygalskiego, aby dokonać tzw. małej prywatyzacji” lokali i przekazać je temu „planktonowi gospodarczemu” według określenia Krzysztofa Dzierżawskiego. Kontrrewolucja straganów mimo wszystko zwyciężyła wbrew zachowaniu rządu, który nie rozumiał łady spontanicznego wynikającego z przywróconej wolności gospodarczej. Nie zdecydowano się na propozycję gospodarczej dekomunizacji i rozpoczęciu budowy kapitału polskich rodzin zaproponowaną przez Mirosława Dzielskiego, a polegającą na uwłaszczeniu obywateli na mieszkaniach spółdzielczych. Uwłaszczenie oznaczałoby, że pod zastaw tych mieszkań ludzie mogliby zaciągać kredyty, żeby rozpocząć działalność gospodarczą oraz finansować swoje inne potrzeby. Zamiast tego zaproponowano fikcję w postaci Programu Powszechnej Prywatyzacji. Mieszkania mogły stać się podstawą rzeczywistego uwłaszczenia obywateli. Na kilkudniowej konferencji latem 1989 w ośrodku KUL w Kazimierzu z inicjatywy prof. Stefana Kurowskiego przyjęliśmy wówczas Kartę Przedsiębiorczości  Prywatnej zwracając uwagę tak jak to czynił klasyk ekonomii Joseph Schumpeter na kluczową rolę prywatnego przedsiębiorcy w gospodarce czego moim zdaniem w ówczesnym rządzie poza deklaracjami nie rozumiano. Aparat państwa został zaprzęgnięty do tzw. powszechnej prywatyzacji, która okazała się uwłaszczeniem nomenklatury już III Rzeczypospolitej. Na tym polegała druga nieporównywalnie większa fala uwłaszczenia niż za rządów reżimu socjalistycznego.

- Słyszy się często, że kapitału nie było, a bez niego kapitalizm się nie uda?

- W roku 1999 zostaliśmy zaproszeni przez zarząd Unii Wolności w sprawie programu gospodarczego dla Polski. Przedstawiliśmy swoją propozycję, która mogła spowodować pozyskanie sympatii oraz głosów przedsiębiorców i ich rodzin. Referował program zmian gospodarczych Krzysztof Dzierżawski, a wniosek był prosty, trzeba powrócić do źródła własnego cudu gospodarczego, którym była wolności gospodarcza przywrócona przez tzw. ustawę Wilczka. Za stołem siedział wtedy m.in. Waldemar Kuczyński, odpowiedzialny przed laty za przekształcenia własnościowe w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który stwierdził, że nie da się tego powtórzyć, bo ówczesny sukces gospodarczy wynikał, że Polacy w materacach mieli 2 miliardy dolarów. Krzysztof Dzierżawski zadał wtedy dwa pytania: czy dziś Polacy nie mają materaców? Czy w tych materacach przypadkiem nie mają znacznie więcej niż 2 miliardy dolarów?

- I nie było tak źle, jak głoszą niektóre stereotypy, związane ze zmianami ustrojowymi?

- Powszechna w społeczeństwie opinia, że prywatyzacja to kradzież wziął się z braku transparentnych  zasad, które musiały skutkować korupcją. Ceny sprzedaż ustalano w najlepszym razie w zaciszu gabinetów ministerstw. W sytuacji, gdy doszło do wymuszonej aukcji przy sprzedaży Huty Częstochowa, w wyniku której rząd otrzymał o wiele więcej niż wcześniej wynegocjował, ale i pracownicy otrzymali korzystniejsze pakiety dla siebie okazało się, że można było od początku przeprowadzać prywatyzację jak w tym przypadku. Centrum zrealizowało projekt badający procesy prywatyzacyjne na podstawie umów zawieranych przez rząd dla Komitetu Badań Naukowych, który nie pozostawiał wątpliwości, że metoda prywatyzacji była niezwykle korupcyjna, nieefektywna i szkodliwa.

- Dlaczego?

- Najsłynniejsze umowy, które analizowaliśmy nie zawierały jednoznacznych zapisów pozwalających rządowi wyegzekwować zobowiązania od kupujących, którzy bez ich realizacji mogli i tak co chcieli robić z przejmowanymi przedsiębiorstwami. Konsekwencją takich umów była postępująca deindustrializacja Polski.

- Nie widzę nastroju, żeby spokojnie fetować 35 rocznicę planu autorstwa tego ostatniego w sytuacji, gdy po ośmiu latach populistycznych rządów do władzy powrócił dzięki historycznej frekwencji z 15 października 2023 obóz odwołujący się do tradycji tamtej wielkiej zmiany, po 4 czerwca 1989 r. Zarazem złożył daleko idące i bardzo konkretne obietnice. Rok już minął. Jaka jest Pana ocena?

- Przy kolejnych rządach obejmujących władzę w Polsce potwierdza się zasada, którą sformułował Milton Friedman w „Tyranii status quo”. Zmiany przeprowadza się w pierwsze sto dni, które trzeba mieć rozpisane na działania godzina po godzinie zanim obejmie się władzę. Bez planu i determinacji zamiast rządzenia zaczyna się urzędolenie, czego egzemplifikacją jest zakonspirowana aktywność pełnomocnika od zwalczania skutków powodzi, który przez trzy miesiące po samym kataklizmie dyskutuje z urzędnikami o możliwościach ich przeciwdziałania. Jeżeli zmiany nie zostaną przeprowadzone przez 100 dni, a nie zostały to biurokracja odzyskuje swoje pozycje jak za poprzedniego rządu i jej opór przed jakimikolwiek korzystnymi dla obywateli i przedsiębiorców zmianami tężeje. Stąd śladowa realizacja tzw. 100 konkretów i utrzymanie w najlepsze szkodliwego zwłaszcza dla mikro i małych firm tzw. polskiego ładu, który miał być po przejęciu władzy zlikwidowany. Polska z jej potencjałem zamiast stać się gospodarczym regionalnym mocarstwem według prognozy Georga Friedmana przedstawionej w „Następnym stuleciu” jest pułapce średniego rozwoju, którą zastawiły na nią kolejne rządy. Nie znają i nie rozumieją posiadanych atutów. Mamy niezwykle przedsiębiorcze społeczeństwo oraz relatywnie dobrą już infrastrukturę. Rząd Niemiec zdecydowanie lepiej oceniał nasze umiejętności niż rządzący naszym państwem bowiem zanim przyłączano Polskę do Unii Europejskiej zawczasu postarał się z Brukseli o pieniądze na pomoc swoim przedsiębiorcom w danej NRD, bo zakładał, że nie sprostają polskiej konkurencji. W tym czasie rządzący w Polsce publicznie zamartwiali się, że nie poradzimy sobie z niemiecką. Gdyby w naszym państwie sprawujący władzę wprowadzili bardziej konkurencyjne rozwiązania niż w Czechach, na Słowacji, Irlandii czy Niemczech to bez wątpienia bylibyśmy gospodarczym mocarstwem regionalnym. Różnica zawsze tkwi w jakości systemu. Przypomnijmy, że obok nas jeden naród mieszkał po obu stronach  muru, gdzie obowiązywały inne zasady. Po jednej z nich produkowano Mercedesy, a po drugiej Trabanty. W tym samym narodzie przy zupełnie innych zasadach otrzymywano legendarną światową jakość oraz plastikowe wyroby samochodopodobne. Politycy nie mają pojęcia o wyobrażeniu siły naszej gospodarki i dlatego nie interesuje ich zmiana, aby w Polsce czas podłączenia energii do nowej fabryki nie wynosił średnio ponad 130 dni, tylko jak w Niemczech 30. W 100 dni można w dobrze rządząc niezwykle dużo zmienić, aby te same 100 dni nie były niepowetowaną stratą dla nowych fabryk w Polsce jak jest to do tej pory. Czas to pieniądz, którego nie mamy, dlatego że rządy wciąż go bezrozumnie trwonią.

 

Andrzej Sadowski założyciel i prezydent Centrum im. Adama Smitha – Pierwszego Niezależnego Instytutu w Polsce (1989), jeden z założycieli Zespołu Badań nad Myślą Konserwatywną i Liberalną na Uniwersytecie Warszawskim (1984-1989) i Zespołu Studiów Ekonomicznych im. Adama Smitha (1986-1989). Współzałożyciel i członek zarządu Towarzystwa Gospodarczego w Warszawie (1986–1989). Współzałożyciel wraz z Mirosławem Dzielskim i Aleksandrem Paszyńskim i członek zarządu Akcji Gospodarczej (1988-1989). Jeden z założycieli (1996) i członek Zarządu Transparency International Polska (do 2003).

Członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP - 2009-2010 i 2015-2020.

Przewodniczący rady fundacji Razem w Chorobie (2014-).

Członek Społecznej Rady Doradczej przy prezesie Najwyższej Izby Kontroli (2023-).

W listopadzie 2022 otrzymał od Akademii Patriotów nagrodę imienia francuskiego ekonomisty Fryderyka Bastiata za szerzenie idei wolnościowych.

W grudniu 2023 otrzymał nagrodę Wilczka za uskutecznianie przedsiębiorczości i głoszenie wolności.

W 2014 roku odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za propagowanie przedsiębiorczości. W 2021 roku 13 grudnia w 40 rocznicę wprowadzenia stanu wojennego odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Wolności i Solidarności za działalność w opozycji antykomunistycznej po jego wprowadzeniu.

W czerwcu 2023 z okazji IV Ogólnopolskiego Dnia Przedsiębiorcy został odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Aktualizacja: 10/01/2025 11:03
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do