.png)
Z Bartłomiejem Radziejewskim, autorem książki "Nowy porządek globalny", rozmawia Łukasz Perzyna.
- W Unii Europejskiej wraz z Nowym Rokiem 2025 zacznie się prezydencja Polski. Czy to dla nas szansa na bardziej ofensywną strategię? Taką, jaką Pan zaleca w swojej książce "Nowy porządek globalny"?
- Uważam, że tak, przy czym warto jednak poczynić zastrzeżenie, że ustrojowe znaczenie instytucji prezydencji w UE pozostaje skromne. Rotacyjna prezydencja wiąże się bardziej z kwestiami organizacyjnymi. Nie zmienia to faktu, że Polska ma szansę, żeby stać się państwem sprawczym. I zmieniać twórczo kształt polityki unijnej.
- Nie za duże te ambicje jak na naszą miarę?
- Teraz nadarza się najlepsza koniunktura dla Polski w Europie od początku naszego członkostwa w Unii. Rośnie nasze znaczenie w Europie, pod względem gospodarczym, militarnym i politycznym. Nasze znaczenie rośnie w związku z sytuacją międzynarodową: wojną na Ukrainie i następstwami Brexitu. Ale przełożenie stanowiska Polski na bieg spraw w Europie niestety nie wzrasta, co musi stanowić przedmiot niepokoju, a powinno - starań, żeby naszą pozycję wzmocnić.
- Z czego jeszcze wynika ta dobra koniunktura, bo czytelnika może to stwierdzenie zdziwić: jak to, mamy wojnę tuż za wschodnią granicą a Pan o dobrej dla nas koniunkturze mówi?
- Zaznacza się deficyt przywództwa w Europie. Dotyczy tak Niemiec, jak i Francji. Instytucje unijne nie są w stanie tego sensownie wyrównać. Czas, żeby Polska weszła do grona państw, które współkształtują politykę europejską.
- Co to oznacza w praktyce?
- Polska powinna stać się moderatorem, który współkształtuje reguły gry w Unii Europejskiej. Miało to już faktycznie miejsce w kwestii imigracji, ale nie chodzi o działania epizodyczne, lecz stałe. W praktyce najlepszym efektem byłoby wejście Polski do tzw. grubej piątki UE. Gruba piątka to nieformalne gremium, które ustala agendy poszczególnych szczytów unijnych. Po Brexicie stała się czworką, a po ewentualnym wejściu Polski byłaby znów piątką. Pozostali członkowie UE pracują już na tej matrycy. Stać nas na to, bo to rozwiązanie, odzwierciedlające nasz potencjał, żebyśmy stali się rzeczywistym moderatorem w polityce europejskiej zamiast stawiać sobie iluzoryczne cele, w praktyce o co najwyżej drugorzędnym znaczeniu, jak Trójkąt Weimarski. To ostatnie forum można traktować jako instrument działania ale nie cel sam w sobie.
- Co powinno stać się naszym priorytetem w dobie prezydencji w Europie?
- Problem polega na tym, że nieco odmienne priorytety ogłasza rząd, inne poszczególne ministerstwa, ale nie brak też celów, które pozostają osiągalne, ale nie znalazły się na liście jednych ani drugich. Donald Tusk mówi, że liczą się bezpieczeństwo, odporność i Ukraina. Za to niesławna Polska resortowa zgłasza już z kilkanaście różnych priorytetów, co nie wydaje się możliwe do zrealizowania w skromnych warunkach, jakie daje prezydencja. To za dużo, żeby poważnie tę listę traktować. Zwłaszcza, że tam brakuje kilku rzeczy.
- Jakich? Co dla nas ważne a zostało pominięte?
- Nie widzę wśród deklarowanych celów prezydencji nacisku na reindustrializację: niezmiernie ważną dla nas i całej Europy Środkowo-Wschodniej, bo tu wciąż mamy niższe koszty siły roboczej a zarazem dobrze wykształconą kadrę. To nasz oczywisty atut. Wykorzystajmy go. Przecież to u nas najlepiej lokować inwestycje. Wynika to z elementarnego rachunku sił i kosztów. Bezpieczeństwo pozostaje dla nas ważne z oczywistych względów, wystarczy rzut oka na przekazy telewizyjne i mapę kontynentu. Nie docenia się jednak wagi bezpieczeństwa jako mechanizmu rozwoju. Dla stymulowania inwestycji cywilnych, zwłaszcza poprzez technologie podwójnego zastosowania.
Idąc dalej, to u nas na wschodniej flance powinno się lokować fabryki amunicji. Trzeba rozważać każdy scenariusz, a wiadomo, że kiedy rysuje się ewentualne przyszłe fronty - produkcja amunicji nie może mieć miejsca w oddaleniu od nich. Nie tylko jednak z sytuacją na Wschodzie łączą się nasze szanse i wyzwania. Warto głęboko zrewidować wszystko, co wiąże się z Zielonym Ładem. I europejską politykę klimatyczną z głowy, na której ostatnio stała, postawić z powrotem na nogi. Nie warto niszczyć naszej konkurencyjności w sposób, który i tak nie uratuje planety. Unia Europejska pozostaje źródłem 7 proc emisji. To inni pozostają w tej mierze problemem. Oczywiście warto przeprosić się z energią atomową i postawić na nowe technologie. Zadbać o to, żeby Europa nie stała się skansenem, ustępującym w tej mierze nie tylko Stanom Zjednoczonym ale również Chinom. Porozumienia handlowe powinny chronić europejskie rolnictwo przed konkurencją nieuczciwą, ze strony importu żywności z Ukrainy i państw Mercosuru, która nie podlega tym samym rygorom. Wszelkie tego typu decyzje powinny zacząć być ściśle filtrowane przez pryzmat europejskich interesów, rozumianych tak kontynentalnie, jak i narodowo. Przecież to jedna z oczywistych lekcji, którą powinniśmy wyciągnąć z bezprecedensowych, masowych protestów rolników w całej Europie.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie