Reklama

Leszek Moczulski: dla zasad, nie dla posad

02/11/2024 07:56

Żegnamy przewodniczącego Konfederacji Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego. 

Pierwszy w trudnych czasach PRL rzucił hasło niepodległości Polski, które stało się rzeczywistością w dziesięć lat od powołania przez niego KPN, co temu właśnie celowi miała służyć. Przetrwał jako polityk najgorsze kryzysy, skoro cały niemal czas legalnej Solidarności (1980-81) dla niego nie był karnawałem, bo spędził go za kratami. Gdy wyszedł po czterech latach, odbudował partię. Zaś chociaż przed 4 czerwca 1989 r. nie wpuszczono go na listy Komitetu Obywatelskiego, a KPN startując osobno poniosła klęskę, już w dwa lata później po pierwszych w pełni wolnych, a nie kontraktowych wyborach ta sama Konfederacja Polski Niepodległej wsparta wówczas przez co jedenastego Polaka zyskała trzeci co do wielkości klub w Sejmie.

KPN urzeczywistniła wszystkie swoje zamierzenia, ogłoszone w akcie założycielskim 1 września 1979 r, przy którego odczytaniu sam Moczulski, prewencyjnie zatrzymany, nie mógł być obecny. Z kolejnej dekady większość czasu spędził również w więzieniach i aresztach, ale po upływie tego dziesięciolecia Polska rzeczywiście stała się niepodległa, wolna i demokratyczna, jak głosił program jego partii. Leszek Moczulski nie został premierem ani nawet ministrem, a KPN nigdy nie uczestniczyła w sprawowaniu rządów. Ale też jej przewodniczący konsekwentnie uczył adeptów polityki, że uprawia się ją "dla zasad, nie dla posad".

Urodzony w 1930 roku Leszek Moczulski był za młody, żeby uczestniczyć w II wojnie światowej, a ściślej uciekł nawet do partyzantki, ale odnalazła go tam zaangażowana w konspirację matka i skutecznie zawróciła do domu. Jednak przez dziesięciolecia to właśnie on, zafascynowany tak Armią Krajową jak II Rzeczpospolitą, w której przyszedł na świat, organizował rozproszone represjami środowiska kombatantów, budując z nich nurt niepodległościowy. Z tych właśnie działań wyłoniła się po latach KPN. Główną jednak jej bazą stali się nie tyle bohaterscy weterani,  co zapatrzona w autora "Rewolucji bez rewolucji"  patriotyczna młodzież. Stał się autorytetem i wychowawcą dla tysięcy młodych ludzi, chroniąc ich również przed pokusą stosowania przemocy, chociaż tej ostatniej wielokrotnie zaznał ze strony komunistycznych władz. KPN okazała się bowiem najsurowiej represjonowaną formacją opozycji, a sam Leszek Moczulski w komunistycznych więzieniach przesiedział siedem lat.

Po raz pierwszy trafił za kraty jako nastolatek, za udział w młodzieżowej grupie konspiracyjnej na Wybrzeżu. Po wyjściu na krótko przystał do PPR a potem PZPR, skąd wyrzucono go za "odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne". Studiował prawo, później dziennikarstwo. W 1957 r. wydelegowany na fali odnowy na Światowy Festiwal Młodzieży do Moskwy urwał się opiekunom i na własną rękę przemierzał Związek Radziecki, rozmawiajac tam ze zwykłymi ludźmi. Po powrocie za to właśnie oraz za kontakty z dziennikarzami zagranicznymi znów został pozbawiony wolności, ponownie na krótko. Pracował jako dziennikarz w "Stolicy", zajmując się tematyką historyczną.

Wielkim wydarzeniem okazała się publikacja "Wojny polskiej" (1972 r.), oficjalna, chociaż potem dzieło wycofano z księgarń i bibliotek. Leszek Moczulski udowadniał w niej, że w 1939 roku los Polski przesądzony został nie 1 września lecz siedemnastego,  kiedy to na ziemie wschodnie wkroczyły wojska radzieckie, wbijając walczącemu z Hitlerem państwu "nóż w plecy". Działaniem już typowo politycznym, a nie tylko w sferze świadomości, stał się udział w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, którego Leszek Moczulski został jednym z dwóch - wraz z Andrzejem Czumą - rzeczników. Formalnego  lidera powołany w 1977 r. ROPCiO (rok wcześniej powstał Komitet Obrony Robotników) nie miał. Ale to autor "Wojny polskiej" wywarł wielki wpływ na jego kształt. Żywił też niezmienny kult dla postaci Józefa Piłsudskiego, którą przybliżał w swoich pracach, a z czasem i wystąpieniach publicznych, głównie pod kątem imponującej skuteczności politycznej.

Kiedy wizja stała się rzeczywistością

Moment powołania Konfederacji Polski Niepodległej wybrał starannie i z bezbłędnym wyczuciem historycznej chwili. KPN powstała po pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do Ojczyzny, ale przed przewidywanym przez Moczulskiego w "Rewolucji bez rewolucji" wybuchem społecznym. Ta ostatnia prognoza autora ziściła się rok później, w Sierpniu 1980.

Wtedy też Moczulski pojawił się w Gdańsku, gdzie spotkał się z Lechem Wałęsą. Podczas odbywającego się niedługo później posiedzenia Biura Politycznego Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej jego członek Alojzy Karkoszka ocenił, że: "(..) technologia strajków jest precyzyjna, dobrze zorganizowana, opracowana przez Moczulskiego" [1]. Sam przewodniczący bez porównania skromniej oceniał swoją rolę w tych wydarzeniach.

Zdecydowany prymat przypada mu natomiast w kwestii utworzenia niezależnej od władz partii politycznej. Wcześniej KOR oraz ROPCiO deklarowały, że walczą o przestrzeganie praw człowieka. Za to KPN, jak podkreślano, pierwsza między Łabą a Władywostokiem postawiła postulat niepodległości.

Leszek Moczulski pisał w "Rewolucji bez rewolucji" (ogłoszonej w 1979 r.): "Obóz niepodległościowy jest świadom, że rozwiązanie polskich problemów może następować w niepodległym państwie polskim. Przed odzyskaniem niepodległości możliwe i potrzebne jest osiąganie skutków cząstkowych. Trzeba mieć jednak pełną świadomość, że nie rozwiązują one dostatecznie problemu, nie mają cech trwałości i mogą przyczyniać się tylko do okresowego poprawienia egzystencji Polaków (..)" [2] .Przebieg wydarzeń przez następne 45 lat potwierdził słuszność tej opinii Moczulskiego.

Komuniści zorganizowali dwa procesy KPN, w pierwszym z nich Leszek Moczulski na początku lat 80. sądzony był wraz z Tadeuszem Stańskim, Romualdem Szeremietiewem i Tadeuszem Jandziszakiem, w kolejnym zaś, już w drugiej połowie dekady, razem z Andrzejem Szomańskim oraz młodymi współpracownikami: Krzysztofem Królem, Adamem Słomką i Dariuszem Wójcikiem.

Jednak to nie represje stanowiły o wyjątkowości KPN, lecz jej akcje protestacyjne, uparte budowanie struktur, również w środowiskach młodzieżowych oraz kultywowanie pamięci narodowej w formie ulicznych demonstracji. W opinii wielu partia Moczulskiego stanowiła bardziej radykalną alternatywę najpierw dla KOR, później dla Solidarności.

Nurt niepodległościowy a potem KPN wydawały wiele pism, w tym "Opinię" (wychodzi do dzisiaj, choć już nie jako tytuł partyjny) i "Drogę", także "Gazetę Polską" (nie mającą nic wspólnego z obecnym pisowskim publikatorem o tej samej nazwie). Do młodych adresowany był krakowski "Detonator" i warszawski "Orzeł Biały" organizacji akademickiej. Stowarzyszone grupy młodzieżowe miały własne tytuły jak "Świt Niepodległości" czy "Nie chcemy komuny". Moczulski przystał na to, żeby wszystkie te publikacje okazały się nie biuletynami partyjnymi, tylko ciekawymi periodykami, na których łamach toczyła się dyskusja o sposobach politycznego myślenia i działania, recenzowano książki i filmy. Dla tysięcy nie tylko młodych ludzi KPN, zwłaszcza w drugiej połowie lat 80.  okazała się znakomitą szkołą publicznego myślenia i działania.

Przeciwna Okrągłemu Stołowi, KPN w trakcie gdy obradował, wzniecała demonstarcje uliczne. Paradoksalnie wzmacniały one pozycję strony solidarnościowej w negocjacjach z tą "koalicyjno-rządową" jak wówczas mówiono. Stanowiło to efekt świadomej i bezinteresownie odpowiedzialnej strategii Leszka Moczulskiego.

W pierwszych powszechnych wyborach prezydenckich Moczulski zarejestrował swoją kandydaturę, co oznaczało spory sukces, bo nie udało się tego dokonać m.in. Kornelowi Morawieckiemu. W samym jednak głosowaniu z 1990 r. lider KPN zajął dopiero szóste miejsce.

Nagrodzeni przez wyborców, bo nie byli umoczeni

Największy sukces tak symbolicznie jak realnie przyniosły KPN pierwsze wolne a nie kontraktowe wybory do Sejmu, do którego w 1991 r. wprowadziła ponad 50 posłów, najwięcej po Unii Demokratycznej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej. W trakcie kadencji Leszek Moczulski rozwiązał dawny skrót PZPR jako "płatni zdrajcy, pachołki Rosji", podczas debaty nad oceną stanu wojennego i gen. Wojciecha Jaruzelskiego jako jego autora. Jednak projekt ustawy o restytucji niepodległości, mającej służyć moralnemu i politycznemu odcięciu się od PRL, któremu sam Moczulski patronował, storpedowany został przez ówczesną większość, w tym PC Jarosława Kaczyńskiego.

KPN podobnie jak Kongres Liberalno-Demokratyczny i Polskie Stronnictwo Ludowe prowadziła pertraktacje dotyczące wejścia do rządu Jana Olszewskiego. Wtedy pojawił się ze strony zwolenników tego ostatniego szantaż lustracyjny. Zwolennikom Moczulskiego pokazywano domniemane dowody jego agenturalnej przeszłości z czasów PRL. Posłowie Konfederacji Polski Niepodległej szantażowi nie ulegli i w czerwcu 1992 r. zagłosowali za odwołaniem rządu Olszewskiego. Zaś Moczulski później przez wiele lat walczył w sądach polskich i europejskich o potwierdzenie swojego dobrego imienia. Domniemane "papiery na przewodniczącego" przekonały zresztą niewielu.

Nie ponosząca odpowiedzialności za błędy początków transformacji ustrojowej, bo nie wchodząca w skład kolejnych solidarnościowych rządów Konfederacja Polski Niepodległej została za to nagrodzona przez wyborców miejscem w Sejmie następnej kadencji (1993-97), do którego rozczarowany elektorat nie wpuścił już Porozumienia Centrum Jarosława Kaczyńskiego ani nawet samej Solidarności.

KPN Moczulskiego,  podobnie jak powstały po wewnętrznym rozłamie w trakcie tej kadencji KPN-Obóz Patriotyczny - znalazły się w gronie ugrupowań, budujących Akcję Wyborczą Solidarność. Wprawdzie Leszek Moczulski, domagający się oczyszczenia list wyborczych, wszedł w spór z liderami Akcji i sam nie wystartował, ale przystał na to, aby jego zwolennicy (m.in. Krzysztof Kamiński i Grzegorz Cygonik) pozostali na listach AWS. Przyczyniło się to niewątpliwie do jej wyborczego zwycięstwa. A tym samym stworzenia większości, która przyjęła reformę samorządową w 1998 r, najbardziej udaną ze wszystkich przeprowadzonych w Polsce po 1989 roku zmian ustrojowych. To jej zawdzięczamy rozwój i pomyślność licznych Małych Ojczyzn oraz udane pozyskiwanie przez nie funduszy europejskich.

Sam Moczulski jednak do Sejmu już nie wrócił. Zajął się pracą naukową. W wieku 75 lat obronił doktorat. Napisał  cenioną książkę o geopolityce. Również w tej dziedzinie stał się autorytetem. Na potwarze podwładnych Macierewicza zareagował z godnością i jak na człowieka Księgi przystało: opasłą publikacją pt. "Lustracja". Pełną faktów nie ocen. Pomimo zaawansowanego wieku Moczulski okazał się też niezwykle wnikliwym i rzeczowym krytykiem rządów PiS z lat 2015-23, zwłaszcza charakteryzującego ówczesną władzę autorytarnego podejścia do praworządności. Zawstydził wtedy niedawnych krytyków, skoro z jego ocen obszernie korzystała "Gazeta Wyborcza" wcześniej przy każdej niemal okazji ośmieszająca jego i KPN, co - chociaż stanowiło pokłosie dawnej rywalizacji z KOR - przybierało niekiedy format obsesji. Wreszcie jednak podwładni Adama Michnika uznali Leszka Moczulskiego - u schyłku jego życia i zgodnie z prawdą - za obrońcę a nie przeciwnika demokracji. Zresztą kto ma co do tego cień wątpliwości, temu przypomnieć można, jak w czasie przełomu ustrojowego w lokalu KPN na polecenie Moczulskiego udzielono azylu studentom z komunistycznego Laosu, którym groziła deportacja do ojczyzny, bo jej władze bały się ich zainfekowania przez wirus polskiej demokracji, zaś nasze polskie, choć już demokratyczne, wcale nie zamierzały odesłaniu stypendialnych gości do tropikalnego gułagu się sprzeciwiać. Niejednokrotnie Moczulski okazywał się człowiekiem, którego format obnażał mimowolnie małość innych.

Żaden encyklopedyczny biogram nie odda tego, kim stał się dla ludzi, z którymi współpracował. Jego mieszkanie przy Jaracza, naprzeciwko Teatru Ateneum, pełne starych map i książek stało się miejscem wspólnego wykuwania nowych koncepcji, z których wiele weszło w życie w nowej Polsce. To wielka zasługa gospodarza i jego żony Majki.

Ale przede wszystkim znajdował się tam nieformalny sztab bieżącej akcji niepodległościowej.

O rządzie Mazowieckiego dla potomności

W pierwszych tygodniach funkcjonowania rządu Tadeusza Mazowieckiego, KPN-owcy okupowali siedziby PZPR w całej Polsce i domagali się przydziału godnych lokali dla własnej partii, żeby nie była dyskryminowana. Wkroczyli również do gmachu Komitetu Warszawskiego PZPR przy Chopina. Kierujący akcją szef organizacji akademickiej, obecnie ceniony mecenas Wojciech Gawkowski nie był w stanie dodzwonić się stamtąd do Moczulskiego (telefoniści podobnie jak milicjanci byli jeszcze ze starej ekipy i nawzajem współdziałali, czemu trudno się dziwić, skoro wicepremierem i szefem MSW pozostawał wykonawca stanu wojennego gen. Czesław Kiszczak), więc zatelefonował do  mnie. Poprosił, żebym poszedł na Jaracza i powiadomił przewodniczącego, że udało się zacząć okupację gmachu, ale ludzi KPN właśnie otacza milicja, która w każdej chwili może zaatakować. Taką dokładnie informację przekazałem kwadrans później Moczulskiemu w przedpokoju jego mieszkania.

- Niech rząd Mazowieckiego pokaże swoją siłę na KPN, skoro nie jest w stanie jej pokazać na komunistach - podsumował krótko przewodniczący to, co usłyszał. 

Nie miał zapewne wątpliwości, że autor artykułów  do "Orła Białego" nie tylko jego wypowiedź zapamięta, ale kiedy będzie trzeba, przywoła. I rzeczywiście czynię to już po raz drugi: najpierw w napisanej na 30-lecie partii Moczulskiego wspólnie z Andrzejem Anuszem książce "Konfederacja. Rzecz o KPN", teraz na łamach "Samorządności" [3].

Chociaż nigdy nie został typowym politykiem ery telewizyjnej, skłonnym do zwięzłej wypowiedzi na dowolny temat, a sposób autoprezentacji prowokował kpiarzy do przezywania go "Wodzem" czy nawet "Gargamelem" - Leszek Moczulski objawiał niezwykły dar słowa. Wypowiadanego dobitnie i zapadającego w pamięć. 

Gdy w przełomowym 1989 roku wystawiałem na Politechnice Warszawskiej w Teatrze Nailu (ta z pozoru po japońsku brzmiąca nazwa wzięła się od skrótu wydziału inżynierii lądowej) autorski spektakl "Opowieść o stanie wojennym" - w jednej ze scen odtworzyłem sytuację z drugiego procesu KPN, kiedy to Moczulski przytacza słowa z "Pierwszej Brygady" - "na stos rzuciliśmy nasz życia los", po czym wskazuje sędziom młodych współoskarżonych, niewiele ponad dwudziestoletnich Króla, Słomkę i Wójcika:

- Spójrzcie na nich... Czy oni nie rzucili?

Do dzisiaj doskonale pamiętam, jaka cisza wtedy na widowni zapadła, chociaż zasiadało tam przecież pokolenie przełomu, które tak wiele już widziało i słyszało...

Łukasz Perzyna

[1] por. Igor Rakowski - Kłos. Leszek Moczulski skończył 90 lat. W PRL był aresztowany 250 razy. Wyborcza.pl z 8 czerwca 2020

[2] Leszek Moczulski. Rewolucja bez rewolucji. Dział poligrafii KPN, Warszawa 1991, s. 32

[3] por. Andrzej Anusz, Łukasz Perzyna. Konfederacja. Rzecz o KPN. Akces, Warszawa 2009

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do