.png)
Półroczna rotacyjna prezydencja, jaką Polska w Unii Europejskiej objęła po Węgrach 1 stycznia br. i sprawować będzie do 30 czerwca, kiedy to przekażemy ją Duńczykom - nie oznacza oczywiście przywództwa w Zjednoczonej Europie. Raczej rolę sekretarza europejskiej wspólnoty. Stwarza jednak niepowtarzalną szansę wyartykułowania naszych interesów w Europie. Tym bardziej, że w istniejącej sytuacji międzynarodowej, określanej przez wciąż trwającą kremlowską agresję na sąsiadującą z nami a aspirującą do przyszłego członkostwa Unii Europejskiej Ukrainę - motto polskiej prezydencji "Bezpieczeństwo, Europo" nie jest sloganem ani zdawkowym czy pi-arowym tylko hasłem. Lecz zadaniem do wypełnienia.
Autorem logotypu polskiej prezydencji jest Jerzy Janiszewski (rocznik 1952), grafik i absolwent gdańskiej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych oraz uczestnik historycznego sierpniowego strajku w Stoczni w 1980 r, w trakcie którego zajmował się drukowaniem biuletynu informacyjnego. Właśnie wtedy wymyślił i zaprojektował znaczek Solidarności - zapewne najbardziej powszechnie znany symbol ruchu masowego w XX wieku na całej kuli ziemskiej.
Siedem filarów polskiej prezydencji to: zdolność do obrony, ochrona ludzi i granic, odporność na obcą ingerencję i dezinformację, zapewnienie bezpieczeństwa oraz swobody działalności gospodarczej, transformacja energetyczna, konkurencyjne i odporne na zagrożenia rolnictwo oraz bezpieczeństwo zdrowotne.
Polska pierwszy raz prezydencję w Unii sprawowała w 2011 r, gdy premierem był również Donald Tusk. Jednak pomimo rozlicznych ryzyk (jak wcześniejsza ingerencja kremlowska w Gruzji czy globalny kryzys gospodarki, którego wyrazistym symptomem stał się upadek Lehman Brothers w USA) - sytuacja pod względem skali niebezpieczeństw pozostawała jednak nieporównywalna.
Nasza ranga w Unii rośnie, nie maleje
Od tego czasu wzrosło znaczenie Polski w europejskiej wspólnocie. Po Brexicie czyli wystąpieniu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej jako pierwszego kraju, który na skutek wyniku ogólnonarodowego referendum taką decyzję podjął - staliśmy się w UE piątym pod względem liczby ludności i znaczenia państwem po Niemczech, Francji, Włoszech i Hiszpanii. Bez porównania istotniejsza okazuje się również geopolityczna ranga Polski jako kraju przyfrontowego, sąsiadującego bezpośrednio z walczącą Ukrainą. A przez Polskę przeszła po 24 lutego 2022 r, kiedy to Rosja Władimira Putina zaczęła "pełnoskalową" wojnę - rekordowa liczba wojennych uchodźców z Ukrainy. Z których wielu znalazło u nas więcej niż tylko tymczasowe domy za sprawą bezprzykładnej mobilizacji całego społeczeństwa polskiego oraz okazanej powszechnie naszym gościom sympatii i empatii. W pomoc im włączyli się również samorządowcy w tym ze Wspólnoty Mazowieckiej, prowadząc ośrodek pobytowy w Święcicach, stworzony naprędce w miejsce dawnego hotelu. Stał się domem dla trzystu słowiańskich gości ze wschodu.
Odmienność obecnej polskiej prezydencji wynika również z rozstrzygnięć wyborczych w wielu nieodległych krajach, należących do Unii Europejskiej. W Rumunii z powodu rosyjskiej ingerencji w kampanię po pierwszej turze wyborów prezydenckich w grudniu ub. r. unieważniono jej wyniki i odwołano drugą rundę głosowania. Wybory wiosną zostaną tam powtórzone w całości. W wielu państwach UE władzę sprawują politycy sprzyjający kremlowskiemu dyktatorowi Władimirowi Putinowi i niechętni nakładanym na Rosję po 24 lutego 2022 r sankcjom. Na Słowacji do władzy powrócił prorosyjski Robert Fico. Na Węgrzech nadal sprawuje ją podobnie nastawiony Viktor Orban. Problem nie dotyczy jednak wyłącznie państw przyjętych do Unii w ostatnim ćwierćwieczu. Wybory w Austrii wygrała nacjonalistyczna Partia Wolności Herberta Kinkla, wbrew nazwie nie tylko życzliwa Kremlowi ale próbująca rehabilitować nazistowską przeszłość. Podobne sympatie przejawia Alternatywa dla Niemiec, którą wedle sondaży gotów jest poprzeć w bliskich wyborach do Bundestagu co piąty obywatel. Rodzi to pytanie o trwałość Unii Europejskiej jako wspólnoty demokratycznej.
Nieobliczalne w znacznej mierze deklaracje powtórnie wybranego na prezydenta Stanów Zjednoczonych republikanina Donalda Trumpa, jego izolacjonistyczna postawa, jak skupienie na przeciwdziałaniu nielegalnej imigracji i wzmacnianiu granicy z Meksykiem, zaś w polityce zagranicznej priorytet dla transpacyficznej rywalizacji z Chinami - wydają się wskazywać, że pomimo istnienia Sojuszu Atlantyckiego (NATO), Europa musi się przygotować na wariant, w którym zmuszona będzie bronić się sama.
Wymaga to, jak parokrotnie podkreślał również na łamach "Samorządności" eurodeputowany z Mazowsza Andrzej Halicki zmiany dotychczasowego sposobu postrzegania m.in. przemysłu zbrojeniowego. Zamiast trwającej dotychczas rywalizacji narodowych marek w tej branży dla wspólnego bezpieczeństwa powinna pojawić się kooperacja, prowadząca do ścisłej specjalizacji poszczególnych państw w konkretnych segmentach produkcji broni, amunicji i wyposażenia armii. Wdrożenie podobnych zasad to jednak tylko jedno w wyzwań, jakie stoją dziś przed Polską. Sprawującą teraz prezydencję UE w trudnym i być może przełomowym dla niej momencie.
Polacy, euro-entuzjastyczni realiści
Za korzystne dla Polski uznaje członkostwo w Unii Europejskiej aż 81 proc z nas [1]. Więcej, niż za nim głosowało w referendum akcesyjnym przed 22 laty, kiedy to za przystąpieniem do wspólnoty oddano 77 proc głosów.
Prawie dwie trzecie, bo 63 proc z nas ufa Unii Europejskiej, podczas gdy średnio w całej UE zaufanie do niej deklaruje 51 proc. Cenimy ją, bo umożliwia swobodny przepływ osób, towarów i usług oraz za pokój między państwami członkowskimi. Pod względem zaufania do UE sytuujemy się na szóstym miejscu, za Duńczykami (68 proc), Litwinami i Portugalczykami (po 67 proc) oraz Holendrami i Szwedami. Jak widać, ufność przejawiana wobec Unii nie zależy od stażu członkowskiego ani nie odbija podziału na "starą" i "nową" Unię. Skoro wśród darzących największym zaufaniem wspólnotę znajdują się jej założyciele Holendrzy, a inni fundatorzy UE, Francuzi ufają jej tylko na 35 proc [2].
Jesteśmy największymi po Hiszpanii i Litwie zwolennikami dalszego rozszerzenia UE, co skutecznie ośmiesza pojawiające się niekiedy wśród eurokratów stereotypy dotyczące domniemanej polskiej ksenofobii [3].
Więcej niż jeden temat do załatwienia
Za najważniejszy problem Unii Europejskiej uznajemy napływ osób z innych krajów (25 proc) a po nim dopiero wojnę na sąsiedniej Ukrainie, jak wynika z tych samych co cytowane wcześniej badań Eurobarometru, wiarygodnych, bo te same pytania zadaje się obywatelom w różnych krajach członkowskich.
Ten wynik stanowi niewątpliwie argument za tym, że rotacyjne przewodnictwo Polski w UE nie powinno stać się prezydencją jednego tylko tematu.
Waga, jaką przywiązujemy do problemu nielegalnej imigracji powinna wpłynąć na zrozumienie środków jakie podejmujemy do powstrzymania napływu współczesnych barbarzyńców ze Wschodu kierowanych do nas przez dyktatorów Białorusi Aleksandra Łukaszenkę oraz Rosji Władimira Putina i fałszywie przedstawianych jako uchodźcy, podczas gdy są wyłącznie przestępcami granicznymi. Zmuszanie Polski do ich przyjmowania czy próby narzucania tzw. kwot osłabią tylko sympatię i poparcie Polaków dla Unii Europejskiej. Zwłaszcza, że z prawdziwymi uchodźcami - wojennymi z Ukrainy - mamy u nas do czynienia od trzech lat i pomagamy im siłami bez przesady całego społeczeństwa na skalę w innych, zwłaszcza zamożniejszych od nas, państwach europejskich nie notowaną.
Oczywiste zadanie dla naszej prezydencji stanowi również ochrona polskiej wsi i rolnictwa przed masowym napływem nie spełniających norm produktów spożywczych spoza UE. W tym sensie zbieżne są interesy najmocniej sceptycznych dziś wobec Unii Francuzów i niezmiennie euro-entuzjastycznych Polaków. Wspomina o tym w wywiadzie w tym samym numerze "Samorządności" znawca sektora rolnego i wiceprezes Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej Paweł Kłobukowski.
Jeśli Polska ma przy okazji sprawowania prezydencji nie tylko ujawnić swoje atuty, ale uczynić z nich koło zamachowe naszej korzystnej obecności w UE, należy promować "miękką siłę" Polski nie tylko w sferze działań humanitarnych ale również kultury. Tylko w ostanim 35-leciu możemy się tu pochwalić Literacką Nagrodą Nobla dla Olgi Tokarczuk a przedtem dla nieżyjącej już Wisławy Szymborskiej, Oscarem dla "Idy" Pawła Pawlikowskiego oraz sukcesem innego filmu, który się o tę nagrodę otarł: "Katedry" Tomasza Bagińskiego według Jacka Dukaja. Osiągnięcia te stały się symbolem polskiej kreatywności. W tej dziedzinie zapóźnienia wynikające z prawie półwiecza dominacji komunistycznej a wcześniej strat wojennych, nadrabia się bez porównania szybciej niż w branży technologicznej czy gospodarce. Bez wątpienia zresztą niezgoda na "Europę dwóch prędkości" podobnie jak wparcie dla "Europy ojczyzn" muszą wpisywać się w logikę polskiej prezydencji, jeśli tę ostatnią jako udaną oceniać ma później zarówno Polska jak cała wspólnota.
[1] por. EuroPAPNews z 15.10.2024
[2] Eurobarometr 102 (jesień 2024), na zlecenie Dyrekcji Generalnej ds. Komunikacji Komisji Europejskiej badanie z 10-30 października 2024
[3] por. Eurobarometr o Polsce... Europe Direct, Poznań 2025
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie