Reklama

Brak granicy płci nie od dziś zakłóca oceny wyników sportowych

29/10/2024 13:32

Już sporo czasu minęło od zakończenia Letniej Olimpiady Sportowej oraz paraolimpiady w Paryżu, a czkawka poolimpijska nadal dokucza. Szczególnie męczy ona środowiska konserwatywne i katolickie których zaniepokoiły (jak większość rodaków) wyniki sportowe polskiej reprezentacji, a dodatkowo oburzyły nieprzyzwoite wręcz obrazy z otwarcia olimpiady (ostatnia wieczerza czy gejowskie filmiki). Niech to uzasadnione oburzenie trwa, niech ostrzeże Amerykanów – organizatorów następnej XXXIV olimpiady, że ewentualne kpiny z podstawowych wartości cywilizacji chrześcijańskiej mogą im zaszkodzić. Dziwię się natomiast, że rozpoczęta dyskusja wokół tematu wyznaczenia przez MKOL hormonalnej granicy płci, zanikła nawet w polskich mediach, mimo, że akurat polska opinia publiczna powinna być tym tematem bardzo zainteresowana z kilku powodów.

Problem braku definicji takiej granicy płci pojawiał się już wielokrotnie w przeszłości, także w polskim sporcie. Wspomnę najbardziej znane mi przykłady z dwiema sławnymi lekkoatletkami: Stanisławą Walasiewicz i Ewą Kłobukowską. Mnie są one znane, ale niestety nie powszechnie znane, nawet w środowisku dziennikarzy sportowych. Ja sporo dowiedziałem się od trenera Ewy Kłobukowskiej w marcu 1967 roku w barze na stacji PKP Pruszków. Ja stawiałem mu piwa, a on pokazywał zdjęcia, jakieś dokumenty i gadał, dużo gadał i im więcej wypił, to częściej płakał nad swoim i Kłobukowskiej losem. Jeżeli chodzi o Ewę Kłobukowską, to już nikt jej sukcesów sportowych nie wymienia na potrzeby wzmocnienia upadającego ducha polskiego sportu, a szkoda, bo tej wspaniałej mistrzyni w biegach na 100 , 200m i sztafecie 4X100 (złoty medal na olimpiadzie w Tokio) zrobiono wielką krzywdę. W tym momencie muszę się posiłkować wiedzą Macieja Pietruszenki – honorowego redaktora naczelnego „Przeglądu sportowego” , który stwierdził, że za decyzją o pozbawieniu jej prawa do występów w zawodach sportowych i pozbawieniu rekordów świata (medali na szczęście nie odebrali) stał szef związku lekkoatletycznego RFN - były funkcjonariusz SS – Max Danz. Zrobił to przy wsparciu „towarzyszy” z władz lekkoatletycznych ZSRR, przy biernej postawie (wstrzymali się przy głosowaniu) władz sportowych PRL. Zrobili to ze zwykłej wściekłości, że polskie biegaczki zdominowały biegi krótkie. U Ewy Kłobukowskiej odkryto układ chromosomów XXY, w sytuacji gdy według ówczesnej wiedzy medycznej, kobiety bez podejrzeń o męskość, powinny mieć tylko chromosom X.

Przy dzisiejszej wiedzy medycznej posiadanie chromosomu X, bez posiadania męskich narządów płciowych (a nie posiadała, bo ją wielokrotnie sprawdzano) byłby niewystarczający do dyskwalifikacji, o czym publicznie wypowiedział się szef MKOL – książę Aleksander de Merode w 1992 roku. Niestety nikt Ewie Kłobukowskiej nie wynagrodził krzywd, a nawet nie przeprosił. O mały włos, a tym łobuzom sportowym udałoby się podobnie skrzywdzić Irenę Kirszensztajn. Już w RFN, a nawet w Polsce rozpoczęła się przeciw niej nagonka prasowa. Na szczęście dla polskiego sportu Irena, już po mężu Szewińska urodziła dwóch synów i gangsterzy sportowi musieli porzucić swój plan.

Z powyższych powodów, jeżeli chcemy walczyć o czystość sportu, o sprawiedliwe oceny wysiłku sportowego (szczególnie sportsmenek ), to raczej powinniśmy korzystać z takich postaci jak Irena Szewińska. To dama Orderu Orła Białego, która zdobyła dla Polski kilkadziesiąt medali, w tym siedem na kolejnych czterech olimpiadach (3 złote, 2 srebrne i 2 brązowe). W 1974 roku agencja prasowa United Press International wybrała Szewińską najlepszą sportsmenką świata, a w 2021 roku w specjalnym plebiscycie „Przeglądu Sportowego” została uznana za polskiego sportowca stulecia. Zmarła 5 lipca 2018 roku po długiej walce z rakiem. Jej ciało spoczywa w grobowcu w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach. Do jej kobiecości nikt nie może wnieść zastrzeżeń, a jej praca jako polskiej i międzynarodowej działaczki sportu zasługuje także na uznanie.

Natomiast z całą pewnością nie należy używać jako wzorca sportowego Stanisławy Walasiewicz (patrz zdjęcie). Jest ona jedyną naszą mistrzynią olimpijską na dystansie 100 metrów (Los Angeles – 1932). W ciągu swojego życia sportowego pobiła ponad 100 rekordów w tym 14 rekordów świata na dystansach 50m, 60m, 80m, 100m, 100 jardów, 200m, 400m, 1000m i w skoku w dal. Startowała z sukcesami w wielu dyscyplinach bardzo odległych od biegów, takich jak rzut oszczepem, rzut dyskiem, a nawet pchnięcie kulą.

Trzeba wiedzieć, że to były czasy, gdy kobiety walczyły o prawo startu w igrzyskach olimpijskich obok mężczyzn. Dla kobiet były organizowane odrębne Światowe Igrzyska Kobiet na których Walasiewicz zdobyła 7 medali w tym 4 złote, 2 srebrne i 1 brązowy.

Na wspólnej olimpiadzie w Berlinie w 1936 roku, Walasiewicz chciała powtórzyć sukces na swoim koronnym dystansie na 100m. Niestety przegrała z Amerykanką Helen Stephens o której polska prasa pisała, że miała wyjątkowo męski wygląd.

Stanisława Walasiewicz urodziła się 3 kwietnia 1911r w Wierzchowni (koło Górzna). Rok później jej rodzina wyemigrowała do USA i osiadła na stałe w Cleveland w stanie Ohaio.

Mając zaledwie 17 lat odnosiła już poważne sukcesy w lekkoatletyce, więc zgłosiła chęć reprezentowania USA na olimpiadzie w 1928 roku. Niestety nie miała amerykańskiego obywatelstwa i jej propozycję odrzucono. Rozeźlona przyjechała do Polski i rozpoczęła trenowanie lekkoatletyki w warszawskich klubach: Sokół i Warszawianka. Przed olimpiadą w 1932 roku, Amerykanie zorientowali się, że Walasiewicz jest niemal pewną pretendentką do medalu, więc zaproponowali jej obywatelstwo amerykańskie i udział w reprezentacji USA. Tym razem to Walasiewicz odrzuciła propozycję Amerykanów i aż do 1949 roku dobrze reprezentowała na arenach sportowych Polskę. Podczas pobytu w Polsce, a dokładnie we wrześniu 1936 roku na Placu Unii Lubelskiej, pewien złodziej o nazwisku Chaim Miodownik, próbował okraść Stanisławę Walasiewicz. Został przez nią obezwładniony i oddany w ręce policji. Informuję o tym, bo wydaje mi się, że ten akurat wyczyn był przyczyną jej śmierci w 1980 roku (o czym będzie dalej).

Co prawda do USA powróciła przed wybuchem II Wojny Światowej, ale obywatelstwo amerykańskie zdobyła dopiero w 1956 roku, bo chciała reprezentować USA na olimpiadzie w Melborne. Obywatelstwo nabyła w drodze małżeństwa z amerykańskim bokserem Harry Neil Olsonem z którym dwa miesiące później rozwiodła się.

Stanisława Walasiewicz zginęła śmiercią tragiczną w dniu 4 grudnia 1980 roku na parkingu przy megasamie w Cleweland. Napadli ją dwaj miejscowi rabusie. Reakcja Walasiewicz była podobna do tej w Warszawie. Rzuciła się na najbliższego rabusia, a ten ją zastrzelił. Zmarła po przewiezieniu do szpitala. Zgodnie z amerykańskim prawem dotyczącym nienaturalnych zgonów, jej ciało zostało poddane sekcji zwłok. No i poszła w świat sensacyjna wiadomość. Okazało się bowiem, że Stanisława Walasiewicz (wówczas nazywała się już Stella Walsh Olson) była osobą interpłciową, bo posiadała żeńskie i męskie narządy płciowe. Wykonane dodatkowo badania genetyczne wykazały, że posiadała chromosom Y (charakteryzuje mężczyzn).

Rozpoczęła się wielka dyskusja na temat pozbawienia Walasiewicz wszystkich jej medali i rekordów. Taka decyzja nie została podjęta, bo zarówno Międzynarodowy Komitet Olimpijski, jak również Międzynarodowa Federacja Lekkiej Atletyki nie chciały w tej sprawie zabrać głosu. Obie te organizacje nadal nie chcą zabrać głosu w sprawie wyznaczenia prawnej definicji biologicznej granicy płci, mimo, że prawie na każdej olimpiadzie dochodzi do wydarzeń w których cierpi zdrowy, uczciwy sport. Tak było również na ostatniej olimpiadzie w Paryżu w kobiecym boksie. Teraz podjęli wstępną decyzję o wykreśleniu boksu kobiecego z konkurencji olimpijskich. Pewnie w zamian wprowadzą striptiz żeński.

Jest to kolejna mocno kontrowersyjna decyzja, tak jak mocno kontrowersyjna jest decyzja (z braku precyzyjnych przepisów) odebrania złotego medalu naszej Róży Kozakowskiej w rzucie maczugą na paraolimpiadzie za użycie poduszeczki zabezpieczającej szyję przed urazem na wózku. Podejrzewam, że działacze MKOL i MFLA są mocno powiązani z ruchem LGBT i to jest główny powód braku z ich strony ochoty do tworzenia regulacji różnicujących płeć.

Na zakończenie tego felietonu informuję, że najdłużej o sensacji wokół Walasiewicz i koniecznych wobec niej represjach dyskutowano w jej mieście Clieveland, ale do tej pory działa tam centrum sportowe nazwane jej imieniem. No więc ja uparcie pytam działaczy sportowych – powiedźcie mi proszę, bo się gubię - jaki jest w końcu poprawny wzorzec kobiety - sportowca?

Źródło: Fot: Ewa Kłobukowska na mecie sztafety 4×100 metrów, 1964 / Wikimedia Commons / J.Szewiński, H. Soure
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do