.png)
Zdobywczyni jedynego złotego medalu dla Polski na olimpiadzie w Paryżu Aleksandra Mirosław została bohaterką wyobraźni zbiorowej. Mistrzyni wspinaczki jest starszą szeregową Wojska Polskiego ale niebawem otrzyma awans na kaprala. W pokojowym, choć nie wolnym od napięć czasie, staje się symbolem możliwości polskiej armii. Roztropny i skuteczny patronat wojska nad karierą mistrzyni - zwłaszcza w sytuacji braku innych mecenasów sportu o podobnych osiągnięciach - przemówi do szerokiej opinii nie tylko w kraju i bardziej bezpośrednio niż zakupy sprzętu czy wyposażenia, niewątpliwie konieczne, ale jednak pozbawione romantyki, jaką niesie za sobą tylko sukces.
Spider Woman, tak się już na nią mówi. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że stała się ikoną, skoro w rodzinnym Lublinie przy Krakowskim Przedmieściu pojawił się ogromny mural, którego jest bohaterką. Na spotkanie z nią pomimo upalnej aury przyszło 28 sierpnia do sali też lubelskiego Uniwersytetu Medycznego ponad dwieście osób.
W tej dyscyplinie wszystko rozstrzyga się w kilka sekund, różnice okazują się minimalne, ale po każdym pojedynku wspinaczkowym od razu dowiadujemy się, to zwyciężył. Dwukrotna wcześniej mistrzyni świata Aleksandra Mirosław udźwignęła w Paryżu trudną rolę faworytki, z czym nie poradziło sobie wielu naszych reprezentantów: od Anity Włodarczyk, która nie wywalczyła czwartego z rzędu złota w rzucie młotem po Igę Świątek, która medal wprawdzie zdobyła ale na korcie noszącym imię francuskiego bohatera I wojny światowej Rolanda Garrosa nie potwierdziła pierwszego miejsca w światowym rankingu.
Wprawdzie wspinaczka od trzech lat dopiero stanowi dyscyplinę olimpijską, ale okazuje się konkurencją na pewno bardziej popularną niż pozostający od ponad stulecia w programie igrzysk pięciobój nowoczesny. Świadczą o tym liczne ścianki osiedlowe i klubowe, na których masowo ćwiczy młodzież z polskich osiedli. Teraz chętnych tam widać dużo więcej, podobnie jak przed prawie półwieczem sukcesy Wojciecha Fibaka masowo ściągały młodzież na tenisowe korty i zachęcały, żeby budować kolejne.
Poza gratyfikacją za medal Aleksandrze Mirosław należy się więc dodatkowa nagroda za popularyzację sportu.
Na razie otrzyma awans w wojsku, gdzie służy w randze starszej szeregowej. Zapowiedział to zaraz po jej złotym medalu minister obrony i wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Dodał zarazem, że sportsmenka musi najpierw odbyć odpowiednie szkolenie. Jak sprecyzował w rozmowie z "Samorządnością" rzecznik Polskiego Stronnictwa Ludowego, któremu tenże wicepremier prezesuje, Miłosz Motyka, ponieważ mistrzyni przejdzie tym samym do innego korpusu, ukończenie kursu okazuje się nieodzowne. Nie ma też mowy o żadnym "przeskakiwaniu stopni". Łatwiej mieli więc za poprzedniego ustroju zdobywcy złotego medalu olimpijskiego w piłce nożnej na igrzyskach w Monachium (1972 r.) wywodzący się z warszawskiej Legii (funkcjonującej wtedy jako Centralny Wojskowy Klub Sportowy): Kazimierz Deyna, Lesław Ćmikiewicz i Robert Gadocha, bo wszystkich awansowano od razu i bez zbędnych ceregieli.
Zawiera się w tym porównaniu jakaś niesprawiedliwość, skoro trudno dzisiaj o lepszą propagandę wojska, obronności Polski i pewnego związanego z jej docenianiem stylu życia - niż złoty medal olimpijski starszej szeregowej Aleksandry Mirosław. Co tym cenniejsze, że armię mamy dziś ochotniczą. Za sprawą ekscesów "fali" i podziału na "dziadków" i "kotów" a więc patologii, które rozwinęły się jeszcze w czasach Ludowego Wojska Polskiego i odbijały koszarowy stres spowodowany jego rolą podczas stanu wojennego, ale przetrwały nawet zmianę ustrojową - jeszcze za poprzednich rządów koalicji PO-PSL zrezygnowano u nas z armii z poboru. Uznano, że ojczyzny bronić może wyłącznie żołnierz świadomy, pełniący swoją służbę z wyboru a nie przymusu.
Tym cenniejsze okazują się więc dla adeptów obronności konkretne wzorce osobowe. O Aleksandrze Mirosław z dumą da się powiedzieć, że w nieco ponad sześć sekund - bo tyle trwała jej paryska wspinaczka po złoto - stała się jednym z nich.
Sama zaś deklaruje jasno w niedawnym wywiadzie przeprowadzonym przez Krzysztofa Brommera: - Jeśli byłaby ogłoszona mobilizacja wojska, to tak jak inni sportowcy, idę bronić naszego kraju. Zrobiło się poważnie (..). Każdy wie, co ślubował - zapowiedziała Aleksandra Mirosław w pierwszym roku wojny w Ukrainie [1]..
Nie od rzeczy przypomnieć, że na poprzedniej paryskiej olimpiadzie, przed stu laty, również jeden z dwóch ówczesnych medali, oprócz srebra kolarzy, brąz w konkursie jeździeckim wywalczył dla Polski rotmistrz Adam Królikiewicz, były legionista i weteran wojny przeciw bolszewikom a później również uczestnik kampanii wrześniowej. Startował w mundurze a medal zdobył w ostatnim dniu igrzysk. Wraz z tymi szczegółami powtórzył wszelkie te okoliczności, a nawet poprawił wynik Królikiewicza, zdobywając złoto a nie brąz, inny mistrz jeździectwa Jan Kowalczyk na trudnej dla Polaków z oczywistych względów olimpiadzie moskiewskiej (1980 r.). Wygrał nie tylko na zakończenie olimpiady ale ukoronował w ten sposób własną karierę, bo w chwili triumfu liczył już sobie 39 lat, co dla wyczynowego sportowca stanowi wiek zaawansowany.
Trzydziestoletnia Aleksandra Mirosław całkiem dosłownie pokazała młodym Polakom, zwłaszcza tym, co rozważają możliwość kariery w wojsku, sens wspinaczki na szczyty.
W sytuacji, gdy za jedną granicą Polski toczy się gorąca wojna pełnoskalowa, wywołana napaścią Władimira Putina na Ukrainę, a druga granica z Białorusią staje się celem naporu wspieranych przez tamtejszą dyktaturę fałszywych imigrantów - fakt, że jedyny złoty medal olimpijski dla Polski zdobywa żołnierka w czynnej służbie nabiera dodatkowego znaczenia, co w niczym oczywiście nie umniejsza czysto sportowego wymiaru sukcesu Aleksandry Mirosław.
Podobnie jak Iga Świątek, zaczęła ćwiczyć pod wpływem starszej siostry. Dziś jej perfekcjonizm już porównuje się do stylu mistrza olimpijskiego w skoku o tyczce multirekordzisty Armanda Duplantisa. A jeszcze niedawno trenowała w remizie strażackiej. Uczyła też wuefu w szkole. Mąż Mateusz uprawiał tę samą dyscyplinę, ale z czasem postanowili, że zostanie jej trenerem. Uprzednio wspólnie rozważyli, które z nich ma większą szansę na sportowe laury. Efekt ich współpracy oglądaliśmy na paryskiej olimpiadzie.
Dwa razy w Paryżu Aleksandra Mirosław poprawiała własny rekord świata, śrubując go z dotychczasowych 6,24 najpierw do 6,21 sekundy a potem do 6,06. To czas wspinania po piętnastometrowej ścianie.
Mistrzyni olimpijska znajduje prostą radę i receptę dla tych, co pytają, jak zacząć karierę: - Wystarczy założyć sportowe buty. Ubrać się w strój sportowy. I pójść na najbliższą ściankę wspinaczkową.
Gdy śledzi się przebieg jej własnej kariery, zgodny z łacińską maksymą "przez trudności do gwiazd" - trudno wątpić, że udźwignie również ciężar popularności.
Łukasz Perzyna
[1] Gotowi na Sport z 28 września 2022
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie