.png)
Z drem Andrzejem Anuszem, socjologiem, autorem książek "Nielegalna polityka", "Kościół Obywatelski" i "Wokół Marszałka" rozmawia Łukasz Perzyna.
- Czy młodzi ludzie nie mają mocno wyidealizowanego obrazu Powstania Warszawskiego z dominacją zwycięskich bitew i barykad w słońcu, w sytuacji gdy ogromną większość ofiar stanowiła ludność cywilna, a wszystko zakończyło się wysiedleniem mieszkańców i całkowitym zniszczeniem Warszawy, jako jedynej w II wojnie światowej burzonej w zaplanowany sposób europejskiej stolicy?
- Jeśli nawet mamy do czynienia z upiększeniami, wydają się one nieuniknione w sytuacji, gdy Powstanie Warszawskie, przekazy i opowieści dotyczące jego przebiegu, stały się mitem założycielskim odradzającej się wolnej Polski, kiedy odzyskała niepodległość po 1989 roku. I nie jest to mit fałszywy, skoro Powstanie skierowane było przeciw dwóm najgroźniejszym totalitaryzmom XX wieku. Militarnie przeciw nazistowskiemu niemieckiemu, politycznie zaś przeciwko komunistycznemu radzieckiemu. Pasuje więc do tej roli. Drugi mit założycielski to Katyń, a ściślej przełamywanie kłamstwa katyńskiego. Oczywiście mamy też dziesięciomilionową Solidarność, ale to już mit współczesny, który z dwoma tamtymi w oczywisty sposób się wiąże. Dawni akowcy współtworzyli Solidarność i w rozmaity inny dostępny sposób przeciwstawiali się komunizmowi. Zwycięskie bitwy i potyczki Powstania nie stanowią fikcji, wiele wskazać można akcji udanych z wojskowego punktu widzenia, jak zdobycie PAST-y niedaleko od miejsca, w którym teraz naszą rozmowę prowadzimy: odznaczył się szczególnie w jego trakcie Bolesław Kontrym "Żmudzin", niezwykła postać zarówno heroiczna jak tragiczna, zamordowany później przez komunistów w latach 50. Jego losy warte są porządnego historycznego serialu telewizyjnego. Wspomnienia bohaterskie zwykle bardziej się w powszechnej świadomości utrwalają. I cywilne ofiary pomimo ogromu poświęceń zeszły na dalszy plan. Na pewno na szczególne upamiętnienie zasługuje los mieszkańców Woli, przecież tam w powstaniowych dniach miała miejsce największa masakra cywilów dokonana przy okazji działań militarnych, w całej II wojnie światowej.
- Jaki rachunek strat uznaje Pan za najbardziej wiarygodny? Prof. Norman Davies oblicza liczbę ofiar w Powstaniu Warszawskim na ćwierć miliona zabitych. Publikacje typu encyklopedycznego podają zwykle dane o 150-200 tys. ofiar śmiertelnych. Przy czym 90 proc z nich to ludność cywilna?
- Liczenie ofiar stanowi jeden z elementów polityki historycznej. Przyjęcie jednego ze wspomnianych oszacowań nie zmienia jednak ogromu strat. Po zburzeniu getta i wywiezieniu do obozów zagłady stłoczonej w nim żydowskiej ludności, Warszawa liczyła niecały milion mieszkańców. Zestawienie budzi oczywiste wnioski.
- Obraz Powstania kształtują nie tylko opowieści rodzinne i szkolne przekazy ale wybitne dzieła kultury: od powstałych w kilkanaście lat po wojnie jak "Kanał" Andrzeja Wajdy czy "Kolumbowie rocznik 20" Romana Bratnego po te, co się stosunkowo niedawno pojawiły jak "Pianista" Romana Polańskiego. Skoro wiemy tak dużo, to dlaczego wciąż tak mało, często skarżymy się na turystów zagranicznych, że im się Powstanie Warszawskie myli z tym wcześniejszym w getcie?
- Do listy ważnych dzieł dodałbym jeszcze też niedawne "Miasto 44". Cały dział Instytutu Pamięci Narodowej zajmuje się powojennymi niezłomnymi, żołnierzami wyklętymi i w tej mierze nadrabia zaległości, ale historia Powstania Warszawskiego również nie została zamknięta. Po Powstaniu Warszawa stała się jednym wielkim cmentarzem. Ludzi chowano naprędce na podwórkach, skwerach, czasem i ulicach. Nie wszystkie prowizoryczne groby udało się ekshumować. Stąd w znacznej mierze wynika problem z liczeniem strat. Nasze miasto stoi na gruzach i grobach. Wiele tych na Powązkach - to wyłącznie lokalizacje symboliczne, gdzie fizycznych szczątków nie ma. Wynika to z ogromu tragedii.
- I jak co roku, nie tylko na 1 sierpnia, powraca pytanie o sens tej ofiary?
- Nie była daremna. Nie chodzi przy tym wyłącznie o oczywiste znaczenie Powstania dla podtrzymania polskiej świadomości i poczucia wspólnoty w ciężkich czasach. Zaświadczają o tym historycy. Mirosław Lewandowski wskazuje ważne świadectwo. To rozmowa, jaką w latach 50. odbyli przedwojenni oficerowie, których losy ułożyły się całkiem odmiennie. Pułkownik Ludwik Muzyczka wtedy dopiero co wyszedł z więzienia, w którym komuniści trzymali go za aktywność w Armii Krajowej. Z kolei dawny legionista Leon Bukojemski po tym jak znalazł się podczas wojny w ZSRR działał w Związku Patriotów Polskich i został generałem idącej ze wschodu do Polski armii Zygmunta Berlinga. Doskonale poinformowany, co potwierdzają inni, Bukojemski powiadomił wtedy Muzyczkę, że Józef Stalin, dopiero patrząc na determinację Powstania Warszawskiego, a zwłaszcza mnogość cywilnych ofiar, porzucił pomysł uczynienia Polski kolejną republiką radziecką. Nie dlatego, żeby miał dobre serce oczywiście. Jak wiemy PKWN, powstały w drugiej połowie lipca 1944 r. nie był rządem, nawet tymczasowym, lecz tylko komitetem. Jego formułę pomyślano tak, żeby w razie czego pasowała do państwa sateliickiego wprawdzie lecz osobnego, ale też do drugiego wariantu: jeszcze jednej republiki "kraju rad". Stalin miał wtedy dwie opcje na stole. Powstanie Warszawskie zdecydowało o wyborze jednej z nich.
- Wiadomo, że Stalina wtedy do niczego zmusić się nie dało, nie potrafili tego również alianci zachodni?
- Można było jednak stwarzać fakty polityczne, które rzutowały na jego decyzje. To wtedy Stalin rozstrzygnął, że Polska, chociaż zależna od ZSRR zachowa status państwa osobnego i formalnie samodzielnego. Da się prześledzić tok jego rozumowania, o czym mówił Bukojemski płk Muzyczce, a utrwalił Lewandowski. Mit "wielkiej wojny ojczyźnianej", przez Stalina w znacznej mierze wykreowany ale tak, że sam też mu się z czasem poddawał - miał za jeden z fundamentów opór w miastach, z udziałem ludności cywilnej. Składał się na to Leningrad z czasów blokady i Stalingrad jako miejsce walnej i rozstrzygającej o losach frontu wschodniego bitwy. Wydarzenia te wbiły się głęboko w sposób myślenia Stalina. Cywilne ofiary okazały się równoważne z wojskowymi. Podziw dla poświęceń mieszkańców Warszawy okazał się nieobcy nawet dyktatorowi i na jego decyzje wpłynął.
Fot: Chatgpt
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie