.png)
Jacht po Ryszardzie Kuklińskim dla polskiej młodzieży
Z Leszkiem Pochroń-Frankowskim, prezesem Fundacji Jack Strong, rozmawia Łukasz Perzyna
- Pana fundacja nosi nazwę Jack Strong, nie trzeba więc pytać o to, skąd się ona wzięła, wiadomo, że od tytułu filmu Władysława Pasikowskiego o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim?
- Tytuł filmu zaś pochodzi od kryptonimu, jakiego Ryszard Kukliński używał w kontaktach wywiadowczych z Amerykanami. I oddaje, chociaż niekiedy konspiracyjne pseudonimy mają charakter dodatkowo maskujący, odwagę i charakter pułkownika Kuklińskiego, za sprawą których stał się on już w latach 70. pierwszym polskim żołnierzem w NATO.
- Stąd pomysł jego upamiętnienia, w który Pan się zaangażował wraz z licznymi współpracownikami: odbudowa jego jachtu, żeby służył polskiej młodzieży?
- Nasz projekt to nie był w pierwszej chwili sentyment do samego Kuklińskiego, ale szkolenia młodzieży na wzór rejsów odbywających się na gdańskim jachcie Generał Zaruski. Pamięć historyczna przyszła później, kiedy wgłębiliśmy się w temat i otrzymując jednostkę od Chrześcijańskiej Szkoły Pod Żaglami, dowiedzieliśmy się o która testamencie generała, który prosił księdza Andrzeja Jaskółę, aby on jaki i „wszyscy przyszli armatorzy prowadzili na jego jachcie szkolenia wychowując młodzież w duchu patriotyzmu i żołnierskiej dyscypliny.” Te słowa dały nam dużo energii ale również obarczyły wielką odpowiedzialnością za spuściznę po niesamowitym, pełnym tajemnic człowieku jakim był gen. Ryszard Kukliński.
- Przekonałem się o tym, gdy miałem okazję słuchać go bezpośrednio w trakcie spotkania w rządowym obiekcie przy Parkowej, którego gospodarzem był ówczesny premier Jerzy Buzek...
- Zazdroszczę Panu, że miał Pan taką możliwość. Wiemy z literatury oraz świadków historii jak wielki był to patriota, który poświęcił wiele dla ratowania Polski. Dlatego staraliśmy się znaleźć sposób jego upamiętnienia, który te przekonania i marzenia uwzględnia, wychodzi im naprzeciw. Naszym celem stało się teraz zrobienie szkoły żeglarskiej dla dzieci i młodzieży na dawnym jachcie Generała. Żywy pomnik ale zarazem konkretny zamysł patriotyczny, tak to zamierzenie postrzegamy. Młodzi adepci żeglarstwa zyskają szansę spotkania i dyskusji o Polsce i jej historii, doskonalenia swoich umiejętności żeglarskich i hartu ducha, kształtowania zdolności współdziałania ale i poddania się pewnej dyscyplinie niezbędnej, żeby wspólne cele realizować. Wszystko to przyda im się w świecie, który przecież nadal bezpieczny nie jest, bo jak przekonujemy się od momentu putinowskiej agresji na Ukrainę nie wszystkie zagrożenia, którym Ryszard Kukliński się przeciwstawiał, ryzykując życie swoje i najbliższych, odeszły w przeszłość.
- W jakiej fazie znajduje się Państwa przedsięwzięcie?
- Znajdujemy się w fazie odbudowy statku. Zbieramy fundusze na kosztowne przecież prace remontowe, szukamy sponsorów. Działamy za pośrednictwem ludzi społecznie w to zaangażowanych, nie chodzi przecież o żadną komercyjną inicjatywę, lecz o dobra wyższego rzędu. Budowa czy remont, jak Pan woli, trwa - jesteśmy w trakcie odbudowy kadłuba. Nasza fundacja działa, zorganizowaliśmy oczywiście z użyciem innych jednostek kilkanaście rejsów szkoleniowych dla dzieci i młodzieży po jeziorach mazurskich oraz po Morzu Bałtyckim. Zaangażowała się blisko setka wolontariuszy. Wiele osób zamierza, po niezbędnym przeszkoleniu, odbywanym za własne pieniądze, samodzielnie wykonywać prace przy remoncie jachtu Kuklińskiego, co nas cieszy bardzo, bo pokazuje, że projekt zyskał sobie społeczny rezonans.
- W jaki sposób pozyskaliście Państwo prawa do jachtu, który pozostał po pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim?
- Ryszard Kukliński po oczyszczeniu go z zarzutów i anulowaniu wyroku komunistycznego sądu kapturowego otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Gdańska, zwrócono mu też skonfiskowany w czasach PRL majątek osobisty. On sam przekazał jacht Chrześcijańskiej Szkole Pod Żaglami. W posiadaniu jednostki znaleźliśmy się, kiedy się okazało, że szkoła nie podoła z oczywistych względów konserwowaniu jachtu. Nie miała skąd brać środków na konieczne remonty. Porozumieliśmy się i dzięki temu teraz realizujemy ostatnią wolę Ryszarda Kuklińskiego. Dostaliśmy jacht od szkoły po to, żeby wprowadzić w życie jego testament ale i marzenie o patriotycznym, z uwzględnieniem żołnierskiego ducha i standardów wychowaniu polskiej młodzieży. Niech się ona tam uczy wspólnego działania. Z pewnością Państwa czytelnicy wyczuwają o co mi chodzi, pojęcie wspólnoty pozostaje przecież bliskie samorządowcom, a ich zaangażowanie w nasz projekt znakomicie to potwierdza, że się rozumiemy.
- Kim są ludzie, którzy się angażują w realizowanie Państwa wizji?
- Przychodzą do nas osoby zamożne ale również ci, co oferują nieodpłatnie pracę własnych rąk. Niezmiernie cenimy sobie współdziałanie z samorządowcami. Partnerem naszego przedsięwzięcia stał się Związek Miast i Gmin Morskich, z polskiego Wybrzeża. Nie pierwszy raz w podobny sposób się angażują: wcześniej odbyła się zbiórka na jacht "Generał Zaruski", o którym wcześniej już wspomniałem. Proponujemy samorządom akces do naszego przedsięwzięcia na zasadzie współwłasności. Później, kiedy jacht Ryszarda Kuklińskiego zostanie ponownie zwodowany, będą z niego korzystać. Gdańsk, Hel, Władysławowo, Potęgowo, Cedry Wielkie, Łeba, Kosakowo wiele samorządów uczestniczy w naszym projekcie. Nie ma wielkiego znaczenia, czy chodzi o ośrodki mające 500 tys czy pięć tysięcy mieszkańców, również wkład finansowy zależy od posiadanych możliwości. Młodzi ludzie z tych wszystkich miejscowości będą przecież tą łódką, jak między sobą mówimy, później pływać. Przeżyją niezapomnianą przygodę. W ramach edukacji morskiej, jak się to ładnie określa, ale to pojęcie nie jest żadną fikcją. Jeśli Pan kiedyś żeglował, wie Pan doskonale, o czym mówię. A kto na morzu nie był - do tego wyobraźni też się odwołujemy. I może kiedy nam się uda, sam też spróbuje. Marzy nam się wzajemna wymiana doświadczeń, lepsze poznanie się grup młodzieży z rozmaitych miejsc i środowisk, burza mózgów na pokładzie dotycząca współczesnego polskiego patriotyzmu z ich udziałem. To zapewne jedyna burza na morzu, co w żegludze nie przeszkadza, tylko pomaga. Stworzymy młodym ludziom możliwość uczenia się historii w najbardziej pasjonujących okolicznościach, jakie można sobie wyobrazić. Bez tablicy z kredą za to z wykorzystaniem nowoczesnych technologii. Każdy rejs, nawet najskromniejszy, jednodniowy, stanie się lekcją historii.
- Spytam o optymistyczną wersję, kiedy jacht popłynie? Zresztą skoro o optymizmie mowa, to chyba nie dziwi Pana, że on mi się jakoś naturalnie z żeglarstwem kojarzy, bo dla moich roczników przeżyciem była lektura książki "Samotny rejs Opty" autorstwa Leonida Teligi?
- Leonid Teliga, który przed 55 laty na drewnianym jachcie opłynął samotnie kulę ziemską też był polskim oficerem jak Kukliński. I dokonał tego na jachcie Opal, takim, jak ten po Kuklińskim, który ratujemy i zamierzamy przywrócić do świetności. Łódka, jak my mówimy, Ryszarda Kuklińskiego stanowiła prototyp serii jachtów Opal. W przyszłym roku przypadnie sześćdziesięciolecie powstania Opali. To również świetna okazja, żeby dawny jacht Kuklińskiego, z którego pokładu prowadził on swoją działalność pierwszego polskiego żołnierza w Sojuszu Atlantyckim, znów na morze wyruszył. Dlatego na Pana pytanie odpowiadam precyzyjnie po żeglarsku: 2025 r. Skoro tyle i słusznie mówimy o optymizmie, bo bez niego niczego dokonać się nie uda, zakładamy taką właśnie wersję i ten termin.
- Gdy Pan opowiadał o rejsach edukacyjnych, przypomniało mi się jak jeszcze przed wojną Tadeusz Żenczykowski, późniejszy bohater akowskiej konspiracji i publicysta emigracyjny, jako szef propagandy OZN zabierał polskich rolników i robotników w rejs po Bałtyku. Zawijali do portu w Danii i tam rolnicy gadali z miejscowymi, a tamtejsze rolnictwo ma niezmiennie opinię najnowocześniejszego w świecie. Gdy z kolei odwiedzili Szwecję - robotnicy mieli okazję do rozmowy z tamtejszymi związkowcami, bo kraje skandynawskie uchodziły z kolei za liderów w dziedzinie dialogu społecznego. Żenczykowski opowiedział nam o tym w wywiadzie dla "Opinii". A wszystko to służyło promocji Polski, która niedługo przedtem odzyskała niepodległość i rychło miała znów o nią walczyć?
- Zobowiązujące to dla nas skojarzenie. Nie da się jednak ukryć, że marzy nam się coś podobnego. Zachęta do takich rejsów, które staną się czymś więcej, niż tylko przyjemnością. Permanentna edukacja to cel podstawowy, żeby stały się one ciekawe. Na pewno wszędzie. dokąd zawiniemy, opowiadać będziemy o Ryszardzie Kuklińskim, pierwszym polskim oficerze w NATO. I praktycznej roli, jaką jacht w jego działaniach odegrał.
- Czy odnowiony czy, powiedzmy zwyczajnie, ocalony jacht nosić będzie imię Ryszarda Kuklińskiego? Rozmawialiśmy już o jego skromności, więc to może nie najlepszy pomysł?
- Łódka, jak my mówimy, najpierw nazywała się po prostu "Opal". Zaś od 2000 r. - "Strażnik Poranka". Bierzemy oczywiście pod uwagę nazwy: "Pułkownik Kukliński" czy "Generał Kukliński", bo przecież przez władze wolnej Polski został awansowany, tak jak wcześniej przez rządzących tą zależną od ZSRR - zdegradowany. W grę wchodzi też oczywiście "Jack Strong" od pseudonimu bohatera. Mam wrażenie, że najlepiej, abyśmy my sami o nazwie nie rozstrzygali. Warto zdać się na społeczne wyczucie, co dodatkowo też stanowić będzie okazję do promocji naszego przedsięwzięcia. Najpierw na zasadzie burzy mózgów zgłaszać by można propozycje nazw. A później już zainteresowani naszą akcją w głosowaniu internetowym którąś z nich wybiorą. Skoro nasz bohater walczył o demokrację, płacąc za to tak wysoką cenę, decyzja w tej sprawie powinna zapaść w zgodzie z jej zasadami. To jednak przyszłość, chociaż nieodległa. Na razie skupiamy się na remoncie i odbudowie.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie