Reklama

Orban Maduro dwa bratanki

30/07/2024 15:00

Przed zaledwie kilkoma dniami napisałem felieton o sytuacji w Wenezueli. Poświęcę tej sprawie kilka akapitów. Jednak będzie to jedynie kilka akapitów, gdyż będzie to jedynie przyczynek do dojścia do wyciągnięcia wniosków również dla nas. Być może niezbyt odkrywczych, ale w mojej ocenie wartych ciągłego podkreślania. Wybory w najbiedniejszym kraju Ameryki Południowej miały dać szansę na mozolną odbudowę kraju. Zrujnowanego szaleńczą polityką gospodarczą i społeczną. Kraju z którego uciekła jedna czwarta mieszkańców. Rządzonego przez dyktatora zabijającego, torturującego i przetrzymującego w więzieniach setki więźniów politycznych. Przedwyborcze sondaże niezależnych instytutów badawczych przewidywały, że kandydat opozycji odniesie znaczące lub wręcz przygniatające zwycięstwo. Członkowie reżimu mieli otrzymać od USA gwarancje bezpieczeństwa i spokojnego dostatniego życia. Warunkiem było uznanie wyników wyborów i pokojowe przekazanie władzy politykom obozu demokratycznego.

Już nazajutrz prezydent Nicolas Maduro oznajmił, że został ponownie wybrany na kolejną sześcioletnią kadencję. I cóż za szczęśliwy dla niego przypadek. Miał otrzymać 51 procent głosów. Akurat tyle aby wynik nie został uznany za kompletnie nierealny. I aby nie trzeba było organizować drugiej tury. W kraju wybuchły liczne protesty. Waszyngton zastanawia się zapewne nad właściwą, ostrą i skuteczną reakcją. Maduro uważa zapewne, że wszystkich bezczelnie ograł i szykuje się na sześć kolejnych lat dyktatorskich rządów. Administracja USA zawsze mogłaby nałożyć kolejne dotkliwe sankcje, ale w sytuacji agonii tamtejszej gospodarki dotknęłyby one już tylko wyczerpanych i pogrążonych w wieloletniej traumie mieszkańców.

Maduro prawdopodobnie nie skorzysta z okazji, aby zostać zapamiętany jako ten, który dla dobra kraju ustępuje i oddaje władze. A na takim obrocie sprawy akurat dzisiaj mógł ugrać dla poprawy losu rzekomo kochanych obywateli wyjątkowo wiele. Sytuacja jest bowiem szczególna. Startująca w wyścigu do Białego Domu Kamala Harris najpewniej ogłosiłaby program bezprecedensowej pomocy dla Wenezueli wlewając w serca Wenezuelczyków nadzieję na poprawę ich losu. Taki program miałby z punktu widzenia Waszyngtonu znacząco ograniczyć presję migracyjną do USA w kluczowych miesiącach kampanii. W ślady USA zapewne poszłaby UE oraz Japonia. Po inwestycjach w sektor naftowy i zdjęciu sankcji byłaby szansa na poprawę stanu gospodarki kraju. Dyktator pokazał, że los mieszkańców swego kraju nie ma najmniejszego znaczenia w konfrontacji z jego dobrym nastrojem z tytułu sprawowania władzy. A niezależnie od tego jak wiadomo rząd zawsze się wyżywi, nawet gdy zza szyb opancerzonej limuzyny widzi wszechogarniającą nędzę i zmęczonych sytuacją poddanych, bo przecież nie obywateli. I tak od lat usłużni propagandyści wbijają poddanym do głów, że za wszystkie problemy są spowodowane polityką amerykańskich imperialistów do spółki z kapitalistycznymi rządami i globalnymi korporacjami. Maduro mógłby znaleźć się w szeregu niewielu w nowożytnej historii autokratów, dyktatorów i despotów, którzy może nie z odruchu serca ale przymuszony okolicznościami ulżyć milionom pozostałych jeszcze w kraju, dając nadzieję na poprawę losu im i ich dzieci.

Przykładów na podobne postępowanie polityków jest niestety wiele. Ja skoncentruję się na jednym nieco bliższym nam przypadku. To nasi bratankowie, czyli Węgrzy. Przed laty wybrali parlament wzburzeni ujawnionymi potajemnie nagraniami wypowiedzi byłego premiera socjalisty. Nagrania ujawniły cyniczne ukrywanie przed społeczeństwem stanu węgierskiej gospodarki i finansów publicznych. Premier przyznawał, że kłamie i nie zamierza tego póki co zmieniać. A nuż sytuacja nie wiadomo z jakich powodów się poprawi i będzie można rządzić i nadal kłamać. Słuszne oburzenie obywateli wykorzystał stęskniony władzy Wiktor Orban. I przejął stery w kraju mając w szczegółach przemyślany plan sprawowania rządów niepodzielnych, autokratycznych i długoletnich. Najpierw wziął pod lakierka media publiczne a następnie prywatne. Oporne media drukowane i elektroniczne wykupywał lub poprzez represje powodował ich zamknięcie. Następnie począł tworzyć nowe quasi niezależne instytucje sprzyjające władzy. Obsypywał je ogromnymi pieniędzmi w zamian żądając uczestnictwa w propagandowym cyrku popierania Orbana i jego polityki. Na czele koncernów państwowych obsadził swoich kumpli i członków rodziny. Pieniądze pompowane przez firmy kontrolowane przez rząd przyspieszyły przejmowanie przedsiębiorstw i spółek od ludzi, którym powiodło się w biznesie, ale nie byli pokorni i ulegli wobec Orbana. Lub po prostu zbyt dobrze prosperowali. A pieniądze, zaszczyty i honory miały być koncesjonowane tylko dla wyselekcjonowanej przez Orbana oligarchii na wzór rosyjski. Również w sposób w pełni kontrolowany i do określonych środowisk miała trafiać szeroka jak modry Dunaj rzeka dotacji unijnych. Tylko do swoich. Niezależnie od tego czy środki miały być przeznaczone na kulturę czy infrastrukturę. Nie istotny był rozwój kraju oraz zdrowe wskaźniki ekonomiczne i budżetowe. Liczyła się tylko kasa i wpływy dla swoich. Gdy skala nieprawidłowości zaczęła nabierać poważnych rozmiarów unijni urzędnicy powiedzieli dość. I nie przekonały ich harde słowa węgierskiego grubaska, że władzę zdobywa w wyborach i rządząc z woli ludu może robić właściwie to na co ma ochotę. Nie bacząc na te brednie przykręcono Węgrom i wzięto pod ściślejszy nadzór kurek z funduszami strukturalnymi. A miliardy euro na walkę z gospodarczymi i społecznymi skutkami pandemii wstrzymano całkowicie. Aby wzmocnić własne ego i połechtać swą próżność korzystając ze sprawowania przez Węgry prezydencji UE Orban postanowił ponad głowami Ukraińców i ku zdziwieniu świata zabawić w wielką politykę i śmiałymi działaniami doprowadzić do zakończenia wojny na Ukrainie. Orban będący pariasem światowej polityki wydurnił się do reszty. Gdyby czynił to jedynie na własny użytek byłoby pół biedy. Ale z woli większości od lat rządzi i panuje nad niewielkich rozmiarów krajem będącym od lat na krawędzi poważnego krachu gospodarczego. Niedawno jeden z poważnych instytutów analitycznych, którego wybaczcie nazwy nie pamiętam, uznał na podstawie analizy dziesiątek wskaźników, że Węgrzy stali się najbiedniejszymi obywatelami UE, wyprzedzeni w prawie jednym momencie przez Bułgarów i Rumunów. Oczywiście nie sposób porównywać sytuacji Wenezueli i Węgier. W jednym mieszkańcy głodują a w drugim od lat zaciskają pasa. Ale Maduro i Orban spokojnie mogą się przekomarzać który z nich ma lepszy nastrój i większą tkankę tłuszczową. Tylko poddanych żal.

Aktualizacja: 30/07/2024 15:11
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do